Chociaż Szwecja reprezentuje podobny model kulturowy i zamożność, co Dania czy Norwegia, odnotowano tam znacznie więcej zachorowań na COVID-19. Szwedzkie władze nie wprowadzają restrykcji w skali choćby zbliżonej do sąsiednich krajów. O realiach pracy w szwedzkiej ochronie zdrowia w czasie epidemii opowiadała na antenie TVN24 polska pielęgniarka Sonia Skupińska, pracująca w Malmo.
Mieszkająca w Malmo polska pielęgniarka Sonia Skupińska ocenia, że życie w mieście niewiele się zmieniło od czasu pojawienia się koronawirusa. – Oczywiście jest o wiele mniej osób na mieście, ale nieczęsto spotykam osoby noszące maseczki. Dużo więcej osób jest w rękawiczkach i przed sklepami są pojemniki do dezynfekcji – opisuje.
Szwedzi nie zamknęli szkół podstawowych. – Nie chcą tego zrobić ze względu na to, że to półtora miliona dzieci, a to by oznaczało, że kolejne półtora miliona rodziców by musiało zostać w domach – stwierdza.
Skupińska przyznaje, że imprezy masowe są odwołane, nie działają licea i szkoły wyższe, ale poza tym wszystko normalnie funkcjonuje. – Można iść do restauracji, kafejki, centra handlowe są otwarte - wylicza. - Nie może być więcej osób niż pięćdziesiąt i są wytyczne, że stoliki muszą być od siebie oddalone o półtora metra – dodaje polska pielęgniarka.
"Kontaktujemy się z centralą i dopiero ona nam przynosi rzeczy potrzebne"
Polka przyznaje, że więcej zmian wprowadzono w szpitalach. – Od 12 marca nie mamy w ogóle wizyt rodzin. Gdy pacjent przychodzi, to wyłącznie sam. Każdy oddział ma od dwóch do czterech izolatek, które są przygotowane, gdyby był nadmiar pacjentów z koronawirusem – informuje.
Sonia Skupińska zwraca uwagę, że "wszelkie maseczki, środki dezynfekujące, wszystko, co jest potrzebne do tego, żeby pracować przy pacjencie z koronawirusem, zostało pozabierane z oddziałów". – Wszystko zostało przeniesione do centrali, więc gdy przychodzi na oddział pacjent, który ma koronawirusa, kontaktujemy się z centralą i dopiero ona nam przynosi rzeczy potrzebne na kolejne 24 godziny – wyjaśnia.
Pielęgniarka informuje, że przed każdym szpitalem jest rozstawiony wielki namiot, w którym przeprowadza się wstępny wywiad z pacjentem. Każda osoba, która jest wprowadzana na oddział szpitalny, ma przeprowadzane testy na obecność koronawirusa.
"Tam prawdopodobnie brakuje większości rzeczy: ochrony i personelu"
- Największa epidemia dzieje się w Sztokholmie i tam prawdopodobnie brakuje większości rzeczy, ochrony i personelu – mówi Sonia Skupińska.
- Przestałam oglądać telewizję i słuchać radia, szczególnie w dni, w które chodzę do pracy, bo podawane statystyki na temat tego, ile osób choruje, to wpływa na moją psychikę i stresuję się chodzeniem do pracy. Wiadomo, że osoba, która jest nawet badana na koronawirusa, niekoniecznie ten wynik musi być pozytywny, a po paru dniach okazuje się, że osoba jednak jest chora. Tego się wszyscy obawiamy – podkreśla Polka.
Koronawirus w Szwecji
W liczącej dziesięć milionów mieszkańców Szwecji do piątku odnotowano 9685 przypadków koronawirusa, a liczba zmarłych wśród osób zakażonych zwiększyła się w ciągu doby o 77 - do 870.
- Wśród potwierdzonych przypadków zdecydowanie dominuje Sztokholm, tu służba zdrowia jest szczególnie obciążona - przekazała w piątek Karin Tegmark Wisell, szefowa działu mikrobiologii Urzędu Zdrowia Publicznego.
Źródło: TVN24, PAP