Amerykańscy wojskowi śledczy opublikowali wyniki dochodzenia w sprawie katastrofy dwóch myśliwców F-16 jesienią minionego roku. Wynika z niego, że pilot jednej z maszyn zdołał wylądować bez połowy skrzydła. Wojskowy nie może się jednak czuć specjalnie zadowolony, bo przypisano mu część winy za katastrofę. Nie dogadał się ze swoim przełożonym i w efekcie dwa F-16 się zderzyły.
Do katastrofy doszło 20 października 2014 roku. Trzy myśliwce F-16C należące do Gwardii Narodowej stanu Kansas ćwiczyły walki powietrzne. Jeden udawał "agresora" a dwa pozostałe, działając w parze, miały go przechwytywać i zestrzeliwać. Podczas pierwszego symulowanego starcia wszystko poszło zgodnie z zasadami. Lecący w parze piloci zdołali wygrać.
Skręt nie w tą stronę
Za drugim razem nie było już tak gładko. Chwilę po rozpoczęciu walki młody pilot, pełniący funkcję skrzydłowego dla doświadczonego instruktora, został namierzony przez "agresora" i zaczął działać w celu obronienia się przed atakiem. Nie poinformował jednak o tym odpowiednio prowadzącego i przestał obserwować jego samolot. Jednocześnie instruktor zawiódł, bo sam nie zauważył, że jego uczeń zaczyna się "bronić".
Chwilę później nadleciał "agresor" i zarówno uczeń, jak i instruktor wykonali gwałtowny zwrot. Ten pierwszy chciał uniknąć symulowanego ataku, a drugi wesprzeć kolegę. Problem w tym, że jeden wykonał ostry skręt w prawo, a drugi w lewo. W efekcie doszło do katastrofy. Oba F-16 zderzyły się. Wszystko to stało się w ciągu mniej niż minuty.
Uczeń uderzył instruktora końcówką swojego prawego skrzydła w podstawę jego prawego skrzydła, po czym oderwał prawy statecznik poziomy. F-16 młodszego pilota został poważnie okaleczony, ale przy pomocy komputera wspomagającego sterowanie, zdołał utrzymać się w powietrzu. Maszyna instruktora wpadła natomiast w korkociąg i niesterowna zaczęła opadać ku ziemi odległej o sześć kilometrów.
Jeden F-16 "spłaszczony", a drugi bez kawałka skrzydła
Potężna siła zderzenia i późniejsze gwałtowne kręcenie się maszyny oszołomiło starszego pilota, który wspomina, że z kilkunastu sekund po katastrofie niewiele pamięta. Do działania pobudziło go dopiero powtarzane przez jego ucznia wezwanie "katapultuj się!". Zgodnie z sugestią natychmiast uruchomił mechanizm fotela wyrzucanego i po chwili był już poza kokpitem swojego F-16. Wyskoczył na wysokości około 2,5 kilometra.
Uczeń w swoim ciężko uszkodzonym samolocie zdołał przelecieć 150 kilometrów do bazy pod miastem Tulsa. Cały czas eskortował go trzeci F-16, który jeszcze chwilę wcześniej miał próbować go "zestrzelić". Samolot instruktora spadł i pod wpływem siły uderzenia "spłaszczył się". Straty są szacowane na ponad 20 milionów dolarów. Żaden z pilotów nie odniósł obrażeń.
Autor: mk/ja / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: USAF