"Czułem, że zostaniemy zmieceni z powierzchni ziemi". Oderwała się część lodowca, wydobyto pierwsze ciała ofiar

Aktualizacja:
Źródło:
PAP, Reuters, news18.com

Ponad sto osób uważa się za zaginione w wyniku oderwania się części himalajskiego lodowca i uszkodzenia tamy w północnych Indiach. Ratownicy odnaleźli pierwsze ciała ofiar. Szereg dystryktów zostało postawionych w stan podwyższonej gotowości. Z wiosek położonych w dole rzeki Alaknanda ewakuowano ludzi.

W materiałach udostępnianych przez stacje telewizyjne i agencję informacyjną ANI widać, jak woda pędzi w kierunku tamy, zmywając jej elementy i wszystko inne na swej drodze. Agencja Reutera cytowała świadka, który mówił o lawinie wody, skał i pyłu, która pędziła w dół rzeki. - To przyszło bardzo szybko, nie było czasu, żeby kogokolwiek zaalarmować - opowiadał przez telefon Sanjay Singh Rana, mieszkaniec wsi Raini. - Czułem, że zostaniemy zmieceni z powierzchni ziemi - dodał.

Zabici i zaginieni

Jak podał Reuters w niedzielę po południu, ratownicy wydobyli ciała siedmiu osób w pobliżu miejsca, gdzie doszło do pęknięcia lodowca. Indyjska policja poinformowała, że odnaleziono dotychczas zwłoki dziewięciu ofiar. Miejscowe media mówiły natomiast o odnalezieniu 10 ciał.

Trivendra Singh Rawat, premier stanu Uttarakhand, gdzie doszło do zdarzenia, przekazał, że za zaginione uważa się około 125 osób, ale inne źródła szacują ich liczbę nawet na 150. - Faktyczna liczba zaginionych nie została jeszcze potwierdzona, ale obawiamy się, że od 100 do 150 osób nie żyje - mówił Om Prakash, przedstawiciel władz stanu Uttarakhand.

Według cytowanego przez agencję AP rzecznika paramilitarnej Indo-Tybetańskiej Policji Granicznej Viveka Pandeya, trwają poszukiwania ponad 140 osób, głównie pracowników dwóch hydroelektrowni, które zostały uszkodzone w wyniku lawiny i zalania przez wodę. 16 innych pracowników miało utknąć na terenie budowy w pobliżu elektrowni Dhauliganga.

Mieszkańcy wioski obawiają się, że ludzie pracujący w hydroelektrowniach zostali porwani przez wodę. Obawy dotyczą także losu tych, którzy wędrowali w pobliżu rzeki w poszukiwaniu drewna na opał lub miejsc do wypasania bydła. - Nie mamy pojęcia, ilu ludzi brakuje - powiedział Rana.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO

Sytuację monitoruje premier Indii Narendra Modi, który jest w stałym kontakcie z władzami stanowymi. "Indie są z Uttarakhand, a naród modli się o bezpieczeństwo wszystkich" - przekazał Modi.

Do pomocy w akcji ratunkowej przygotowano indyjskie siły powietrzne - przekazał rząd federalny.

"Przepływ maleje"

Minister spraw wewnętrznych Indii Amit Shah poinformował, że specjalne zespoły do spraw usuwania skutków katastrof zostały przetransportowane drogą powietrzną, aby pomóc w akcji poszukiwawczo-ratunkowej.

"Poziom wody w rzece Alaknanda wynosi teraz metr powyżej normy, ale przepływ maleje" - poinformował na Twitterze premier stanu Uttarakhand Trivendra Singh Rawat.

Policja w dystrykcie Chamoli, gdzie znajduje się tama, wezwała ludzi do jak najszybszego opuszczenia tego obszaru - podaje agencja Reutera.

Władze sąsiedniego stanu Uttar Pradeś, najludniejszego w Indiach, również postawiły w stan najwyższej gotowości tereny nadrzeczne.

"Himalajskie tsunami"

Położony w Himalajach stan Uttarakhand jest podatny na gwałtowne powodzie i osunięcia ziemi. W czerwcu 2013 roku rekordowe opady deszczu spowodowały niszczycielskie powodzie, w wyniku których zginęło blisko 6 tysięcy osób. Katastrofa ta została nazwana wówczas przez media "himalajskim tsunami" ze względu na potoki wody, które spływały w tym górzystym obszarze, powodując lawiny błota i skał i zmiatając z powierzchni domy, drogi i mosty. 

Autorka/Autor:tas/kab

Źródło: PAP, Reuters, news18.com