35 lat temu amerykański satelita VELA zbudowany do wykrywania prób jądrowych zarejestrował dwa silne rozbłyski światła. Urządzenia automatycznie zidentyfikowały je jako eksplozję bomby. Wywołało to wielką konsternację w Waszyngtonie, bowiem rozbłyski pojawiły się na pustym skrawku oceanu pomiędzy Antarktydą a Afryką. Do dzisiaj nie wyjaśniono co zarejestrował satelita. Jedną z dominujących tez jest tajny izraelski test broni jądrowej.
Satelity systemu VELA zostały umieszczone na orbicie przez Amerykanów w celu monitorowania przestrzegania porozumienia o zakazie prób jądrowych w atmosferze, wodzie i kosmosie. Zawarto je w 1963 roku. Kilka tygodni po podpisaniu dokumentów pierwsze satelity VELA znalazł się w kosmosie. Umieszczano je bardzo wysoko nad Ziemią (od 80 do 140 tysięcy kilometrów), tak aby mogły obserwować jak największy obszar planety.
Satelita VELA 6911 został wystrzelony w 1969 roku. Był zmodyfikowany względem pierwszych modeli. Miał między innymi dwa czujniki wykrywające rozbłyski światła generowane przez wybuchający ładunek jądrowy. Satelity VELA miały działać po kilka lat, ale dzięki dobrej budowie większość funkcjonowała znacznie dłużej. Większość dwa razy.
Błyski znikąd
Po dekadzie na orbicie VELA 6911 w 1979 roku formalnie był już nieaktywny i tak widniał w publicznie dostępnych dokumentach. Pomimo tego jego systemy ciągle działały. 22 września ku zaskoczeniu kontrolerów w USA satelita wysłał sygnał o wykryciu dwóch rozbłysków na mroźnym południowym Oceanie Indyjskim. Umiejscowiono je w promieniu kilkuset kilometrów od dwóch małych wysepek księcia Edwarda należących do RPA.
Pierwszy z zarejestrowanych rozbłysków był bardzo intensywny i trwał niezwykle krótko, około milisekundy. Tuż po nim nastąpił kolejny, znacznie dłuższy, ale mniej intensywny. Taka charakterystyka odpowiada eksplozji jądrowej. Pierwszy błysk powstaje w momencie detonacji, ale zostaje błyskawicznie przysłonięty przez falę uderzeniową rozchodzącą się od epicentrum. Po mniej niż sekundzie ognista kula ponownie staje się widoczna, ale już nie emituje tak silnego światła.
Systemy satelity zaobserwowany podwójny rozbłysk zakwalifikowały jako eksplozję jądrową. Informacja o tym zaskakującym zdarzeniu została szybko przekazana do Waszyngtonu, gdzie zwołano naradę na najwyższym szczeblu w Białym Domu. Uznano wówczas, że możliwość pomyłki jest bardzo mała.
Dotychczas satelity VELA działały bezbłędnie i wykryły 41 wybuchów, które zostały później potwierdzone. W przypadku najnowszego sygnału powstał jednak problem. Skąd na pustym oceanie eksplozja jądrowa?
Nad obszar wskazany przez satelitę wysłano specjalistyczne samoloty zbierające próbki powietrza w celu wykrycia ewentualnego opadu radioaktywnego. Do zbadania tajemniczego zdarzenia, nazwanego „Incydentem VELA”, skierowano też CIA.
Trudne decyzje
Całą sprawę natychmiast postanowiono utajnić. Ujawnienie incydentu mogło zaszkodzić wizerunkowi USA i administracji Jimmy’ego Cartera. Prezydent jesienią 1979 roku był jeszcze oddany idei odprężenia w relacjach ZSRR i dążył do redukcji arsenałów jądrowych oraz ograniczeniu rozprzestrzeniania się broni masowej zagłady. Trzy miesiące wcześniej podpisano porozumienie SATL II, które miało drastycznie zmniejszyć ilość broni strategicznej w wojskach USA i ZSRR. Dopiero w grudniu 1979 roku ZSRR rozpoczęły inwazję na Afganistan i Carter musiał porzucić „odprężenie”. Traktat SALT II nigdy nie wszedł w życie.
Jednak kilka miesięcy wcześniej prezydent trzymał się polityki rozbrojeniowej. W takiej sytuacji tajemnicza próba jądrowa, o której w USA nikt nic nie wiedział, stanowiła poważny cios w wizerunek władz. Sprawę w dalszym stopniu komplikowało to, że praktycznie od razu pierwszym podejrzanym stał się Izrael. Po obaleniu szacha w Iranie państwo żydowskie było wówczas jedynym silnym sojusznikiem USA na Bliskim Wschodzie.
Amerykanie już od końca lat 60. wiedzieli, że Izrael opracował broń jądrową. Jednak Tel Awiw utrzymywał całą sprawę w ścisłej tajemnicy, nawet przed USA. Nigdy nie zaobserwowano żadnej próby jądrowej w wykonaniu Izraelczyków, a przeprowadzenie jej na terenie ich małego państwa w sposób skryty nie było możliwe. Gdyby „Incydent VELA” powiązano z Izraelem, Carter stanąłby przed trudnym wyborem - ukarać silnego sojusznika, który był niezbędny do utrzymania pożądanej przez Amerykanów równowagi sił na Bliskim Wschodzie, czy też okazać pobłażanie i narazić się na krytykę przeciwników broni jądrowej w kraju?
Pomimo zrozumiałych starań Białego Domu tajemnica została utrzymana tylko przez miesiąc. Pod koniec października informacja o „Incydencie VELA” przedostała się do prasy i wywołała burzę.
Początek kontrowersji
Opinia publiczna w USA domagała się informacji i wyjaśnienia sprawy. Carter zlecił zbadanie „Incydentu VELA” Biuru ds. Polityki Naukowej i Technologicznej, specjalnemu ciału doradczemu w administracji prezydenta. Tam powołano komisję złożoną z dziewięciu wybitnych naukowców. Mieli zbadać wszelkie dowody i ustalić, czy satelita rzeczywiście zaobserwował eksplozję jądrową. Biały Dom stwierdził, że samoloty i okręty nie znalazły żadnych śladów radioaktywnych, wobec czego wskazano na możliwy błąd czujników satelity VELA 6911.
Prace komisji trwały pół roku. Wyjaśnienie przez nią przedstawione do dzisiaj budzi kontrowersje i jest podważane. Naukowcy uznali „w oparciu o swoje doświadczenie w tym zakresie, że sygnał odebrany 22 września prawdopodobnie nie był skutkiem eksplozji jądrowej”. Zastrzegli przy tym, że nie mogą wykluczyć, iż do takowej doszło. Za prawdopodobną przyczynę zarejestrowania rozbłysków uznali uderzenie w satelitę mikrometeoru.
Krytycy zarzucają komisji zignorowanie części dowodów przemawiających za tezą o próbie jądrowej. Chodzi między innymi o sygnały z sieci sonarowej US Navy, która 22 września namierzyła w obszarze wskazanym przez satelitę dźwięk odpowiadający detonacji bomby atomowej na powierzchni lub tuż pod powierzchnią wody. Jako nie dość przekonujące odrzucono również informacje o wykryciu fali elektromagnetycznej, która mogła powstać w wyniku eksplozji, oraz szczątkowych śladach cząsteczek radioaktywnych znalezionych na zachodzie Australii.
Niewyjaśniona zagadka
Do dzisiaj odtajniono wiele raportów na temat „Incydentu Vela” przygotowywanych na zlecenie różnych służb i agencji władz USA. Większość jest silnie ocenzurowana. Z ich lektury wynika, że Amerykanie nigdy nie ustalili jednoznacznie, czy 22 września doszło do tajnej próby jądrowej czy też nie. W wielu wypadkach stwierdza się wysokie prawdopodobieństwo, że satelita VELA 6911 wykrył wybuch, ale brak twardych dowodów na potwierdzenie tej tezy. W innych wskazuje się na potencjalne naturalne źródło rozbłysków.
Wątpliwości nie miał na przykład Seymour Hersh, autor swojego czasu głośnej książki „Opcja Samsona” opisującej kulisy izraelskiego programu jądrowego. Powołując się między innymi na byłego pracownika izraelskiego wywiadu wojskowego, dziennikarz stwierdził jednoznacznie, że 22 września 1979 roku Izrael przeprowadził jedną z trzech tajnych prób małych ładunków jądrowych. W wyniku pomyłki eksplozja miała być widoczna z kosmosu przez chwilową dziurę w chmurach. Izraelskie próby miało obserwować wojsko RPA, gdzie wówczas prowadzono własny program jądrowy.
Podobne informacje podawał były radziecki szpieg Dieter Gerhardt, który dosłużył się stopnia komandora we flocie RPA i w 1979 dowodził dużą bazą Simon’s Town. Po wyjściu z amerykańskiego więzienia w 1994 roku stwierdził, że podczas służby dowiedział się z drugiej ręki o izraelskich próbach jądrowych, które przeprowadzano za wiedzą rządu RPA. Współpraca miała nosić kryptonim „Operacja Feniks”.
Pomimo upływu ponad trzech dekad nadal brakuje przekonującego wyjaśnienia „Incydentu VELA”. Władze RPA po upadku apartheidu odtajniły większość informacji o swoim programie jądrowym i jest niemal pewne, że to państwo nigdy nie testowało swoich bomb. Na pewno nie w 1979 roku, bowiem wówczas nie były jeszcze gotowe. Pozostaje wątek izraelski, ale władze państwa żydowskiego są nadzwyczaj skryte jeśli chodzi o swój program jądrowy i praktycznie cała wiedza na jego temat pochodzi z nielicznych przecieków. „Incydent VELA” mógłby zostać przekonująco wyjaśniony, gdyby Izrael zdecydował się na odtajnienie informacji odnośnie początków swojego programu jądrowego. Na to jednak się nie zanosi i spekulacje na temat tego, co właściwie zobaczył satelita VELA 6911, będą trwały.
Autor: Maciej Kucharczyk / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: domena publiczna, Mungo Poore, WC-135 CC BY SA Wikipedia