Tysiące mieszkańców Hong Kongu wyszło na ulicę, domagając się wyborów w 2012 roku. Przy okazji próbowali pobić rekord świata w ilości niesionych ze sobą... parasoli.
Około 5 tysięcy osób jednocześnie uniosło żółte i czarne parasolki, tworząc wielki napis "2012". To postulowana data bezpośrednich wyborów, których domagają się demokratyczne siły w Hongkongu.
- Walka o demokrację oznacza, że musisz o nią walczyć. Demokracja nie spadnie nam z nieba - mówi organizator niedzielnego Marszu Parasolek Ronny Tong. Mężczyzna ma nadzieję, że demonstracja trafi do księgi rekordów Guinnessa.
Mała konstytucja Hong Kongu (który został przekazany Chinom przez Brytyjczyków dziesięć lat temu, w 1997 roku) obiecuje miastu bezpośrednie wybory jako "ostateczny cel", ale nie mówi, kiedy mają być przeprowadzone. W 2004 roku Pekin odsunął ich termin do co najmniej 2012 roku. Według sondaży, większość mieszkańców Hong Kongu chciałaby wyborów w najwcześniejszym możliwym terminie.
Dzisiejszy marsz jest uważany za próbę nacisku na władze. Do środy potrwają bowiem przełomowe publiczne konsultacje nad reformą konstytucji. Ma on - z błogosławieństwem Pekinu - doprowadzić do wytyczenia "mapy drogowej" i ustalenia daty wyborów. Jednak część mieszkańców miasta jest sceptyczna wobec ewentualnego szybkiego przełomu.
- Nie wierzę, że jedno działanie cokolwiek zmieni, więc włączam się we wszystkie. Większość z nas chce w ten sposób dać rządowi do zrozumienia, że chcemy prawa do wyborów jak najszybciej - mówi Lai Kin Kwok, który na demonstrację wybrał się z żoną i synem.
Źródło: APTN
Źródło zdjęcia głównego: aptn