"Atak terrorystyczny na redakcję 'Charlie Hebdo' to dowód na konieczność ograniczania wolności mediów" - napisała chińska agencja informacyjna Xinhua. Taka ocena nie dziwi w państwie, w którym cenzura jest niemal wszechwładna, a media uważane za jedne z najmniej wolnych na świecie.
- Przyjaciele, Chiny potrzebują wiedzy o świecie, a świat potrzebuje wiedzy o Chinach. Pracujcie nadal nad budową wzajemnego zrozumienia - zaapelował Xi Jinping do dziennikarzy krótko po objęciu sterów władzy w kraju.
Wbrew pozorom, słowa te nie wyrażały jednak troski o wolność mediów, ale o współpracę mediów z państwem, a aresztowania dziennikarzy i blogerów od tamtej pory wręcz się nasiliły. Chińskie media pozostają w dużym stopniu narzędziem rządu w Pekinie, a nad przekazywanymi przez nie treściami czuwa monstrualna armia cenzorów. Według ubiegłorocznego rankingu wolności prasy Chiny znajdują się na 175. miejscu, na 180 sklasyfikowanych państw.
Medialny "Wielki Mur"
Wszechmocna cenzura w Państwie Środka uważana jest za największy i najpotężniejszy aparat tego typu w historii. Zaangażowanych jest w nią ok. 300 tysięcy osób, z czego jedynie tysiąc zatrudniony jest bezpośrednio w redakcjach. Kolejne kilkadziesiąt tysięcy to tzw. "internetowi policjanci" monitorujący treści zamieszczane w globalnej sieci, którym w ograniczonym zakresie czasu pomaga około ćwierć miliona osób pracujących na różnych szczeblach administracji państwowej. Cenzurze podlegają treści zamieszczane w telewizji, radiu, kinie, literaturze, prasie, muzyce i Internecie.
Największym wyzwaniem jest jednak utrzymywanie kontroli nad rozwijającym się w szalonym tempie internetem, gdzie cenzura funkcjonuje na aż 3 różne sposoby.
Podstawowy i najbardziej znany to tzw. medialny Wielki Mur, czyli blokowanie całych stron internetowych, które ocenione zostały jako regularnie publikujące niepożądane treści, niepoddające się kontroli, lub zwyczajnie pozostające w konflikcie z chińskimi władzami. W ten sposób zablokowane w Chinach są m.in. wszystkie strony i usługi dostarczane przez Google, a także Facebook, Instagram, Twitter, Youtube, New York Times, Bloomberg czy Al Jazeera. Te potężne wyrwy w zawartości Internetu przeważnie uzupełniane są przez chińskie odpowiedniki zablokowanych witryn, ale już kontrolowane przez cenzurę. W ten sposób chińscy internauci korzystają z wyszukiwarki Baidu, komunikują się za pomocą RenRen i Weibo, materiały wideo zamieszczają i oglądają na Youku, zaś informacje ze świata czerpią z państwowych mediów.
Przefiltrowany w ten sposób Internet trafia na drugi poziom pracy cenzury, a mianowicie blokowania znajdujących się w sieci konkretnych słów lub fraz. W ten sposób teksty lub posty zawierające niepożądane treści zostają szybko usunięte lub zablokowane jeszcze przed publikacją. Za ten rodzaj blokady odpowiada specjalne oprogramowanie, na bieżąco uaktualniane i dostosowywane do potrzeb władzy.
Trzeci poziom aparatu cenzury, dotyczący treści które przedostały się przez dwa pierwsze poziomy, jest najprostszy i najbardziej precyzyjny – cenzorzy zwyczajnie czytają strony i internetowe fora i ręcznie usuwają te, które uważają za niewłaściwe. Ten poziom cenzury jest najskuteczniejszy, ale też odpowiada za olbrzymi rozrost całego aparatu wraz z rosnącą popularnością Internetu. O skali efektów pracy cenzorów świadczą szczątkowe dane, do których udaje się dotrzeć – przykładowo w 2011 roku usuwanych było około 13 procent wszystkich wpisów na portalach społecznościowych.
Media w służbie Partii
A jakie treści są blokowane przez chińskie władze? Najbardziej znanymi przykładami są te dotyczące protestów na placu Tiananmen, dalajlamy, pornografii, skandali w kręgach władzy czy ruchów separatystycznych. Wbrew pozorom sama krytyka władzy i prowadzonej przez nią polityki nie jest jednak bezwzględnie zwalczana. Za najgroźniejsze uważane są raczej treści mające potencjał do mobilizacji społeczeństwa, ponieważ, niezależnie czy są wrogie czy przychylne władzy, niosą za sobą ryzyko tworzenia masowych, niekontrolowanych ruchów. A w Chinach słowo "masowe" znaczy wielokrotnie więcej niż w innych, dalece mniej ludnych państwach.
Szczególną kategorią informacji blokowanych w chińskich mediach są te dotyczące wydarzeń bieżących. Gdy w 2011 roku doszło do katastrofy superszybkiego pociągu relacji Pekin-Szanghaj w której zginęło 35 osób, a 190 zostało rannych, w systemie cenzury natychmiast dodane zostały słowa kojarzone z tą katastrofą, aby zapewnić władzy monopol na informowanie społeczeństwa o tym tragicznym wydarzeniu. Cenzura miała w ten sposób zarówno załagodzić niewygodną informacje, jak też zapobiec pojawieniu się treści kompromitujących lub zbyt krytycznych wobec państwa. Po kilku dniach, gdy emocje związane z katastrofą opadły, poziom cenzurowania informacji o niej znacząco zmalał.
Mechanizm blokowania treści związanych z bieżącymi, niewygodnymi dla Pekinu wydarzeniami jeszcze lepiej widoczny jest, gdy chodzi o wydarzenia inspirowane przez władzę. Jak zbadała grupa naukowców z Harvardu, cenzura wpisów dotyczących Ai Weiweia, światowej sławy chińskiego artysty, na co dzień nie była zbyt restrykcyjna. Znacząco nasiliła się jednak na kilka dni przed aresztowaniem artysty w 2011 roku i utrzymywała, dopóki wydarzeniu temu towarzyszyły duże emocje społeczeństwa. Podobny mechanizm widoczny był w przypadku nieoczekiwanego aresztowania jednego z liderów chińskiej partii komunistycznej Bo Xilaia – cenzura dotyczących go treści znacząco nasiliła się na krótko przed samym aresztowaniem i stopniowo słabła wraz z opadaniem emocji internautów. W ten sposób władze starają się zachować wyłączność na przekazywanie delikatnych z ich punktu widzenia informacji oraz zapobiegać niekontrolowanym wybuchom emocji, które mogłyby okazać się niebezpieczne.
Cenzura kontrolowana
Chiński aparat cenzury w ogromnym stopniu narusza wolność mediów i europejskie standardy wolności obywatelskich, jednocześnie nie jest jednak wszechobecny. Jeżeli treści krytyczne wobec władzy oceniane są jako nie zagrażające np. wybuchem protestów, w istotnym stopniu dopuszczane są do publikacji. Najlepszym tego przykładem jest liberalna gazeta "Nanfang Zhoumo" ("Southern Weekly"), która nie tylko przoduje w chińskim dziennikarstwie śledczym, ale też jej dziennikarze potrafią zdobyć się na akt otwartego oporu wobec władzy. W styczniu 2013 roku około setka redaktorów tej gazety wyszła na ulicę domagając się dymisji lokalnego szefa propagandy, który doprowadził do podmiany noworocznego artykułu z pierwszej strony gazety. Dopuszczanie przez system ograniczonej krytyki władzy uwiarygadnia samą cenzurę i pozwala na częściowy upust społecznego niezadowolenia.
Jednocześnie bez większych problemów dostępne są metody omijania chińskiej cenzury Internetu. Służy do tego przede wszystkim technologia Virtual Private Network (VPN), która omija blokady poprzez szyfrowanie połączeń internetowych. Z aplikacji oferujących tego typu usługi korzystają w Chinach niemal wszyscy obcokrajowcy, a także wielu chińskich studentów czy przedsiębiorców pozostających w stałym kontakcie z zagranicznymi partnerami. Ci, którym państwowa cenzura mogłaby szkodzić w prowadzeniu interesów, w prosty sposób mogą ją więc omijać. Częściowym wytłumaczeniem ciągłego działania technologii VPN prawdopodobnie jest również fakt, że publikowanie niepożądanych dla Pekinu treści na zagranicznych, zablokowanych stronach, nie stanowi już dla niego większego niebezpieczeństwa.
Działająca w Chinach cenzura mediów jest bez wątpienia najpotężniejszą i najbardziej rozbudowaną strukturą tego typu na świecie. Nie blokuje ona jednak wszystkich informacji niepożądanych z punktu widzenia władzy, a w chińskim Internecie krąży wiele treści krytycznych wobec rządu. Cenzura dotyczy przede wszystkim tekstów mających potencjał do niekontrolowanej mobilizacji społeczeństwa. W kraju, którego liczba ludności znacząco przekracza miliard, a półtoramilionowa Warszawa uważana byłaby za prowincjonalne miasteczko, masowe ruchy, takie jak manifestacje, protesty czy marsze, stanowią największe niebezpieczeństwo. Póki co, cenzura odnosi sukcesy i skutecznie ogranicza zasięg organizowanych w Chinach akcji protestacyjnych. Czas jednak pokaże czy obecny stan wolności mediów pozostanie satysfakcjonujący również dla chińskiego społeczeństwa.
Autor: scr//gak / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Tomoaki Inaba, CC BY-SA