Według najnowszych danych 12 osób zginęło w dwóch zamachach bombowych w mieście Kizljar w Dagestanie, a większość z nich to milicjanci – powiedział korespondent TVN24 w Moskwie Andrzej Zaucha. Rannych jest ponad 20 osób. Wśród zabitych jest szef milicji w Kizljarze płk Witalij Wiediernikow.
Do pierwszej eksplozji doszło ok. 8:30 miejscowego czasu (6:30 w Polsce), gdy milicjanci zatrzymali do kontroli ciężarówkę wyładowaną ładunkami wybuchowymi. Zginęło wtedy dwóch funkcjonariuszy. – Według wstępnych informacji lej po wybuchu ma 2 na 6 metrów, więc było w tym samochodzie naprawdę bardzo dużo materiałów wybuchowych – mówił Zaucha.
Chwilę po tym, gdy na miejscu pojawiło się wielu gapiów i milicjantów, doszło do drugiej eksplozji. Tym razem w powietrze wysadził się ubrany w mundur milicyjny zamachowiec-samobójca z ładunkiem przytwierdzonym do ciała. - To jest właśnie klasyczny scenariusz kaukaski – tłumaczył korespondent "Faktów TVN” następstwo zdarzeń.
Związku z Moskwą brak
Na razie nie ma dowodów na jakikolwiek związek środowych zamachów z poniedziałkowymi wybuchami w Moskwie, w których zginęło 39 osób, a co najmniej 70 zostało rannych. Dagestan jest bardzo niespokojnym regionem i podobne ataki nie są tam niczym niezwykłym. Szczególnie w mieście takim jak Kizljar - położonym w pobliżu granicy z Czeczenią.
W Dagestanie często dochodzi do incydentów zbrojnych, akcji rebeliantów, a także zabójstw na tle kryminalnym. Nierzadko na celowniku znajdują się milicjanci. W czerwcu zeszłego roku przez snajpera zabity został szef MSW Dagestanu Adilgerej Magomedtagirow. W lutym tego roku zastrzelono komendanta milicji w Machaczkale, stolicy regionu - Ahmeda Magomiedowa. W styczniu w zamachu samobójczym na posterunek milicji drogowej w Machaczkale zginęło kilku funkcjonariuszy.
Źródło: reuters, pap