Kanadyjskie media są oburzone brutalnością policji, po tym jak telewizje wyemitowały nagranie, na którym widać jak policjanci z lotniska w Vancouver obezwładniają 40 letniego Polaka paralizatorem elektrycznym. W wyniku tej interwencji mężczyzna zmarł.
Kanadyjska prasa oburzona zachowaniem policji
Według dziennika "Toronto Star" nagranie wideo ukazuje, że Polak umierał w mękach "wydając z siebie zwierzęce krzyki". Gazeta podkreśla drastyczność filmu - matka Polaka nie była w stanie obejrzeć w całości nagrania.
Dziennik podkreśla również, że nagranie przeczy wersji policji, według któej Dziekański zachowywał się agresywnie. - W jego oczach był wyraźny strach - gazeta cytuje świadków i zauważa, że policjanci strzelali do Polaka dwukrotnie z paralizatora ładunkiem 50 tys. woltów.
Zdaniem policji po pierwszym strzale mężczyzna wciąż pozostawał "zdolny do walki" - pisze "Toronto Star". Gazeta zwraca jednak uwagę, że miejscowe procedury w pierwszej kolejności zalecają użycie pałki lub gazu pieprzowego.
Potrzebne niezależne śledztwo
Mike Farnworth, odpowiedzialny za bezpieczeństwo publiczne w opozycyjnym gabinecie cienie, mówi w "Vancouver Sun", że to, co ukazuje film "jest straszne, bardzo ostre". Wskazuje przy tym na konieczność przeprowadzenia niezależnego śledztwa w tej sprawie: - Społeczeństwo to zobaczy i będzie zadawać mnóstwo pytań.
- Śmierć pochodzącego z Polski pana Dziekańskiego była szokująca i prawdopodobnie do uniknięcia (...). Rozum wzdryga się na myśl, że człowiek jest wystarczająco zdolny, by wynaleźć paralizator, lecz niezdolny, by opracować metodę interwencji w tak delikatnej sytuacji bez zabijania człowieka - pisze w komentarzu redakcyjnym wychodzący w Toronto "The Globe and Mail".
"On mówi po rosyjsku..."
Robert Dziekański zmarł 14 października. Mówiący tylko po polsku mężczyzna miał dołączyć w Kanadzie do swojej matki. Po raz pierwszy w życiu leciał samolotem.
Według adwokata matki Dziekańskiego, mężczyzna przez dziesięć godzin czekał w hali odbioru bagażu, nie umiejąc z niej wyjść i nie wiedząc co ma robić. Nikt z pracowników lotniska nie zainteresował się wyraźnie zdezorientowanym pasażerem.
W tym czasie w hali przylotów czekała na niego matka. Nie mogła uzyskać nawet informacji, czy syn przyleciał, a do hali bagażowej, gdzie cały czas na nią oczekiwał, nie pozwolono jej wejść.
Na filmie widać jak zdesperowany mężczyzna kręci się koło automatycznych drzwi, w końcu blokuje je krzesłami i stołem. Później, co również zarejestrowano na filmie, podchodzi do stanowiska obsługi, chwyta komputer i rzuca go na ziemię, tuż obok stojących strażników. - On mówi po rosyjsku, trzeba tłumacza - krzyczał jeden z ochroniarzy, którzy nawet nie próbowali zbliżyć się do Polaka.
W końcu do Polaka podchodzi czterech policjantów. Gdy jeden z nich zadał pytanie, co się dzieje, Polak odwraca się plecami i wygląda na to, że zamierza odejść. Wówczas policjanci używają paralizatora.
Dziekański upada na ziemię i po kilkudziesięciu sekundach nieruchomieje. Chwilę później umiera.
Film dowodem
Jak pisze agencja AFP, film nagrany przez świadka zdarzenia podważa twierdzenia policji kanadyjskiej, jakoby Polak zachowywał się bardzo agresywnie. Tak twierdzi kanadyjska policja - jej zdaniem funkcjonariusze zastosowali taser, ponieważ mężczyzna był bardzo pobudzony: rzucał krzesłami, cisnął na ziemię komputer i krzyczał w obcym języku.
Wynajęty przez matkę ofiary adwokat Walter Kosteckyj, który przekazał mediom nagranie, podkreślił, że film pokazuje, iż Polak w żadnym momencie nie przejawiał agresji - sprawiał tylko wrażenie bardzo przestraszonego, wycieńczonego i mówił do siebie po polsku.
Po incydencie na lotnisku w Vancouver Polska zwróciła się do władz kanadyjskich o wyjaśnienie sprawy. Rząd polski poprosił też władze kanadyjskie o jak najszybsze dostarczenie wyników dochodzenia.
W Kanadzie w ciągu ostatnich pięciu lat po użyciu paralizatorów przez policjantów zginęło już 17 osób.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: CBC News/zdjęcia amatorskie