Misterne porozumienie pod znakiem zapytania. Przez niespodziewaną śmierć


Śmierć przywódcy kongijskiej opozycji postawiła pod znakiem zapytania podpisany ostatniego dnia 2016 r. układ pokojowy, który miał zaradzić kryzysowi politycznemu w tym największym kraju subsaharyjskiej Afryki i uchronić go od nowej wojny domowej. Analiza Wojciecha Jagielskiego z PAP.

Etienne Tshisekedi umarł 1 lutego w Brukseli, gdzie od dwóch lat mieszkał i leczył podupadające zdrowie. Przeżył 84 lata, z których prawie sześćdziesiąt minęło mu na działalności politycznej, głównie opozycyjnej. W 1960 r., gdy Kongo, była belgijska kolonia, zdobyło niepodległość, Tshisekedi jako jeden z pierwszych w kraju adwokatów był doradcą premiera Patrice’a Lumumby.

Kiedy lewicowy Lumumba został obalony przez wspieranych przez CIA i zachodnie wywiady buntowników, Tshisekedi przystał do separatystów z bogatej w diamenty prowincji Kasai, z której wywodzi się jego rodzina. A kiedy w 1965 r. władzę w Kongu w wyniku puczu przejął faworyt CIA Mobutu Sese Seko, Tshisekedi wszedł do jego rządu.

Narodziny opozycji

Zgodna współpraca z Mobutu skończyła się na początku lat 80., gdy Tshisekedi, rozczarowany korupcją prezydenta-kleptokraty założył opozycyjny Związek na rzecz Demokracji i Postępu Społecznego (UDPS) i jako pierwszy w Kongu otwarcie wystąpił przeciwko dyktatorowi. Aby pacyfikować przeciwników politycznych, Mobutu na przemian wtrącał ich do więzienia, bądź korumpował wysokimi stanowiskami w państwie. Tshisekedi jako jeden z nielicznych oparł się pokusie władzy. W latach 90., gdy Kongo pogrążało się w upadku i chaosie, czterokrotnie przyjmował od Mobutu posadę premiera, ale nie dał się mu kupić i po kłótniach z prezydentem podawał się do dymisji lub był zwalniany. Bezkompromisowością zyskał sobie szacunek oraz zwolenników i już pod koniec lat 90. wyrósł na najważniejszego przywódcę kongijskiej opozycji.

Mobutu został jednak obalony nie przez Tshisekediego, ale w wyniku wojny domowej wywołanej przez przemytnika Laurenta-Desire Kabilę, który dzięki wojskowemu wsparciu Rwandy i Ugandy, pragnących się pozbyć Mobutu, w 1997 r. zdobył Kinszasę i przejął w niej władzę. W 2001 r. Kabila został zamordowany, a władzę po nim przejął jego syn, Joseph, który do dziś sprawuje urząd prezydenta.

Dwóch uzurpatorów

Tshisekedi uważał obu za uzurpatorów. W 2006 r. zbojkotował wygrane przez Josepha Kabilę wybory, zorganizowane w Kongu przez ONZ i Unię Europejską. W wyborach w 2011 r. Tshisekedi już wystartował, ale przegrał z Kabilą. Wyjechał z kraju i wrócił do Kinszasy dopiero latem 2016 roku, by jeszcze raz stanąć na czele opozycji, tym razem przeciwko Kabili, który odwołał zapowiedziane na listopad wybory prezydenckie.

Jednak konstytucja zabraniała mu ubiegać się o kolejną reelekcję. Najpierw Kabila usiłował poprawić niewygodne dla niego prawo ograniczające liczbę prezydenckich kadencji do dwóch pięciolatek. Kiedy w Kinszasie doszło do rozruchów, Kabila wycofał się z tego pomysłu. Aby przedłużyć panowanie, posłuszne mu sądy i centralna komisja wyborcza orzekły, że w Demokratycznej Republice Konga, kraju tak wielkim jak cała Europa Zachodnia, z powodów logistycznych w listopadzie nie uda się przeprowadzić wyborów, a Kabila pozostanie na stanowisku prezydenta aż do nowej elekcji.

W grudniu w Kinszasie znów wybuchły zamieszki, w których zginęło pół setki ludzi, a kongijska opozycja zjednoczyła się w sojuszu Zgromadzenie, na którego czele stanął Tshisekedi. Przed politycznym kryzysem i wojną domową (ostatnia, z przełomu wieków, pochłonęła życie prawie 5 mln ludzi i wzięło w niej udział pół tuzina sąsiednich państw) ocaliła Kongo mediacja miejscowych biskupów, którzy w sylwestrową noc wynegocjowali porozumienie pokojowe między Kabilą a opozycją.

Opozycja zgodziła się, by 45-letni Kabila jeszcze przez rok pozostawał prezydentem, pod warunkiem, że w jesiennych wyborach już nie wystartuje. Kabila obiecał też nie majstrować więcej przy konstytucji, a na premiera tymczasowego rządu i szefa komisji mającej nadzorować przestrzeganie politycznej ugody wybrać Tshisekediego. Śmierć nestora kongijskiej opozycji postawiła całe porozumienie pod znakiem zapytania.

Nowe wybory później

Jeszcze za życia Tshisekediego Kabila celowo przeciągał rozmowy w sprawie ustalenia terminu nowych wyborów, a zwłaszcza powołania rządu tymczasowego, w nadziei, że kwestia podziału ministerialnych stanowisk skłóci i rozbije opozycyjny sojusz. Jego rachuby okazały się trafne. Żaden z przywódców kongijskiej opozycji nie cieszy się tak dużym autorytetem, by zastąpić Tshisekediego w roli niekwestionowanego przywódcy. Rozłam grozi samej partii Tshisekediego, w której wielu polityków nie akceptuje przywództwa jego syna, Feliksa.

Inny z przywódców opozycji, bogaty i wpływowy były gubernator Katangi Moise Katumbi od prawie roku ukrywa się za granicą (obecnie w Brukseli) przed listami gończymi, które rozesłał za nim Kabila, oskarżając Katangijczyka o werbowanie najemników i zamiar wywołania wojny domowej. Katumbi twierdzi, że Kabila oskarżył go fałszywie, żeby wykluczyć go z rywalizacji o prezydenturę. Noworoczna ugoda polityczna zakłada, że władze uwolnią więźniów politycznych i odwołają listy gończe za Katumbim, ale na razie rząd nawet się tym nie zajął.

Noworoczna ugoda niepoważna

W Kinszasie nie brakuje opinii, że Kabila nigdy nie zamierzał noworocznej ugody traktować poważnie, a jedynie jako sposób zaradzenia bieżącym problemom, służący przedłużeniu rządów. Śmierć Tshisekediego ułatwi mu zadanie, a dodatkowo pozwoli obarczyć opozycję winą za fiasko porozumienia. Jednym z jego najzagorzalszych przeciwników jest wywodzący się z opozycji premier DRK Samy Badibanga, któremu Kabila powierzył stanowisko szefa rządu jeszcze jesienią, gdy ministerialnymi posadami próbował rozbić jedność opozycji. Kierowane przez Tshisekediego Zgromadzenie nie podjęło wtedy rozmów, ale skusić dał się Badibanga, rozłamowiec z partii Tshisekediego, który dziś ani myśli podawać się do dymisji, by oddać posadę innemu przedstawicielowi opozycji.

Kongijscy biskupi ostrzegają, że każdy tydzień zwłoki z realizacją noworocznego porozumienia zagraża samej ugodzie, a po śmierci Tshisekediego przedstawiciele władz Ugandy wprost zasugerowali, że wobec groźby chaosu, który grozi ze strony pozbawionej przywódcy opozycji, powinno się pozwolić Kabili rządzić, dopóki sytuacja w Kongu się nie uspokoi.

Autor: AG/sk / Źródło: PAP