Tragicznie zakończył się koncert w centrum mołdawskiej stolicy. Co najmniej 40 osób zostało rannych w eksplozji granatu.
Do tragedii doszło tuż przed północą na centralnym placu Kiszyniowa, gdzie trwał koncert z okazji dnia miasta. Gdy na scenie pojawił się popularny w Mołdawii zespół Bravo, w 3,5 tys. tłumie doszło do eksplozji.
- Trzy odłamki wbiły mi się w nogę. Lekarze powiedzieli, że to od granatu albo bomby domowej roboty. Nic nie pamiętam. Odzyskałem przytomność dopiero, gdy opatrywali mnie lekarze - relacjonował agencji Reutera jeden z rannych.
Spośród 40 rannych osób pięć ma poważne obrażenia.
Skąd granat?
Policja wie, co było przyczyną wybuchu. - Zgodnie z ustaleniami naszego wstępnego śledztwa, nie ma wątpliwości, że eksplodował granat wojskowy - powiedział szef mołdawskiego MSW Victor Catan, cytowany przez agencję Interfax.
Reuters dodaje, że według wstępnych przypuszczeń granat mógł być ukryty w pudełku. Nie jest jasne, czy wybuch był chuligańskim wybrykiem, czy też zamachem terrorystycznym.
Koncertu nie przerwano od razu, by - jak tłumaczył burmistrz Kiszyniowa - nie wywołać paniki.
Tajemniczy mężczyzna "z bombą"
Sprawa miała swój nieoczekiwany dalszy ciąg w czwartek rano. Gdy mołdawski prokurator generalny szykował się do konferencji prasowej, podczas której miał ogłosić najnowsze ustalenia śledztwa, przed budynkiem prokuratury pojawił się mężczyzna twierdzący, że ma bombę.
Trzymając w rękach czarną torbę groził, że się wysadzi. Ostatecznie poddał się policji.
Władze natychmiast poinformowały, że incydent nie ma nic wspólnego ze środową eksplozją, a mężczyzna protestował przeciwko sprawie wytoczonej przez prokuraturę jego synowi.
Źródło: reuters, pap
Źródło zdjęcia głównego: Jurnal TV