Mieszkańcy krajów UE, niezadowoleni z radykalnych oszczędności narzuconych im pod presją Niemiec, mają szansę wpłynąć na wynik wyborów parlamentarnych w tym kraju dzięki inicjatywie, w ramach której obywatele Niemiec oddają swój głos wybranemu obcokrajowcowi.
- Robimy to, by zaprotestować przeciw brakowi prawdziwej demokracji w podejmowaniu decyzji o międzynarodowym znaczeniu, np. w dziedzinie polityki gospodarczej, zmian klimatycznych, broni jądrowej, handlu czy wojny. W naszym zglobalizowanym świecie polityka nie sięga tylko do granicy państwa, ale demokracja już tak - wyjaśnia pomysłodawca inicjatywy, berlińska organizacja Egality Now.
Powiedz mi dlaczego, a zagłosuję jak chcesz
Akcja "Electoral Rebellion" (bunt wyborców) polega na skontaktowaniu ze sobą dwóch grup - uprawnionych do głosowania w wyborach Niemców oraz obywateli innych krajów, którzy chcą mieć wpływ na wynik niedzielnych wyborów parlamentarnych ze względu na ich znaczenie w skali Europy. Na facebookowym profilu projektu zgłaszają się Niemcy deklarujący, że w wyborach oddadzą przysługujący im głos zgodnie z życzeniem osoby z innego państwa. Na takie ogłoszenie odpowiadają obcokrajowcy. Prosząc o możliwość skorzystania z tego głosu, przedstawiają się i opisują, w jaki sposób polityka Niemiec lub globalna wpływa na ich życie. Następnie kontaktują się z wybranym Niemcem i, jeśli ten wyrazi zgodę, tworzą "wyborczy tandem". Przed wyborami 22 września obcokrajowiec przekaże "swojemu" Niemcowi, którą partię ma zaznaczyć na karcie wyborczej.
Bez łamania prawa
Zarządzający projektem Filip Nohe z Egality Now podkreśla, że "Electoral Rebellion" nie łamie prawa, ponieważ ostatecznie głos w wyborach oddaje uprawniony do tego obywatel niemiecki. - Po prostu przyjmie on rekomendację (w sprawie głosowania) od kogoś z innego kraju - mówi. Nohe twierdzi, że większość zainteresowanych projektem cudzoziemców pochodzi z Hiszpanii. Władze tego kraju, który zmaga się z recesją i wysokim bezrobociem, wprowadziły szereg bardzo niepopularnych społecznie cięć, aby zmniejszyć deficyt budżetowy.
Wielu Hiszpanów uważa, że dotkliwe cięcia wprowadzono pod naciskiem kanclerz Niemiec Angeli Merkel, która zdecydowanie opowiada się za polityką zaciskania pasa i równoważeniem wydatków. - Rządy Niemiec i Hiszpanii zmusiły mnie do emigrowania do Francji, bo w Hiszpanii nie mogłem znaleźć pracy. Myślę, że mam prawo do głosowania w kraju, który decyduje o mojej przyszłości - napisał na facebookowej stronie inicjatywy Pablete Willigo z południowej Hiszpanii.
Ponad tysiąc osób polubiło inicjatywę
Wielu spośród zgłaszających się obcokrajowców sympatyzuje z niemieckimi partiami lewicowymi, licząc na ich łagodniejsze podejście do polityki zaciskania pasa w dobie kryzysu w strefie euro oraz ich nacisk na społeczny koszt radykalnych oszczędności. Nie wiadomo, ile osób weźmie udział w projekcie. W piątek nad ranem liczba osób, które "polubiły" inicjatywę na Facebooku, wynosiła blisko 1 361. Nie jest to pierwsza inicjatywa tego typu - przypomina Egality Now na swojej stronie internetowej. Po raz pierwszy podobną akcję przeprowadzono w 2010 roku podczas wyborów parlamentarnych w Wielkiej Brytanii. Tysiące Brytyjczyków oddało wówczas swoje głosy do dyspozycji mieszkańców Afganistanu, Bangladeszu i Ghany. W styczniu br. wielu Izraelczyków oddało swoje głosy Palestyńczykom. Konserwatywna partia CDU kanclerz Angeli Merkel zdecydowanie prowadzi w sondażach, jednak jej obecny partner koalicyjny, liberalna FDP, oscyluje wokół 5-procentowego progu wyborczego. Jeśli liberałowie nie przekroczą tego progu, możliwa stanie się "wielka koalicja" konserwatystów i socjaldemokratów z SDP
Autor: ktom//bgr / Źródło: PAP