Trwające w Iranie demonstracje to jedno z największych wyzwań dla rządu i kierownictwa duchownego od czasów rewolucji w 1979 roku. Po kilku dniach milczenia głos w ich sprawie zabrał prezydent Hasan Rowhani.
Prezydent Hasan Rouhani powiedział w niedzielę, że Irańczycy mają prawo protestować i krytykować władze, ale ich działania nie powinny prowadzić do przemocy i niszczenia mienia publicznego.
- Rozwiązywanie problemów nie jest proste i potrzeba na to czasu. Rząd i ludzie powinni pomagać sobie nawzajem w rozwiązywaniu problemów - powiedział prezydent według agencji IRNA. Rouhani również odrzucił uwagi prezydenta USA Donalda Trumpa popierające protesty. - Ten człowiek w Ameryce, który współczuje dziś z naszym ludem, zapomniał, że nazwał Irańczyków terrorystami kilka miesięcy temu. Ten człowiek, który jest przeciwko narodowi irańskiemu, nie ma prawa sympatyzować z Irańczykami - powiedział Rouhani.
- Ci, którzy niszczą mienie publiczne, naruszają prawo i porządek oraz wywołują niepokój, ponoszą odpowiedzialność za swoje działania i powinni zapłacić za to cenę - powiedział wcześniej minister spraw wewnętrznych Abdolrezy Rahmani Fazli cytowany przez media państwowe.
Ali Asghar Naserbakht, zastępca gubernatora prowincji Teheran, powiedział, że część protestujących została aresztowana w sobotę - podała agencja prasowa Tasnim.
Ograniczenie internetu
Irański rząd ograniczy również dostęp do niektórych mediów społecznościowych oraz komunikatorów internetowych - podała państwowa irańska telewizja. Jak zaznaczyła z kolei AFP, irańskie władze już wprowadziły utrudnienia w dostępie do internetu z telefonów komórkowych. Według agencji ciężko jest potwierdzić relacje z Iranu ze względu na "restrykcje w podróżowaniu" oraz zdawkowe informacje o protestach w irańskich agencjach informacyjnych.
Protesty w Iranie
W ocenie agencji Reutera niedziela przebiega spokojnie i "bez protestów". Przeciwnicy rządu mobilizują się jednak do kolejnego dnia demonstracji w mediach społecznościowych. W niedzielę orędzie do narodu wygłosi prezydent Iranu Hasan Rowhani - podała agencja Insa.
Przedstawiciel lokalnych władz w Iranie potwierdził w niedzielę, że podczas antyrządowych protestów w mieście Dorud poprzedniego wieczoru zginęły dwie osoby. Zaznaczył jednak, że winę za ich śmierć ponoszą agenci obcych sił, a nie irańskie siły bezpieczeństwa. Demonstracje te rozpoczęły się w czwartek w Meszhedzie, drugim największym mieście kraju, ale wkrótce rozprzestrzeniły się na inne miasta w Iranie. W sobotę fala protestów dotarła do Teheranu, gdzie doszło do największych antyrządowych demonstracji od 2009 roku, kiedy to na ulice wyszli przeciwnicy reelekcji prezydenta Mahmuda Ahmadinedżada. W sobotę władze informowały o zatrzymaniu co najmniej 50 protestujących; w niedzielę półoficjalna agencja prasowa ILNA, również powołując się na władze, mówiła już o ok. 80 zatrzymanych w jednym tylko mieście - Arak, położonym ok. 300 km na południe od stolicy. Dotychczas do tłumienia protestów nie ruszyła Irańska Gwardia Rewolucyjna, jednak generał wiceszef Gwardii Esmaeil Kowsari zagroził, że jeśli demonstracje będą kontynuowane, ich uczestnicy zostaną "zmiażdżeni żelazną pięścią narodu". Demonstranci protestują przeciwko bezrobociu, korupcji i podwyżkom cen podstawowych produktów, takich jak jajka czy drób. Wznoszone są hasła przeciwko władzom w Teheranie, a nawet chwalące rządy Reza Szacha Pahlawiego, co w opinii Reutersa jest "przełamaniem tabu". Rządy dynastii Pahlawich obaliła rewolucja islamska w 1979 roku; od tego czasu Iran jest republiką islamską.
Autor: mart\mtom / Źródło: reuters, pap