Członkowie Państwa Islamskiego dokonali masowej egzekucji kilkuset więźniów przebywających w zakładzie karnym w Mosulu - donosi Human Rights Watch. Dżihadyści zajęli to drugie największe miasto Iraku na początku czerwca. Po tym, jak wdarli się do więzienia, odseparowali szyitów od sunnitów i chrześcijan, następnie wywieźli tych pierwszych do pobliskiego wąwozu, kazali uklęknąć w rzędzie i rozstrzelali. Niektórym udało się przeżyć i opowiedzieć o masakrze.
Od początku czerwca, gdy dżihadyści zajęli irackie miasto Mosul, dochodzą stamtąd przerażające doniesienia o masowych egzekucjach dokonywanych na lokalnych mieszkańcach i terrorze, w jakim żyje ludność.
Po zajęciu miasta bojownicy Państwa Islamskiego wtargnęli do miejscowego zakładu karnego Badoush. Więźniowie odbywali w nim karę za przeróżne przestępstwa, od ciężkich zbrodni takich jak morderstwa, po drobne przewinienia.
Po zajęciu budynku dżihadyści odizolowali sunnitów i małą grupę chrześcijan i wywieźli ich ciężarówkami w nieznanym kierunku. Pozostałych sunnitów zaprowadzili do pobliskiego wąwozu, gdzie kazali uklęknąć im w rzędzie i odliczać.
- Na początku kazali każdemu podnieść rękę i podać swój numer. Ja byłem numerem 43 - opowiedział organizacji Human Rights Watch mężczyzna, któremu udało się przeżyć. - Usłyszałem, jak jedna z osób podaje numer 615. Jeden z członków IS powiedział wtedy: dzisiaj się dobrze najemy - relacjonował mężczyzna.
Strzelali, aż skończyła się amunicja
Następnie - zgodnie z informacjami przekazanymi przez mężczyznę - dżihadyści otworzyli ogień.
- Kula otarła się o moją głowę i upadłem na ziemię, potem poczułem kolejną w okolicach ramienia. - Byłem nieprzytomny przez około 5 minut - opowiadał rozmówca HRW.
- Zanim zaczęli strzelać, udało mi się pocałować stojącego obok mnie mężczyznę, bo wiedzieliśmy, że umrzemy. Jak już się pożegnaliśmy, wyjąłem zdjęcie córki i ucałowałem je. Modliłem się, aby Bóg uratował mnie dla niej, bo nikt inny nie będzie w stanie się nią zaopiekować - wspominał.
Po pierwszej serii - zgodnie z relacją mężczyzny - napastnicy rozpoczęli kolejną. Zobaczyli bowiem, że jeden z więźniów wstał. Przestali dopiero wtedy, gdy skończyła się im amunicja. Zabijając więźniów, mieli krzyczeć: "Tak wymierzamy sprawiedliwość".
Nie wiadomo dokładnie, ilu więźniów zastrzelili dżihadyści. Mężczyźni, którzy rozmawiali z HRW, zeznawali jednak, że w czasie odliczania słyszeli numery takie jak 600 czy 750.
Zdaniem świadków, udało się przeżyć 30-40 osobom. Części udało się uciec, inni spadli lub stoczyli się do wąwozu i udawali martwych.
Strażnicy więzienni mieli uciec z zakładu karnego dzień przed opanowaniem go przez dżihadystów.
Wywiezieni w nieznane miejsce
Pracownicy HRW rozmawiali również z mężczyzną, który znalazł się wśród zapakowanych do ciężarówek sunnitów i chrześcijan. Rozmówca nie mógł rozpoznać lokalizacji, do której trafił. Jak mówił, mogła być to iracka prowincja Anbar lub Syria.
Pierwszego wieczoru dżihadyści zabrali też około 100 mężczyzn, którzy twierdzili, iż są sunnitami. Okazało się jednak, że to szyici. Już nie wrócili. Pozostali po trzech dniach zostali odwiezieni do Mosulu.
Autor: kg\mtom\kwoj / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Human Rights Watch