Północnokoreańskie media określiły w poniedziałek niedawne doniesienia o działającym w kraju ukrytym ośrodku wzbogacania uranu jako bezpodstawne i wezwały władze USA, by nie zwracały uwagi na plotki rozsiewane przez przeciwników dwustronnego dialogu.
W ubiegłym tygodniu amerykański magazyn internetowy "Diplomat" opublikował zdjęcia satelitarne rzekomego zakładu wzbogacania uranu w pobliżu Pjongjangu. Zaznajomione ze sprawą amerykańskie źródło potwierdziło, że opisywana placówka "odpowiada ukrytemu zakładowi", monitorowanemu przez wywiad USA od ponad 10 lat, określanemu nazwą Kangson. W ośrodku Kangson Korea Północna od co najmniej 10 lat wzbogaca uran na potrzeby swojego programu zbrojeń nuklearnych – napisał "Diplomat", dodając, że jest to jedna z dwóch tego rodzaju ukrytych placówek działających w komunistycznym kraju. Z kolei amerykański dziennik "Washington Post" informował, że według amerykańskiego wywiadu w Kangson produkuje się dwa razy więcej wzbogaconego uranu na potrzeby zbrojeń niż w znanej placówce nuklearnej w Jongbjon.
Bezpodstawne podejrzenia?
Strona internetowa Meari, uznawana za narzędzie propagandowe Pjongjangu, zauważyła w poniedziałek, że doniesienia amerykańskiego wywiadu i mediów wywołały spekulacje dotyczące rozwoju programu jądrowego i rakietowego Korei Północnej wbrew zapewnieniom jej przywódcy Kim Dzong Una o skłanianiu się ku całkowitej denuklearyzacji. "Problem jest taki, że obecna amerykańska administracja zdaje sobie sprawę z bezpodstawności (...) tych podejrzeń dotyczących programu nuklearnego Korei Północnej, ale usiłuje wykorzystać je, by wywierać presję na naszą republikę" - ocenił portal Meari. Północnokoreański tygodnik "Tongil Sinbo" zapewnił w niedzielę, że Pjongjang pozostaje wierny postanowieniom niedawnego szczytu Kim Dzong Una z prezydentem USA Donaldem Trumpem w Singapurze. Jeśli jednak amerykańska administracja ulegnie wpływom "sił przeciwnych pokojowi i dialogowi", wówczas nie można się spodziewać "dobrych wyników" - oceniło pismo.
Obietnica denuklearyzacji
We wspólnym oświadczeniu podpisanym przez przywódców USA i Korei Północnej w Singapurze Kim ponownie zadeklarował skłonność do "całkowitej denuklearyzacji Półwyspu Koreańskiego" w zamian za obietnicę gwarancji bezpieczeństwa dla swego reżimu. W dokumencie nie określono jednak konkretnego grafiku likwidacji północnokoreańskiego arsenału jądrowego. Prezydent Trump oceniał po spotkaniu, że broń jądrowa Pjongjangu nie jest już zagrożeniem i zapowiadał, że denuklearyzacja rozpocznie się "bardzo szybko". Eksperci mają jednak wątpliwości, czy Kim rzeczywiście jest skłonny zrezygnować z broni, nad którą jego kraj pracował od dziesięcioleci.
Spotkanie, do którego nie doszło
Sekretarz stanu USA Mike Pompeo złożył niedawno wizytę w Pjongjangu, gdzie miał ustalać z Kimem szczegóły dotyczące denuklearyzacji. Do jego spotkania z północnokoreańskim przywódcą jednak nie doszło, a MSZ tego kraju zarzuciło mu "gangsterskie metody" nacisku. Komentatorzy oceniali po tej wizycie, że szef amerykańskiej dyplomacji wrócił z Pjongjangu z pustymi rękami. Pod koniec czerwca amerykańska grupa 38 North, która monitoruje Koreę Północną, oceniła na podstawie zdjęć satelitarnych, że w ośrodku Jongbjon trwa rozbudowa infrastruktury, przestrzegając jednocześnie przed wiązaniem tego z trwającymi negocjacjami nuklearnymi między Pjongjangiem a Waszyngtonem. Dyrektor zarządzająca 38 North, Jenny Town, napisała jednak na Twitterze, że w tej sytuacji "potrzeba rzeczywistej umowy, a nie tylko oświadczenia o górnolotnych celach".
Autor: momo//kg / Źródło: PAP