Kenia: Opozycja bierze parlament


W wyborach na szefa kenijskiego parlamentu przedstawiciel opozycji zebrał więcej głosów niż kandydat prezydenta. Nie oznacza to jednak, że Mwai Kibaki przyzna się również do porażki w grudniowych wyborach. Polityczny pat na wschodzie Afryki trwa.

Po trzech rundach głosowania 52-letni prawnik Kenneth Marende z opozycyjnego Pomarańczowego Ruchu Demokratycznego nieznacznie pokonał prezydenckiego kandydata Francisa ole Kaparo. Ale wybrać go nie było łatwo, bo chociaż opozycja ma więcej miejsc w parlamencie, nie ma dwóch trzecich potrzebnych do wybrania przewodniczącego w pierwszej rundzie. W trzeciej rundzie potrzebna już była zwykła większość.

Wybór spikera parlamentu, na pierwszym jego posiedzeniu po wyborach, po których doszło do krwawych zamieszek - w których zginęło co najmniej 612 osób, a setki tysięcy zostało bez dachu nad głową - odbył się w nerwowej atmosferze. Deputowani rywalizujących ze sobą partii nawet się pobili, a wokół budynku rozmieszczono wojsko i zablokowano niektóre drogi w okolicy parlamentu.

Wrogowie w cztery oczy

Posiedzenie parlamentu było też pierwszą okazją do spotkania Kibakiego i jego rywala - lidera opozycji Raili Odingi, który konsekwentnie oskarża go o fałszerstwa wyborcze. Według oficjalnych rezultatów Kibaki uzyskał poparcie 4,58 mln uprawnionych, Odinga - 4,35 mln. Różnica nie przekracza więc 300 tysięcy głosów.

Rzecznik ODM Ahmed Hashi powiedział, że udział Odingi w sesji parlamentu "nie oznacza uznania prezydentury Kibakiego".

Źródło: PAP, tvn24.pl