18-letni Bryer Schmegelsky i 19-letni Kam McLeod to dwaj nastolatkowie, których kanadyjska policja podejrzewa o dokonanie trzech morderstw. Mieli zabić 23-letniego Australijczyka i 24-letnią Amerykankę, a także 64-letniego Leonarda Dycka, profesora botaniki. Kanadyjska policja szuka ich w północnej Manitobie, gdzie byli ostatni raz widziani. Materiał "Faktów o Świecie" TVN24 BiS.
Bryer Schmegelsky wraz ze swoim o rok starszym kolegą Kamem McLeodem są podejrzewani o trzy brutalne morderstwa. Nastolatkowie mogą być uzbrojeni i niebezpieczni. Obława z użyciem dronów, helikopterów, psów tropiących i policji konnej obejmuje kilka kanadyjskich prowincji.
Alan Schmegelsky, ojciec Bryera przekonuje, że "normalne dziecko nie jeździ po całym kraju, zabijając ludzi".
– Tylko dziecko z jakimś poważnym problemem może tak robić – mówi o swoim synu.
Osiemnastolatka poszukują służby. – Robią wszystko, by ta groźna sytuacja znalazła swój finał jak najszybciej, by społeczeństwo było bezpieczne – informuje Ralph Goodale, kanadyjski minister bezpieczeństwa publicznego.
Ojciec Bryera twierdzi, że "policja konna będzie strzelać zanim zacznie zadawać pytania". – Mój syn będzie martwy dziś lub jutro. Wiem to – dodaje.
Funkcjonariusze ostrzegają by w razie rozpoznania nastolatków, nie zbliżać się, nie podejmować działań na własną rękę, a natychmiast dzwonić na numer alarmowy.
Podejrzani o zabójstwo trzech osób
18- i 19-latek bez wyraźnego motywu mieli zastrzelić w różnych miejscach trzy osoby. Ciało 64-letniego Leona Dycka, botanika z uniwersytetu w Vancouver znaleziono nieopodal Dease Lake. Dwa kolejne ciała Amerykanki i Australijczyka, którzy zwiedzali Kanadę, ponad 300 kilometrów dalej w miejscowości Liard Hot Springs Lodge.
- To bardzo trudny teren. Duży obszar. Jest tam wiele krzewów, lasów, bagien – mówi Julie Courchaine, rzeczniczka kanadyjskiej Królewskiej Policji Konnej. – Poszukiwania są skomplikowane, dlatego używamy bardzo różnych metod.
Amerykanka i Australijczyk 14 lipca zatrzymali się na poboczu, by naprawić samochód. Wtedy prawdopodobnie zostali zaatakowani. Policja twierdzi, że jest świadek, który widział ich rozmawiających z jednym z poszukiwanych mężczyzn.
- Byłem zszokowany, gdy o tym usłyszałem. Szkic ofiary, mojego kolegi, zobaczyłem w popołudniowych wiadomościach. Na początku go nie rozpoznałem, ale gdy podali dane osobowe byłem zszokowany i zaskoczony – przyznaje Robert Dewreede, znajomy zamordowanego 64-latka.
"Czujemy, że jesteśmy w niebezpieczeństwie"
Zszokowani, ale i przerażeni są też mieszkańcy rodzinnej miejscowości nastolatków. – Moje serce pęka na myśl o rodzinach ofiar – mówi Lisa Lucas, mieszkanka Port Alberni.
Liczy na to, że funkcjonariusze jak najszybciej znajdą i zamkną podejrzanych o morderstwa nastolatków.
Teraz poszukiwani mogą przebywać w okolicach miasta Gillam, w zupełnie innej części Kanady. Tam policja znalazła spalony samochód, którym mieli się poruszać.
- Jest nerwowo. Nie spaliśmy w nocy. W naszej społeczności taka sytuacja nie jest normalna – zwraca uwagę Navneet Sahota, właścicielka motelu w Gillam.
Przyznaje, że okoliczni ludzie sobie ufają i "nawet nie zamykają na noc drzwi w domach". – Teraz czujemy, że jesteśmy w niebezpieczeństwie – dodaje.
Burmistrz Gillam, Dwayne Forman podkreśla, że "świadomość tego, iż mogą gdzieś tu być sprawia, że czujemy się niepewnie". – Najważniejsze jest nasze bezpieczeństwo – mówi.
Służby poprosiły mieszkańców o pozostanie w domach lub w razie konieczności wyjścia – przemieszczanie się w grupach.
Autor: asty//plw / Źródło: tvn24