"Jestem ofiarą instynktu"

Aktualizacja:

- Nakazałem zwrot za późno i znalazłem się na zbyt płytkiej wodzie - miał powiedzieć według włoskich mediów Francesco Schettino, który przed sądem tłumaczył się z swojej roli w katastrofie statku Costa Concordia. Kapitan przyznał się do wprowadzenia statku na skały. Jednak ciągle twierdzi, że jego późniejsze działania uratowały tysiące ludzi, a przedwcześnie znalazł się w szalupie, ponieważ poślizgnął się podczas nadzorowania ewakuacji z mocno przechylonego statku.

Włoskie media prześcigają się w ujawnianiu przecieków z długich przesłuchań kapitana przed sądem w Grosseto. Schettino we wtorek przez niemal cały dzień odpowiadał na pytania sędziego i śledczych. Ostatecznie zdecydowano o umieszczeniu go w areszcie domowym, gdzie będzie oczekiwał na proces.

Jednak włoskie media, prokuratura, armator statku i w znacznej mierze zwykli ludzie uznali go już za głównego winowajcę zatonięcia Costa Concordii. Największe oburzenie budzi to, że kapitan opuścił swój statek kilka godzin przed zakończeniem ewakuacji pasażerów i pomimo usilnych prób nakłonienia go do powrotu nie chciał tego uczynić.

Na oko

Kapitan miał jednak przyznać przed sądem, że to rzeczywiście z jego winy doszło do katastrofy. - Nawigowałem na oko, ponieważ znałem dno w tym miejscu bardzo dobrze i wykonywałem ten manewr już trzy albo cztery razy - miał powiedzieć Schettino według włoskich mediów, na które powołuje się BBC.

Jednak tym razem nakazałem zwrot za późno i znalazłem się na zbyt płytkiej wodzie. Nie wiem dlaczego tak się stało. Jestem ofiarą swojego instynktu. Kapitan Schettino przed sądem według włoskich mediów

Kapitan miał też zadawać kłam twierdzeniom armatora, który poinformował, iż statek powinien był płynąć po z góry ustalonej i zaprogramowanej trasie. Według Schettino, dokładny plan podróży był ustalany na bieżąco po wyjściu z portu Civitavecchia koło Rzymu. Statek uderzył w skały po dwóch godzinach rejsu.

Wpadł do szalupy

Włoskie media, a za nimi brytyjskie, podają także szerokie tłumaczenia Schettino, który wyjaśniał dlaczego znalazł się w szalupie zanim zakończono ewakuację. - Ludzie wylewali się na pokład i szturmowali szalupy. Sam oddałem swoją kamizelkę jednemu z pasażerów, który jej nie miał. W pewnym momencie poślizgnąłem się na mocno pochylonym pokładzie i wpadłem do opuszczanej szalupy - miał powiedzieć kapitan.

Przez następne godziny nie mógł się z niej wydostać, ponieważ miała wisieć nad wodą zapełnioną przez inne szalupy, przez które nie mógł skończyć opuszczania swojej.

Według śledczych znalazł się tam jednak z własnej woli i "przypadkiem" był w niej też pierwszy i trzeci oficer. Jedynym, który został na pokładzie był drugi oficer, który wraz z nie będącym na służbie kapitanem innego statku firmy Costa Crociere nadzorował ewakuację.

Katastrofa w Toskanii

Ostatecznie do rana ewakuowano ze statku niemal wszystkich z około 4200 osób przebywających na pokładzie. Nie wszystkim jednak się udało. Do tej pory potwierdzono śmierć 11 osób. Około 20 nadal jest uznawanych za zaginione. Włoscy ratownicy ciągle przeszukują wrak, jednak szanse na odnalezienie kogoś żywego są minimalne. Poszukiwania muszą być też okresowo przerywane z powodu ruchów wraku.

Kapitanowi za spowodowanie katastrofy, opuszczenie statku i nieumyślne zabójstwo grozi łącznie do 15 lat więzienia. Obecnie przebywa w areszcie domowym.

Źródło: BBC News