Wybory do wyższej izby japońskiego parlamentu zakończyły się porażką rządzącej koalicji. Mimo to premier Shinzo Abe oświadczył, że nie zamierza ustępować ze stanowiska.
- Zrobiliśmy, co w naszej mocy, i mieliśmy wrażenie, że doprowadziliśmy do poprawy sytuacji, toteż wyniki wyborów są bardzo rozczarowujące - oświadczył Abe po zamknięciu lokali wyborczych. Natychmiast dodał jednak, że przeprowadzane przez jego rząd reformy muszą być kontynuowane, a on sam powinien zostać na stanowisku.
Abe stwierdził, że chociaż czuje się odpowiedzialny za klęskę koalicji, nie zamierza rozpisywać przedterminowych wyborów do niższej izby parlamentu. Zapowiedział natomiast przetasowania w rządzie.
Przegrana PLD, choć bolesna propagandowo, nie zagraża premierowi bezpośrednio. Za wybór szefa rządu odpowiada bowiem Izba Reprezentantów - niższa izba parlamentu, w której obóz rządzący ma zdecydowaną większość. Izba wyższa (Izba Radców) ma w znacznym stopniu charakter ceremonialny. Jednak zdaniem ekspertów, porażka PLD może premierowi Abe zdecydowanie utrudnić rządzenie. Z pewnością będzie także narastała presja, aby szef rządu ustąpił ze stanowiska.
Z sondaży powyborczych wynika, że rządząca koalicja Partii Liberalno-Demokratycznej (PLD) premiera Abe i mniejszego ugrupowania Nowa Komeito może liczyć tylko na ok 30-40 miejsc ze 121-mandatowej puli. Cała Izba Radców liczy co prawda 242-osób, ale co trzy lata odnawiana jest jedynie połowa jej składu. Do tej pory koalicja dysponowała większością 132 miejsc w gremium.
Lokale wyborcze w Japonii zamknięto o godzinie 13.00 czasu polskiego.
Źródło: PAP