"Wszystko wydarzyło się w 15 sekund". Wyszli cało z katastrofy samolotu

Źródło:
Reuters, PAP

Siedząc w ostatnim rzędzie samolotu, Muhammed Junaid wyczuł, że coś jest nie tak, kiedy samolot Air India Express numer IX 1344 z Dubaju zbliżał się do południowoindyjskiego miasta Kozhikode. Maszyna rozbiła się podczas lądowania w piątek, w katastrofie zginęło 18 osób. Junaid wyszedł z niej jedynie z bólem głowy, ale nie chce już więcej latać.

Samolot Boeing 737-8HG, lecący z Dubaju, wypadł z pasa i rozbił się niecałe dziesięć metrów dalej w docelowym porcie lotniczym Kozhikode, w indyjskim stanie Kerala, około godziny 19.40 czasu lokalnego. Maszyna lądowała podczas ulewnego deszczu i słabej widoczności. Po uderzeniu kadłub rozpadł się na pół. Pas startowy znajduje się na wzgórzu, z głębokimi wąwozami po obu stronach, i jest uważany przez pilotów za trudny.

Osiemnaście ze 190 osób na pokładzie, w tym obaj piloci, zginęło w najtragiczniejszym wypadku samolotu pasażerskiego w Indiach od 2010 roku. Szesnaście osób zostało poważnie rannych. Lot z Dubaju był lotem repatriacyjnym, mającym na celu sprowadzenie obywateli do domu, gdy wciąż trwają międzynarodowe ograniczenia podróży z powodu rozprzestrzeniania się koronawirusa SARS-CoV-2.

"Dzięki Bogu nic mi się nie stało"

Muhammed Junaid, podobnie jak wielu innych na pokładzie, został zmuszony do powrotu do domu, gdy jego pensja zmniejszyła się o połowę z powodu pandemii COVID-19. Po katastrofie opowiadał, że wyczuł, iż coś jest nie tak, kiedy samolot musiał stawić czoła silnemu wiatrowi, zbliżając się do lotniska. Relacjonował, że boeing, zamiast zwolnić, zdawał się nabierać prędkości, przekraczając pas startowy śliski od ulewnych deszczy i pędząc w dół po stromym zboczu. W końcu złamał się na pół. - Wszystko to wydarzyło się w 15 sekund - powiedział mężczyzna w telefonicznej rozmowie z agencją Reutera.

Junaid i kilku innych pasażerów siedzących z tyłu samolotu prawie bez szwanku wyszło z wraku na międzynarodowym lotnisku Calicut w pobliżu Kozhikode. Przed północą wrócił do domu w Elathur, godzinę drogi od lotniska. Głowa bolała go od uderzenia w sufit, a z przygryzionych warg ciekła mu krew. - Dzięki Bogu nic mi się nie stało - podsumował.

"Byłem bardzo podekscytowany spotkaniem z rodziną"

25-letni Junaid przeprowadził się do Dubaju trzy lata temu, żeby pracować jako księgowy w firmie handlowej. Jak powiedział, jako jedyny żywiciel czteroosobowej rodziny wysyłał do domu połowę z zarabianych miesięcznie czterech tysięcy dirhamów (około czterech tysięcy złotych).

Po wybuchu pandemii zyski jego firmy zmalały, otrzymywał połowę pensji. - Mój szef kazał mi wziąć dwa lub trzy miesiące urlopu i wrócić, kiedy wszystko będzie dobrze - powiedział.

Próby dotarcia do domu napotkały na przeszkody, ponieważ Indie zamknęły granice w marcu. Junaid powiedział, że zarejestrował się w rządowym programie lotów repatriacyjnych, ale nie otrzymał odpowiedzi przez dwa miesiące. 1 sierpnia poinformowano go, że przez dwa tygodnie będą dostępne loty między Dubajem a stanem Kerala.

- Wracałem do Indii po prawie dwóch latach, więc byłem bardzo podekscytowany spotkaniem z rodziną i wszystkimi - powiedział.

Myślał, że to koniec

Kilka miejsc przed Junaidem siedział 28-letni Muhammad Shafaf, który również wracał do domu z Dubaju po spędzeniu tam siedmiu miesięcy na bezskutecznych poszukiwaniach pracy.

Kiedy samolot wypadł z pasa startowego i spadł ze wzgórza, Shafaf myślał, że to już koniec. Obawiał się, że na pokładzie wybuchnie pożar, w którym zginie. - Personel pokładowy z tyłu zapewnił nas, że nie ma potrzeby martwić się pożarem. Jedna z kobiet powiedziała, że ​​silnik jest wyłączony - opowiadał Shafaf, który z katastrofy wyszedł tylko z siniakami na nosie i stopach.

"Nie chcę znowu latać"

Junaid opowiadał, że pamięta jak personel pokładowy uspokajał pasażerów i pomagał tym, którzy siedzieli zgnieceni między uszkodzonymi siedzeniami.

Po 45 minutach oczekiwania, podczas których ratownicy pomagali pasażerom wydostać się z rozbitego przodu samolotu, Junaid i reszta osób siedzących z tyłu zostali wyprowadzeni z wraku.

Junaid odpoczywa w domu i czeka na test na koronawirusa. Stwierdził, że chce się trzymać z dala od samolotów. - Naprawdę się boję - powiedział. - Nie chcę znowu latać - dodał.

Autorka/Autor:mart//rzw

Źródło: Reuters, PAP