Obudził nas alarm bombowy, musieliśmy pobiec do schronu. Mieliśmy bilety na lot do Warszawy, ale lot się nie odbył - relacjonuje pan Łukasz, jeden z Polaków przebywających w Izraelu gdy rozpoczął się sobotni atak Hamasu na to państwo. - Zbudziły nas w sobotę rano syreny. Ja myślałam w ogóle, że to jest jakiś samochód, alarm samochodu. I w końcu zrozumieliśmy co to jest. Musieliśmy budzić dzieci - mówiła wcześniej na antenie TVN24 dziennikarka przebywająca w Jerozolimie Karolina van Ede-Tzenvirt. Redakcja Kontakt24 zebrała relacje Polaków z Izraela. Skierowane do nich komunikaty wydały polska ambasada w Izraelu oraz MSZ.
W sobotę ok. godz. 6.30 czasu miejscowego (5.30 w Polsce) rozpoczął się atak palestyńskiego ugrupowania Hamas na Izrael. Jego bojownicy przeniknęli do wielu miast na południu kraju. Izrael został również zaatakowany tysiącami rakiet. Są doniesienia o setkach zabitych po obu stronach.
Zobacz także: Atak Hamasu na Izrael. Relacja w tvn24.pl
Van Ede-Tzenvirt: musieliśmy budzić dzieci i biec do schronu
Gościnią TVN24 była mieszkająca w Jerozolimie dziennikarka polskojęzycznego pisma "Kalejdoskop", Karolina van Ede-Tzenvirt. Została spytana o to, czy ataki rakietowe Hamasu sięgnęły także miasta, w którym mieszka. - Sięgnęły, to znaczy ja mieszkam w Jerozolimie i u nas tak naprawdę jest w miarę zawsze bezpiecznie. Z tego powodu, że jest to Jerozolima, gdzie mieszka bardzo dużo Arabów i są muzułmańskie święte miejsca. I ja jeszcze mam o tyle dobrą sytuację, jeśli można w tej chwili powiedzieć o jakiejkolwiek sytuacji, że jest dobra - mówiła.
- Mieszkam blisko ambasady amerykańskiej, więc to też jest troszeczkę taki pączek w maśle tutaj dookoła nas. Natomiast po prostu zbudziły nas dzisiaj rano syreny. Ja myślałam w ogóle, że to jest jakiś samochód, alarm samochodu. I w końcu zrozumieliśmy co to jest. Musieliśmy budzić dzieci i biec do schronu. Wszystkie domy w Izraelu mają schrony. I później słyszeliśmy wybuchy - kontynuowała.
- To są wybuchy rakiet niespadających. Na szczęście tylko rakiet, które są po prostu likwidowane w powietrzu przez system obrony przeciwrakietowej. I on nie dopuszcza do tego, żeby one spadły. Oczywiście czasem się tak zdarza i rzeczywiście spadły, ale to jest bardziej daleko ode mnie na szczęście - dodała.
- Jesteśmy w miarę bezpieczni, ale jednak jesteśmy w kompletnym szoku. Nie spodziewaliśmy się czegoś takiego. Zresztą słyszę, co mówią reporterzy i u państwa, że jest to też kompletna niespodzianka. I tak samo jest to niespodzianka niestety dla wojska, co jest dla nas bardzo smutne, że mamy przecież znaną na całym świecie armię i taki system obronny i wywiadowczy. I tak naprawdę zaskoczono nas kompletnie - powiedziała dziennikarka.
Karola van Ede-Tzenvirt zwróciła uwagę na symboliczną datę ataku. - Dzisiaj jest 50. rocznica wojny Jom Kippur (ataku Egiptu i Syrii na Izrael - red.). I z pewnością jest to jednym z powodów, że to akurat dzisiaj się stało. I jesteśmy naprawdę w szoku - stwierdziła.
"Zatrzymali się w prywatnej kwaterze, obok której spadła rakieta"
Także redakcja Kontakt 24 otrzymała liczne relacje od Polaków, których atak ten zaskoczył podczas pobytu w Izraelu.
Pan Bartosz z powiatu chełmskiego w województwie lubelskim przekazał telefonicznie, że jego córka wraz z innymi siedmioma uczniami szkoły muzycznej czekają na lotnisku w Tel Awiwie na powrót do Polski. - Córka poleciała ze szkołą muzyczną do Izraela. W grupie jest ośmiu uczniów w wieku 13-18 lat i dwóch opiekunów. Dziś mieli wracać. O 10:50 miał być lot do Warszawy, ale go odwołano. Kontaktowałem się z opiekunami i ambasadą, niestety nie uzyskałem żadnych konkretnych informacji. Nie wiem, ile jeszcze będą czekać na lotnisku - powiedział.
Czytaj również: Zabici Izaelczycy na ulicach Sederot. Doniesienia o zakładnikach wywożonych przez Hamas i Islamski Dżihad
Z Kontakt 24 skontaktował się także pan Krzysztof, którego syn przebywa w Tel Awiwie ze swoją partnerką. Pan Krzysztof przekazał, że jego syn chciał skrócić swój pobyt w Izraelu w związku z atakiem Hamasu. Miał dziś wracać samolotem na lotnisko w Katowicach, ale lot odwołano. - Syn i jego partnerka polecieli do Tel Awiwu w środę, mieli tam zostać na dziesięć dni. Zatrzymali się w prywatnej kwaterze, obok której spadła rakieta. Udało im się kupić bilety do Katowic, mieli wylecieć o 20, w Polsce mieli być o 22:50, ale lot odwołano - powiedział. Pan Krzysztof przyznał, że kontakt z synem jest utrudniony.
Czekają na bezpieczny powrót do kraju
Na lotnisku Ben Guriona - największym porcie lotniczym w Izraelu - przebywa również pan Łukasz. - Przyjechałem wczoraj w ramach wyjazdu służbowego. Byłem z moimi kolegami około 30 kilometrów od Strefy Gazy. Obudził nas alarm bombowy, musieliśmy pobiec do schronu. Staramy się wrócić jak najszybciej do Polski, przed 17 przyjechaliśmy na lotnisko Ben Guriona. Mieliśmy bilety na lot do Warszawy, ale się nie odbył. Odwołano też samolot do Stambułu, którym mieliśmy lecieć. Potem szukaliśmy jakiegokolwiek samolotu, ale odwołane są wszystkie dzisiejsze i jutrzejsze loty - opowiadał.
- Atmosfera na lotnisku jest lekko nerwowa. Najmniejszy szmer czy widok większej grupy ludzi budzi strach wśród oczekujących. Na lotnisku też był alarm bombowy, poszliśmy do schronu. Teraz siedzimy z grupą około 30 Polaków i próbujemy dowiedzieć się czegoś od ambasady. Nie wiemy, co robić. Chcieliśmy udać się do hotelu, ale nie mamy pewności, czy poza lotniskiem jest bezpiecznie - dodał.
Z redakcją skontaktował się także pan Patryk, który od 3 października przebywa w Izraelu. Chciałby wrócić jak najszybciej do Polski, ale, jak przekazał, zarezerwowany na niedzielę (8 października) lot do Krakowa został odwołany. - Jestem ze swoi bliskimi od 3 października nad Morzem Martwym w En Bokek, dwie godziny samochodem od Tel Awiwu. Trasa, z tego, co wiem, jest niezabezpieczona. Mieliśmy zostać do 14 października, ale w związku z atakiem chcemy wrócić jak najszybciej. Udało nam się kupić bilety na niedzielny lot do Krakowa, ale go odwołano - opisywał. - Nie widziałem zniszczeń. W regionie, w którym przebywamy, jest spokojnie. Około południa kontaktowałem się z ambasadą. Powiedziano mi, żebym starał się zachować spokój i nie opuszczał hotelu - dodał.
Wrócili do Polski ostatnim samolotem
Pani Dagmara i pan Patryk przylecieli natomiast do Warszawy ostatnim samolotem, który wyleciał dziś do Polski z Izraela. Obudził ich alarm bombowy w Ramat ha-Szaron - mieście w dystrykcie Tel Awiwu. - Zwiedzaliśmy Izrael, mieliśmy na dziś zaplanowany powrót do Polski. O 3 w nocy usłyszeliśmy pierwsze strzały, o 6:20 słyszeliśmy alarm bombowy. Dwie rakiety spadły w tej samej dzielnicy Tel Awiwu, w której mieszkaliśmy - Ramat ha-Szaron. Musieliśmy szybko się spakować i jechać na lotnisko. Drogami jeździli tylko wojskowi, policjanci i taksówki, które zawoziły na lotnisko. Na lotnisku też był alarm bombowy i musieliśmy zawrócić, ale na szczęście udało nam się bezpiecznie wrócić do Polski. Wylecieliśmy z Izraela przed godziną 12 do Warszawy. W Izraelu zostali jeszcze nasi bliscy - opowiadali.
Komunikat ambasady Polski w Izraelu
Na adres mailowy rzecznika Ministerstwa Spraw Zagranicznych redakcja Kontakt24 wysłała pytania dotyczące podjętych kroków w celu pomocy Polakom, którzy mają problem z opuszczeniem Izraela. Pytania zostały wysłane także smsem na numer komórkowy rzecznika, Łukasza Jasiny. Otrzymaliśmy odpowiedź (sms):
Polskie służby dyplomatyczne i konsularne pracują nad sytuacją. By nie siać paniki będziemy komunikować sprawy w momencie ich realizacji. Zachęcamy tych, którzy nie dadzą rady się dodzwonić do sprawdzania konta ambasady w portalu x
Rzecznik MSZ przekazał później, że na terenie Izraela przebywa aktualnie około 400 polskich obywateli. Nie udzielił odpowiedzi na pytanie, ilu z nich próbuje wrócić do kraju.
Ambasada Polski w Izraelu wystosowała następujący komunikat na portalu X (dawniej Twitter):
Osobom przebywającym w Izraelu bezwzględnie zalecamy pozostawanie -co najmniej do jutra- w bezpiecznych miejscach zakwaterowania. Odradzamy podejmowania wszelkich podróży po kraju. Port Lotniczy Ben Gurion działa, ale wiele lotów zostało odwołanych. Należy bezwzględnie zadbać o swoje bezpieczeństwo, a po odwołaniu alertu sprawdzić dostępność połączeń lotniczych.
W sobotę w godzinach późnowieczornych także Ministerstwo Spraw Zagranicznych opublikowało na swojej stronie internetowej komunikat. "Ambasada RP w Izraelu od początku kryzysu pozostaje w stałym kontakcie z obywatelami RP przebywającymi na miejscu. Sytuacja jest trudna i bardzo dynamiczna. Nie funkcjonują przejścia graniczne z Jordanią. Ministerstwo Spraw Zagranicznych wprowadziło czwarty, najwyższy poziom ostrzeżenia dla podróżujących na całym terytorium Izraela i odradza jakiekolwiek podróże do tego kraju" - czytamy w komunikacie.
"Ministerstwo Spraw Zagranicznych zaleca obywatelom RP, żeby nie opuszczali bezpiecznego schronienia do momentu wyklarowania się sytuacji. Apelujemy do naszych Rodaków przebywających w Izraelu o nawiązanie kontaktu z placówką, jeśli jeszcze tego nie zrobili. Można do tego wykorzystać adres mailowy lub numer alarmowy placówki" - czytamy dalej.
Ministerstwo dodaje w komunikacie, że "ambasada RP w Tel Awiwie, Biuro Przedstawiciela RP w Ramallah i Centrala MSZ pozostają w stałym kontakcie z partnerami międzynarodowymi i monitorują sytuację na miejscu. W działania zaangażowane są także polskie placówki w Libanie, Jordanii i Egipcie".
"Ze względu na prawie całkowite zamknięcie lotniska oraz ograniczenia na przejściach granicznych, ewakuacja nie jest na chwilę obecną możliwa. Prosimy o obserwowanie mediów społecznościowych placówek i MSZ, na których na bieżąco będą pojawiać się informacje ważne z punktu widzenia przebywających w Izraelu obywateli RP" - apeluje MSZ.
Źródło: TVN24, tvn24.pl, Kontakt 24