Prezydent Turcji ostrzegł w piątek, że ani protesty Kurdów, ani krytyka ze strony opozycji nie wpłyną na jego stanowisko w sprawie interwencji wojskowej w Syrii. Uzależnia ją od spełnienia jego warunków, głównie od utworzenia w Syrii strefy zakazu lotów.
Erdogan, który wypowiadając się w ubiegłym tygodniu oświadczył, że w jego przekonaniu członkowie Państwa Islamskiego "są takimi samymi terrorystami", jak członkowie Partii Pracujących Kurdystanu (PKK) razem z ich partyzantami deklarującymi się w obronie Kobane, powtórnie wyliczył warunki ewentualnej tureckiej interwencji w Syrii. To ustanowienie strefy zakazy lotów nad Syrią, wydzielenie na terytorium Syrii strefy bezpieczeństwa, w której można by umieścić syryjskich uchodźców oraz przyjęcie programu szkolenia i wyposażania w broń lokalnej milicji syryjskiej. Turecki premier Ahmet Davutoglu zajął podobne stanowisko jak prezydent. Odrzucił w piątek propozycję tureckiej partii socjaldemokratycznej (CHP), aby Turcja "podjęła ograniczoną interwencję w Syrii" jedynie w celu uratowania miasta Kobane przed zajęciem przez wojska Państwa Islamskiego. - Lepiej, aby przywódca CHP zachował milczenie - poradził premier.
Międzynarodowe apele
O jak najszybsze wsparcie Turcji dla walczących z Państwem Islamskich Kurdów zaapelował tymczasem Biały Dom.
W piątek doradczyni ds. bezpieczeństwa narodowego prezydenta USA Baracka Obamy, Lisa Monaco, spotkała się z szefem tureckiego wywiadu Hakanem Fidanem. W komunikacie opublikowanym przez Biały Dom stwierdzono, że Monaco "wyraziła uznanie dla wsparcia Turcji dla operacji wojskowych USA w Syrii i Iraku oraz podkreśliła wagę przyspieszenia takiego wsparcia w ramach strategii osłabienia i ostatecznego zniszczenia IS".
ONZ zwróciła się w piątek publicznie do Turcji, aby pozwoliła kurdyjskim uzbrojonym bojownikom spieszącym na pomoc Kobane przekroczyć granicę turecko-syryjską.
Autor: kg/tr / Źródło: PAP