Regionalnemu konfliktowi na Ukrainie towarzyszy globalna wojna w internecie. Rosja przygotowała się do niej lepiej niż jej przeciwnicy. Oto przykłady technik manipulacji i dezinformacji stosowanych w internecie.
Wojna w internecie jest jednym z frontów wojny informacyjnej, zaś wojna informacyjna - w dzisiejszych realiach - jest bardzo ważnym elementem prowadzenia agresywnej polityki. A w tym wypadku, elementem tzw. wojny hybrydowej, jak często nazywa się zbiór wszystkich działań Rosji wobec Ukrainy.
Prowadzenie działań propagandowych w internecie jest dziś priorytetem władz rosyjskich, jeśli chodzi o oddziaływanie na opinię międzynarodową. W samej Rosji mieszkańcy informacje o Ukrainie czerpią bowiem wciąż w ogromnej większości z telewizji. Przy kontroli państwa nad mediami tradycyjnymi dezinformację i manipulację prowadzić właśnie za ich pośrednictwem nie jest trudno. Co innego internet, szczególnie media społecznościowe, gdzie internauci sami mogą tworzyć informacje. Jeśli do tego dodać możliwość informowania w czasie rzeczywistym i ich zaawansowaną sieciowość, umożliwiającą błyskawiczne rozpowszechnianie informacji, to okazuje się, że dla kremlowskiego aparatu propagandowego to zdecydowanie najtwardszy orzech do zgryzienia.
Propaganda w sieci
Nie da się wyeliminować alternatywnych źródeł informacji (jak w przypadku telewizji, radia czy gazet) bo internet to medium globalne. Rosjanie, choć podążają drogą chińską, wciąż jeszcze w cenzurze internetowej mają ogromne luki.
Z drugiej jednak strony specyfika internetu - szczególnie jeśli chodzi o media społecznościowe - sprawia, że trudniej jest zweryfikować rosyjską propagandę. Często brakuje źródeł danej informacji, na ogół mamy niesprecyzowane "doniesienia", "mieszkańców", "świadków". Również język propagandy w internecie jest dużo brutalniejszy od tego w mediach tradycyjnych.
Jolanta Darczewska z Ośrodka Studiów Wschodnich w raporcie pt. "Anatomia rosyjskiej wojny informacyjnej" z maja 2014 tak pisze o rosyjskich "żołnierzach internetu": "Ich informacje i polemiki pisane są językiem emocji, nienawiści. Zawierają liczne wulgaryzmy i niecenzuralne epitety, takie jak 'pederasta' czy 'liberasta'. Uderza ich stronniczość i tendencyjność w interpretacji wydarzeń. Wyraźny jest kult Putina jako skutecznego przywódcy i obrońcy Rosji. Obraz świata jest uproszczony, przedstawiony w czarno-białych barwach (czarny jest diaboliczny Zachód, biała - Rosja). Wizerunek przeciwnika ideowego jest wyraźny, nierozmyty, pozbawiony empatii. Jest on dyskredytowany nie tylko ideowo, ale i estetycznie ('banderowska gadzina', 'gęby redaktorów')."
Charakterystyczne jest "odczłowieczanie" przeciwnika. Rząd ukraiński i jego zwolenników nazywa się "juntą", "świniami", "nazistami", "banderowcami", "sukami". Zaś Rosjan, którzy nie przyjmują bezkrytycznie oficjalnej wersji zdarzeń, "prawdziwi" Rosjanie nazywają "agentami CIA" i "piątą kolumną Ameryki".
Czemu służy kampania manipulacji i dezinformacji? Wzbudzaniu wrogości Rosjan do Ukraińców i Zachodu, usprawiedliwianiu agresywnej polityki władz z Putinem na czele. A na froncie "międzynarodowym" kompromitowaniu Ukrainy i jej sojuszników, zniechęcaniu do popierania Kijowa.
Oto kilka najczęściej stosowanych metod w informacyjnej wojnie w sieci.
1. Fikcja zamiast faktów
Podawanie nieprawdziwych informacji, które są później prostowane (lub nie), to jedno z najczęściej stosowanych narzędzi propagandowych. Często podają je małe radykalne portale lub blogerzy i popularni użytkownicy mediów społecznościowych, których potem cytują poważniejsze media. Ale bywa i odwrotnie. Te nieprawdziwe wiadomości dotyczą na ogół rzekomych zbrodni popełnianych przez siły ukraińskie na cywilach w Donbasie.
13 lipca Russia Today (RT) pokazała kolejny odcinek skandalizującego programu "Poszukiwacz prawdy". Twierdziła, że Ukraińcy wkroczyli do wsi Saurowka, a następnie "wzięli mężczyzn żywcem i obcięli im kończyny. Najpierw ręce, potem nogi, wreszcie głowy. Nie poćwiartowali kobiet - zgwałcili je".
Program przez dwa dni można było obejrzeć na stronie internetowej RT. Po czym zniknął. Co się stało? RT zamieściła tylko krótkiego "tweeta", informując, że odcinek programu zdjęto, bo zawierał "niepotwierdzoną informację".
07.13 episode of Truthseeker has been taken off RT as it included uncorroborated info. We apologize for the mistake of letting it go to air.
— RT Press Office (@RT_PressOffice_) lipiec 15, 2014
Nie tak dawno Kanał Pierwszy rosyjskiej telewizji państwowej ogłosił, że ukraińscy żołnierze ukrzyżowali 3-letniego chłopca na Placu Lenina w Słowiańsku. Tyle że nie ma takiego placu w tym mieście, a jedyny świadek rzekomej zbrodni kłamał, że jest uchodźcą ze Słowiańska.
Sprawa wywołała ogromne oburzenie nie tylko na Ukrainie. - Żaden fakt nie został sprawdzony (...) Mamy tu do czynienia z rażącym naruszeniem etyki zawodowej - mówiła Galina Timczenko, zwolniona w marcu redaktor naczelna popularnego w Rosji portalu Lenta.ru. - Ta sprawa wymaga ścigania sądowego. Ludzie, którzy robią coś takiego są niebezpieczni dla społeczeństwa i to, co robią, to prawdziwe przestępstwo - napisał na blogu opozycjonista Aleksiej Nawalny.
W czerwcu natomiast rosyjski portal LifeNews pokazał wideo, twierdząc, że to dowód na użycie przez Ukraińców bomb fosforowych w ataku na wieś Siemienowka koło Słowiańska. Analitycy Human Rights Watch odrzucili te zarzuty, twierdząc, że pokazane na filmie skutki użycia broni nie mają nic wspólnego z bombami fosforowymi czy innymi zakazanymi rodzajami broni.
17 lipca na portalu informacyjnym separatystów novorus.info pojawił się tekst pod tytułem "Polska przystępuje do wojny na Ukrainie". A w nim czytamy, że "do odeskiego portu przybyły potężne artyleryjskie działa, autobusy sztabowe i ciężarówki mające wyruszyć do Donbasu".
Jak napisali separatyści, rozładowano 12 samobieżnych haubic należących do polskiego wojska. Wiarygodności tej informacji ma dodać podanie wielu technicznych szczegółów dotyczących broni, a także nazwy polskiej jednostki, do której ma należeć artyleria. Po co taka fałszywa informacja? Odpowiedź dają ostatnie zdania artykułu: "Z otwartym przystąpieniem do wojny domowej na Ukrainie regularnej armii obcego państwa - członka NATO, sytuacja polityczno-wojskowa zmienia się w zasadniczy sposób. W pełni rozwiązując Rosji i jej sojusznikom ręce dla adekwatnej odpowiedzi".
"Newsa" portalu separatystów powtórzyło mnóstwo rosyjskich portali i blogerów. Te bardziej radykalne kopiując dosłownie tekst i tytuł.
Te bardziej znane - dodając tylko znak zapytania do tytułu. Choć w tekście już nie widać tej wątpliwości.
Innym przykładem podawania kontrowersyjnych wiadomości, bez podania jakiegokolwiek ich źródła, jest artykuł na stronie polskiej wersji rozgłośni "Głos Rosji". Tytuł? "Boeing na Ukrainie mógł zostać zestrzelony podczas ćwiczeń wojskowych". Źródło? Nie podane.
2. Manipulacja ilustracjami
Zdjęcia ilustrujące różne informacje często okazują się pokazywać zupełnie coś innego, w innym czasie i miejscu. Często pokazywane są zdjęcia z walk w Gruzji, Osetii Południowej i Syrii.
Zdjęcie bomby kasetowej, której miała użyć ukraińska armia, a którą znaleźli rzekomo separatyści na przedmieściach Doniecka, robiło furorę w sieciach społecznościowych i niektórych portalach informacyjnych.
#DPR militia found an unexploded cluster bomb #Ukraine pic.twitter.com/Ds0eY8spyM
— South Front (@southfronteng) lipiec 1, 2014
Zdjęcie opublikowała też agencja informacyjna Regnum na swoim profilu na Facebooku.
Problem w tym, że ta bomba nie ma nic wspólnego z Ukrainą. Zrobił zdjęcie fotoreporter Associated Press, Mohammed Zaatari 9 listopada 2006. To bomba kasetowa, jakich Izrael używał podczas bombardowania Libanu.
W marcu rosyjskie media alarmowały, że z południowo-wschodniej Ukrainy uciekło do Rosji ponad 650 tys. ludzi. Blogerzy szybko wychwycili, że zdjęcie, gdzie widać kolejki samochodów, którym Rosjanie ilustrowali te informacje, zrobiono na przejściu granicznym, ale z Polską.
Opps, RU media needs better editors https://t.co/QmeGJ94q0z PR photo #russiainvadesukraine #ukraineprotests pic.twitter.com/IrwdJgvwBF
— Euromaidan PR (@EuromaidanPR) marzec 2, 2014
Rossija 24 donosiła 8 lipca, że lotnictwo ukraińskie zaatakowało kopalnię pod Donieckiem: "Kopalnia i sąsiednia fabryka zostały zbombardowane".
Tyle że zdjęcie zrobiono nie 8 lipca, a 27 maja. W innym miejscu. To pałac lodowy Arena Przyjaźni w Doniecku - podpalony przez separatystów.
W połowie lipca w sieci przekazywano sobie informację okraszoną zdjęciem o bombardowaniu Ługańska. Na zdjęciu - jak piszą internauci - matka przykrywa ciałem dziecko.
МАМА ЗАЩИЩАЕТ СВОЕГО РЕБЁНКА ВО ВРЕМЯ ОБСТРЕЛА #Луганск #Украина #Новороссия #Юговосток #Донецк #ДНР #ЛНР pic.twitter.com/9qNiScY3yM
— 100% Павел Рыжевский (@rpgrpgS) lipiec 15, 2014
3. Manipulacja źródłem
20 lipca Russia Today stwierdziła na swojej stronie internetowej, że "według doniesień zachodnich mediów", separatyści donieccy nie zestrzelili boeinga, bo to wyraźnie "nie ich styl". Co to za zachodnie media? Jeden wpis internauty na stronie tygodnika "Der Freitag" - w części społecznościowej, gdzie można umieszczać swoje opinie. Wystarczy tylko zarejestrować się. Nie jest to w każdym bądź razie opinia tygodnika. Wpis zamieścił internauta o nicku Soloto. Okazuje się, że to pisarz Tim Jungeblut.
Jungeblut pisze na swoim profilu m.in., że celem mógł być samolot Putina i odnosi się do rzekomej relacji hiszpańskiego pracownika kontroli lotów w Kijowie o ukraińskich samolotach wojskowych lecących za boeingiem.
Kolejnym przykładem podobnej manipulacji jest publikacja na stronie "Moskiewskiego Komsomolca". Ten wielkonakładowy tabloid krzyczy tytułem: "Niemieckie media: Ukraiński pilot przyznał się, że zestrzelił malezyjskiego boeinga".
Co kryje się za "niemieckimi mediami"? Strona internetowa "Warheit fur Deutschland", która zresztą na początku tekstu o pilocie zastrzega na czerwono i w trzech językach, że źródłem informacji jest strona satyryczna Allgemeine Morgenpost Rundschau.
Ale oczekiwany efekt osiągnięto - wg stanu na 31 lipca, godz. 11.30, artykuł na stronie "MK" był czytany ponad 130 tys. razy. Informację powtórzyło wiele rosyjskich mediów. Polska wersja "Głosu Rosji" już nawet nie wpisała w tytule "niemieckie media", ale dała po prostu: "Ukraiński pilot Su-25 twierdzi, że strącił Boeinga".
4. Fałszywi "bohaterowie"
Nic nie robi "sprawie" tak dobrze, jak jej personifikacja. Dlatego tworzy się bohaterskie opowieści z tzw. prostymi ludźmi w roli głównej. Na początku lipca w internecie zaroiło się od wpisów o "bohaterze armii ługańskiej" Aleksandrze Skriabinie, który miał się rzucić pod ukraiński czołg z wiązką granatów. Rozpisywały się o nim nawet czołowe media rosyjskie: Interfax, "Komsomolskaja Prawda", "Moskowskij Komsomolec" itd.
Prosty górnik z Donbasu miał w walkach pod Izwarino zginąć, ratując towarzyszy broni. Tragiczną historię opisał na swoim profilu Vkontakte sam Igor Girkin vel Striełkow, oddając głos towarzyszowi broni Skriabina ("na moich oczach Saszka rzucił się pod ukraiński czołg i zginął jak bohater za nas wszystkich. Nie wiem co powiedzieć jego żonie i dwóm córkom").
Cytowany separatysta nie musiał jednak nic mówić bliskim kolegi. tak naprawdę Skriabin zmarł 29 września 2011 na raka płuc - jak wynikało z wpisów jego przyjaciół na jego profilu społecznościowym.
Teraz pojawiły się nawet zdjęcia z pogrzebu "bohatera" Skriabina.
Ale blogerzy ukraińscy szybko zwrócili uwagę, że zdjęcie rzekomego pogrzebu Skriabina jest identyczne, jak zdjęcie z pogrzebu górnika, który zginął w wypadku w kopalni w 2011 r. Zdjęcie to ilustrowało informację na portalu lokalnej administracji.
Manipulacje są czasem tak widoczne, że internauci reagują na nie humorem. Tak było z kobietą, która występowała przed kamerami w różnych rolach w różnych miejscach Ukrainy. Ale zawsze jako przeciwniczka nowych władz w Kijowie.
5. Fałszywe konta
Jedna z metod manipulacji to zakładanie fałszywych kont na Facebooku i Vkontakte.ru. Ich właściciele rozpowszechniają fałszywe informacje, na ogół podając się za naocznych świadków zdarzeń. Najczęściej rzekomych zbrodni popełnianych przez Ukraińców. Inni rozpowszechniają przerabiane lub całkowicie fałszywe zdjęcia oraz plotki mające wzbudzać strach i agresję.
2 maja w Odessie podczas zamieszek doszło do pożaru budynku, w którym zginęło 46 prorosyjskich demonstrantów. Zaraz po tym na Facebooku miejscowy lekarz, Żyd z pochodzenia, oskarżył ukraińskich nacjonalistów, że uniemożliwili mu ratowanie życia rannego mężczyzny i zapowiedzieli pogromy w Odessie.
Wpis wywołał ogromne poruszenie w sieci, "polubiło" go 5 tys. osób, cytowali blogerzy i portale. Po niecałych 24 godzinach wpis zniknął. Blogerzy przeprowadzili "śledztwo" i okazało się, że profil osoby przedstawiającej się jako 39-letni lekarz Igor Rozowskij, został stworzony tego samego dnia, w którym pojawił się wpis (3 maja). A potem okazało się, że osoba, której zdjęcie wisiało w FB jako Rozowskiego, okazał się być Rusłanem Semenowem, dentystą z Ust’-Dżeguty, miasteczka w Karaczajo-Czerkiesji na rosyjskim północnym Kaukazie.
Tuż po zestrzelenia boeinga, w rosyjskich mediach pojawiła się informacja o Hiszpanie, pracowniku kontroli lotów na kijowskim lotnisku Boryspol. Pisała o tym m.in. Russia Today.
Według Carlosa, dwa ukraińskie myśliwce były w pobliżu boeinga, kiedy ten zniknął z radarów. Swoją informację – która potwierdzała późniejsze twierdzenia rosyjskiego wojska o ukraińskim samolocie, który miał zestrzelić boeinga – Carlos zamieścił na Twitterze.
Tweeta przekazała dalej RT. Ale samo konto zniknęło jeszcze 17 lipca. A już 18 lipca pojawiło się drugie, o bardzo podobnej nazwie. Jego właściciel twierdzi, że tylko przekazuje dwa tweety Carlosa, którego profil miał skasować "rząd USA".
I made these screens before his account was deleted. pic.twitter.com/omxyqLdvxu
— spainbuca-archive (@spainbucaARCH) July 18, 2014
6. Edycja Wikipedii
Wtorek, 22 lipca, popołudnie. Minister obrony Rosji gen. Siergiej Szojgu przekonuje na konferencji prasowej, że malezyjskiego boeinga nad Donbasem zestrzelił ukraiński samolot Su-25. Kilka godzin wcześniej ktoś fałszuje dane techniczne Su-25 na Wikipedii - "zwiększając" możliwości samolotu tak, żeby był zdolny osiągnąć pułap, z którego strącono samolot Malaysia Airlines z 298 osobami na pokładzie.
Tuż po katastrofie boeinga użytkownik z ukraińskiego adresu IP "poprawił" wpis o katastrofach lotniczych w Wikipedii rosyjskojęzycznej. Napisał, że samolot zestrzelili "terroryści samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej z systemów rakietowych Buk, które terroryści otrzymali od Federacji Rosyjskiej". Już po niecałej godzinie nastąpił "kontratak". Ktoś z komputera należącego do holdingu rosyjskich państwowych telewizji i radia WGTRK skasował wpis ukraiński. W zamian pojawiło się: "Samolot zestrzeliło ukraińskie wojsko". Ostatecznie jednak pojawiło się neutralne zdanie: "Okoliczności wypadku są wyjaśniane".
Po stronie rosyjskiej szczególnie aktywna w "poprawianiu" haseł wikipedycznych jest służba specjalna FSO (Federalna Służba Ochrony). To właśnie ta formacja, specjalizująca się m.in. w walce elektronicznej, zmieniła hasło o katastrofie boeinga - w niemieckiej wersji Wikipedii.
W "encyklopedyczną wojnę" angażują się też politycy amerykańscy. Na przykład 14 lipca ktoś używający IP z Izby Reprezentantów zmienił opis Abby Martin, prezenterki Russia Today. Zniknęły słowa "amerykańska dziennikarka", pojawiły się "rosyjska propagandzistka".
Podobne zmiany przeprowadzane z komputerów Izby Reprezentantów USA stały się ostatnio tak częste, że administrator Wikipedii zablokował je na 10 dni.
Praktyka korygowania haseł Wikipedii stała się tak powszechna, że na Twitterze powstały nawet konta mające śledzić wszelkie zmiany wprowadzane z rosyjskich lub ukraińskich komputerów rządowych.
Статья в Википедии Связи с общественностью отредактирована Спецсвязью ФСО РФ http://t.co/MxhXSBswR3
— Госправки (@RuGovEdits) July 30, 2014
7. "Trolle" atakują
Fałszywe i zmanipulowane informacje czy zdjęcia trzeba jeszcze rozpowszechnić. Trzeba także atakować opinie i wiadomości niezgodne z linią rosyjską. Tym zajmuje się duża liczba cyberżołnierzy.
Już w lutym 2012 r. "Guardian" alarmował: "Prokremlowska grupa kieruje siecią internetowych trolli, starając się odpowiednio kształtować wizerunek Putina i dyskredytując opozycyjnych aktywistów i media".
Na początku maja br. "Guardian" znów skarżył się, że moderatorzy gazety mają do czynienia nawet z 40 tys. prorosyjskich komentarzy dziennie. Podobnej powodzi wpisów doświadczyło "Le Figaro" po publikacji (22 lipca) artykułu na temat odpowiedzialności Rosji za zestrzelenie malezyjskiego samolotu pasażerskiego. Francuska gazeta pisze, że rosyjskie państwo prowadzi zorganizowaną kampanię propagandową w internecie – dowodem zatrudnienie przez Rosyjską Agencję Badań Internetu 600 osób, które komentują kryzys ukraiński w mediach społecznościach i na stronach internetowych mediów.
Agencją Badań Internetu zajęła się w 2012 r. opozycyjna "Nowaja Gazieta". Jedna z dziennikarek tygodnika zatrudniła się w firmie. Okazało się, że pracownicy prowadzą aktywną działalność na rozmaitych portalach, w tym na Facebooku i Twitterze. Celem jest przekonanie opinii publicznej do polityki Federacji Rosyjskiej.
Hakerzy z międzynarodowej grupy Anonymous ujawnili w internecie korespondencję między pracownikami i ich przełożonymi z Agencji Badań Internetowych, tajemniczej spółki z adresem we wsi Olgino pod St. Petersburgiem.
Jest tam m.in. lista płac. Wśród tysięcy e-maili są takie, które zawierają instrukcje jak zachowywać się na zagranicznych forach i w sieciach społecznościowych, jak planować kampanie i indoktrynować zachodnich czytelników. Są też skany paszportów pracowników Agencji i ich CV (wśród nich jest co najmniej jeden Rosjanin mieszkający w Niemczech). Dużo pracowników zatrudniono w kwietniu.
Jeden z e-maili zawiera zlecenie założenia 50 fałszywych kont na Facebooku w celu zamieszczania prokremlowskich i antyamerykańskich komentarzy. Z ujawnionych dokumentów wynika, że Agencja zatrudnia 300 osób, które piszą średnio 100 komentarzy dziennie, głównie po rosyjsku, ale też po angielsku i ukraińsku. Co daje w sumie średnio 30 tys. komentarzy dziennie. Działalność tych "trolli" kosztuje ok. 1 mln dolarów miesięcznie.
Autor: Grzegorz Kuczyński / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Internet