Jak można zgubić 120-tonowego Airbusa?


Jak to możliwe, że ważący 120 ton samolot znika z radarów? Nie jest to wcale takie dziwne - na antenie TVN24 eksperci tłumaczyli specyfikę działania radarów lotniczych. Nie działają one przez chmury, a ich "pole widzenia" wcale nie pokrywa całej powierzchni globu. Czy odpowiedź na pytanie o przyczyny tragedii dadzą nam "czarne skrzynki". Najpierw trzeba do nich dotrzeć, a nie będzie to wcale łatwe.

- Radary nie pokrywają całej powierzchni ziemi, bo nie ma takiej potrzeby - tłumaczy Bartosz Głowacki ze "Skrzydlatej Polski". - Tam ryzyko jest dużo mniejsze, a poza tym nie ma możliwości technicznych - wyjaśnia.

- Nikt na ogół nie zleca obserwacji powierzchni pustego oceanu - przyznał dr Andrzej Witczak z Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie.

Chmury przeszkodą

Nawet najdoskonalsze satelity "nie widzą" przez chmury, a francuski Airbus leciał właśnie przez rozległy front burzowy. Po zaginięciu samolotu pojawiła się hipoteza, że w Airbusa uderzył piorun, ale jak twierdzą eksperci, dla tak dużej maszyny nie stanowi to problemu. - To, że załoga nie przekazała meldunku, świadczy o tym, że całość zdarzeń wydarzyła się bardzo szybko - uważa Tomasz Tuchołka, z firmy produkującej elektronikę lotniczą.

Andy na dnie

Tajemnica lotu z Rio do Paryża spoczywa teraz w czarnych skrzynkach. Jak twierdzą Brazylijczycy, którzy uczestniczą w akcji, ich odnalezienie może być bardzo trudne. Spoczywają prawdopodobnie na głębokości 4 km, a dno oceanu w rejonie domniemanej katastrofy jest bardzo górzyste. - Przypomina Andy - mówią.

Na pokładzie Airbusa znajdowało się 228 osób, w tym 2 Polaków. We wtorek znaleziono pierwsze szczątki samolotu, a brazylijskie ministerstwo obrony potwierdziło, że pochodzą one z poszukiwanego samolotu.

Źródło: TVN24, PAP