Przez chwilę wydawało się, że akcja zabicia Osamy bin Ladena może skończyć się fiaskiem. Jeden z dwóch zmodyfikowanych śmigłowców Blackhawk miał, według Pentagonu, stracić siłę nośną. Jednak, jak podaje CBS, sytuację uratowała szybka reakcja pilota, który w sposób kontrolowany rozbił helikopter na podwórzu rezydencji terrorysty.
Według oficjalnej informacji Pentagonu, pierwsza faza ataku na kompleks, w którym ukrywał się Osama, została przeprowadzona przez dwa śmigłowce Blackhawk z 25 komandosami z oddziału 6. elitarnej jednostki komandosów SEALs na pokładzie.
Jak zdradził jeden z kongresmenów po wyjściu z odprawy przeprowadzonej przez Pentagon, jedna z maszyn miała ulec rozbiciu z powodu wystąpienia gwałtownej zmiany temperatury powietrza. W efekcie pilot miał utracić możliwość utrzymywania zawisu nad zabudowaniami posiadłości.
Pukanie do drzwi
Według źródeł nieoficjalnych, komandosi w momencie wypadku szykowali się do szybkiego zjechania na linach ze śmigłowca na teren wewnętrznego dziedzińca rezydencji terrorysty. Tak zwany manewr "fast rope" nie doszedł jednak do skutku, ponieważ śmigłowiec nie mógł utrzymać się w powietrzu.
W tym momencie powodzenie całej akcji zawisło na włosku. Jeśli helikopter z komandosami rozbiłby się, Amerykanie mieliby nie lada problem. Musieliby nie tylko ścigać Osamę mniejsza liczbą ludzi, ale także martwić się o ewakuację ewentualnych zabitych i rannych żołnierzy.
Według stacji CBS, sytuację uratował pilot Blackhawka. Gdy tylko wyczuł niekontrolowane opadanie maszyny, gwałtownie pochylił helikopter do przodu, starając się skierować ją na otwarty teren dużego placu przed nim. W trakcie tego manewru kontrolowanego rozbicia maszyna zahaczyła ogonem o wysokie ogrodzenie, ale główna część z załogą i pasażerami znalazła się na ziemi bezpiecznie. Komandosi wyskoczyli i kontynuowali akcję, zaś piloci zajęli się niszczeniem swojego śmigłowca i wzywaniem awaryjnego transportu.
Elita elit
Pilot, który szybką reakcją uratował powodzenie operacji, należał do 160. Special Operations Aviation Regiment zwanego "Nighstalkers". Ta jednostka skupia najlepszych pilotów śmigłowców wojskowych w USA, który mają do dyspozycji najnowocześniejszy sprzęt dostępny dla sił zbrojnych supermocarstwa.
Rozbity Blackhawk nie był standardową maszyną, lecz najprawdopodobniej wysoce zmodyfikowanym MH-60, który wykorzystuje technologię "stealth" i jest wyciszony. Do tej pory istnienie tych maszyn było ściśle tajne. - Myślę, ze nikt spoza społeczności sił specjalnych nie wiedział o nich - mówi ekspert ds. lotnictwa Bill Sweetman.
Jeden z byłych pilotów 160. regimentu wypowiedział się anonimowo dla portalu Defense News i stwierdził, że podczas swojej służby spotkał się z wysoce zmodyfikowanymi MH-60, które "zupełnie nie przypominają" seryjnych Blackhawków. Mają być kanciaste na wzór pierwszego samolotu "stealth" F-117, bardzo ciche oraz trudnowykrywalne przez radary i w podczerwieni.
Prezent dla wroga
Kontrolowana katastrofa na podwórku Osamy stała się problemem dla USA i wielkim prezentem dla Pakistanu. Odłamany przez uderzenie o płot ogon tajnego śmigłowca nie został zniszczony i jedynie uszkodzony trafił w ręce obcego wojska. Szczątki szybko załadowano na ciężarówki i wywieziono w nieznanym kierunku.
Słabo rozwinięty przemysł lotniczy Pakistanu zapewne nie będzie miał wielkiego użytku z najnowocześniejszych technologii amerykańskiego przemysłu. Jednak bliski sojusznik Islamabadu Chiny prawdopodobnie są gotowe zapłacić wielkie pieniądze za dostęp do tych szczątków.
Według CBS, Pentagon już poprosił Pakistan o zwrot pozostałości po śmigłowcu.
Źródło: CBS News, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: CBS