Rosyjskie samoloty kontynuują naloty na Gruzję. Jest wielu zabitych wśród cywilów. Armia gruzińska prawdopodobnie straciła Cchinwali.
W sobotę od wczesnych godzin rannych rosyjskie samoloty prowadziły bombardowania wielu celów na terenie Gruzji, także cywilnych. Zbombardowano m.in. port Poti, bazę wojskową w Senaki, pozycje gruzińskie w Wąwozie Kodori (na pograniczu gruzińsko-abchaskim). Bomby miały spaść także w pobliżu rurociągu, którym transportowana jest ropa z Morza Kaspijskiego na Zachód.
Tutaj, w mieście Gori – nad granicą gruzińsko-osetyjską, 18 km od stolicy Osetii Południowej, Cchinwali – bomby trafiły w wieś pod miastem i w budynki mieszkalne w samym mieście. Jest wiele ofiar cywilnych. Dziewczyna, która wróciła z przedmieścia opowiadała, że na ulicach leżą rozerwane ludzkie szczątki. Mieszkańcy Gori kryli się w piwnicach. Po jednym z kolejnych nalotów, około godziny 10, pobiegłem na przedmieścia. Widziałem zrujnowane domy cywilne, a w jednym z nich zabite dziecko.
W Gori pojawiły się pierwsze oznaki paniki. Mieszkańcy coraz bardziej obawiają się, że gdy Rosjanie odbiją Cchinwali z rąk gruzińskich – a źródła w Moskwie twierdzą, że to się już stało – armia rosyjska może wejść głębiej na teren Gruzji i uderzyć na Gori, najbliższe większe miasto.
Wśród mieszkańców coraz częściej słyszy się krytyczne wypowiedzi pod adresem rządu i prezydenta Micheila Saakaszwilego. Zarzuty kierują się także wobec gruzińskich mediów, że nic nie mówią o ofiarach. Niektórzy ludzie przeklinają wręcz „Miszę”.
Jeśli wojska gruzińskie przegrają to starcie, a Rosjanie będą nadal bombardować miasta w Gruzji, można spodziewać się, że popularność Saakaszliwego w społeczeństwie osłabnie.
Nocna bitwa o Cchinwali
W nocy z piątku na sobotę toczyły się ciężkie walki o Cchinwali. W Gori – odległym o 18 km od Cchinwali – ziemia drżała od eksplozji, a na ulicach Gori obozowały setki gruzińskich żołnierzy z nowych jednostek kierowanych na front.
Jeszcze w sobotę rano rozmawiałem w Gori z żołnierzami gruzińskimi wracającymi z frontu, którzy mówili, że Cchinwali przechodziło w nocy wiele razy z rąk do rąk, że cały czas trwają intensywne walki, a liczba ofiar jest wysoka.
Kilka godzin później strona rosyjska podała, że stolica Osetii Południowej jest pod jej kontrolą.
"Nie mamy odwrotu"
Gdy o ósmej rano szedłem pod pomnikiem Stalina – urodził się tu, w Gori, i nadal ma tutaj swój pomnik – na okolicznych trawnikach spali wycieńczeni młodzi żołnierze w hełmach, którzy uczestniczyli już w walkach. Podeszło do mnie paru chłopców. Zapytali: „Dlaczego Rosjanie nas zabijają? Powiedz światu, że niedługo nas nie będzie, jeśli nie przestaną”.
Na placu spotkałem znajomego M., którego spotkałem już podczas kaukaskich wędrówek. Jego formacja „Mchedrioni” (gruzińskie siły specjalne) to weterani wojny w Abchazji. – Idziemy dziś do boju – powiedział. – Dodo jest z nami.
Dodo Magnolia to legenda tej formacji: 55-letnia kobieta i pułkownik sił specjalnych, kobieta, trzykrotnie ranna, która po zakończeniu w latach 90. wojny w Abchazji zajmowała się dywersją na pograniczu rosyjsko-gruzińskim.
M. był roztrzęsiony: – Misza [prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili – red.] posłał do boju także niedoświadczonych chłopców. Sprawdziłem im trzy karabiny i wszystkie trzy się zacinały, a tam boje straszne. Misza zrobił tak, że nie mamy drogi odwrotu. Jak nie wygramy, niedługo Ruscy będą w Gori i innych miastach.
Źródło: TVN24, PAP