Boeing zamieniony w kulę ognia. Historia słynnego eksperymentu, który wymknął się spod kontroli

Prawie kontrolowana katastrofa
Prawie kontrolowana katastrofa
NASA
Widowiskowy eksperymentNASA

W grudniowy poranek 1984 roku pasażerski Boeing 720 z wypełnionymi po brzegi zbiornikami paliwa spadł na dno wyschniętego jeziora na zachodzie USA. Maszyna w ciągu kilku sekund zamieniła się w kulę ognia, którą trzeba był gasić przez ponad godzinę. Nikt nie zginął, bo na pokładzie nikogo nie było. Samolot został rozbity celowo, w imię nauki. Nie wszytko poszło jednak zgodnie z planem.

Do rozbicia samolotu doszło na rozległym terenie bazy Edwards, położonej na pustynnej wyżynie wschodniej Kalifornii. To główne amerykańskie centrum prowadzenia prób i eksperymentów w lotnictwie. Wykorzystuje je wspólnie lotnictwo wojskowe USAF i NASA.

Głównym powodem, dla którego bazę umieszczono na odludnym i pustynnym terenie, jest wielkie wyschnięte jezioro Rogers. Jego dno przez większość roku jest idealnie równe i bardzo twarde. To wymarzone lądowisko dla różnych eksperymentalnych maszyn latających, które mogą mieć problem z trafieniem w tradycyjny pas startowy.

"Pasażerowie" przed startem w ostatni lotNASA

Rzeczywistość weryfikuje plan

Właśnie o tą twardą i równą powierzchnię wbił się na początku grudnia 1984 roku pasażerski Boeing 720. Maszyna wystartowała zaledwie kilka minut wcześniej z pasa startowego bazy Edwards. W tym czasie wzniosła się na niecały kilometr, skręciła i rozpoczęła zniżanie w kierunku wyznaczonego kawałka wyschniętego jeziora. Niedługo przed zaplanowanym uderzeniem samolot wymknął się jednak spod kontroli sterującego nią zdalnie pilota.

Boeing zaczął kołysać się na boki i opadać szybciej niż zaplanowano. Wpadł w stan nazywany "Dutch roll", który nawet w normalnym locie może prowadzić do katastrofy, jeśli załoga nie skoryguje go na czas. Od tego momentu plan się rozsypał. Sterujący boeingiem zdalnie pilot NASA nie był w stanie opanować sytuacji i maszyna uderzyła w ziemię znacznie wcześniej niż miała, oraz pod kątem.

Moment uderzenia w ziemięNASA

W ciągu kilku sekund samolot zamienił się w widowiskową kulę ognia i rozpadł się. Choć warunki katastrofy były inne niż zakładano, to i tak wysiłek inżynierów NASA odpowiedzialnych za eksperyment nie poszedł na marne. Udało się zgromadzić wiele danych i bardzo efektownie zweryfikowano główny przedmiot testu: nowe paliwo okazało się tak samo łatwopalne jak wcześniejsze.

Widok na katastrofę z ogona maszyny
Widok na katastrofę z ogona maszynymateriał bez dźwięku | NASA

Nadzieja na opanowanie pożarów

Pełna nazwa eksperymentu brzmiała Controlled Impact Demonstration (Demonstracja Kontrolowanego Uderzenia) i został on zorganizowany wspólnie przez NASA oraz FAA, czyli cywilną agencję odpowiadającą za bezpieczeństwo lotów cywilnych w USA. Głównym celem testu było wypróbowanie wspomnianego już nowego paliwa do silników odrzutowych. W zasadzie była to standardowa nafta lotnicza z dodanymi specjalnymi związkami, które miały sprawić, iż po rozerwaniu zbiorników nie będzie się ona łatwo rozpraszać w powietrzu i zapalać.

Podczas testów na ziemi nowe paliwo spełniało założenia. Rzeczywiście wydawało się, że jest szansa na zlikwidowanie głównej przyczyny śmierci pasażerów podczas awaryjnych lądowań, czyli gwałtownych pożarów nafty. W warunkach laboratoryjnych nie było jednak możliwości w pełni zasymulowania warunków podczas katastrofy samolotu. Postanowiono więc jeden rozbić, tak aby ostatecznie przetestować nowe paliwo.

Lewe skrzydło się rozpada, a samolot sunie ku stalowym słupomNASA

Akurat FAA miała pod ręką odpowiedniego kandydata. Był to stary Boeing 720, którego zakupiono jeszcze w latach 60. do celów szkoleniowych. Po ponad dwóch dekadach intensywnej eksploatacji maszyna zbliżała się do krańca swojej wytrzymałości i postanowiono wykorzystać ją do widowiskowego eksperymentu w imię nauki.

Wybuchowa nauka

Boeinga najpierw odpowiednio przebudowano. Zainstalowano specjalne dodatkowe urządzenia umożliwiające prace silników na nowym paliwie. W celu ich przetestowania wykonano kilkanaście lotów próbnych, podczas których jednocześnie NASA wypróbowywała system do zdalnej kontroli tak dużej maszyny.

Dodatkowo środek boeinga przebudowano i wypełniono aparaturą pomiarową. Testowano nie tylko paliwo, ale również szereg innych rozwiązań mających zwiększyć bezpieczeństwo pasażerów. Między innymi nowe fotele i ich mocowania do podłogi, nowe sposoby mocowania wyposażenia kuchni czy nowe czarne skrzynki. W kabinie zasiadło ponad 20 pasażerów- manekinów.

Na wyschniętym jeziorze stworzono imitację pasa startowego obstawionego kamerami i aparatami fotograficznymi. Na jego początku ustawiono jednak nietypowy dodatek. W ziemi zabetonowano kilka stalowych belek, których zadaniem było rozerwać umieszczone w skrzydłach zbiorniki z paliwem. Nazwano je "przecinakami". Przy ich pomocy planowano stworzyć odpowiednie warunki do przetestowania zmodyfikowanej nafty.

Ostatnie chwile B720
Ostatnie chwile B720NASA

Przydatne dane z katastrofy

Ponieważ ostatnie podejście do "lądowania" w wykonaniu tego Boeinga 720 nie odbyło się zgodnie z planem, sama katastrofa również przebiegła nie tak jak zaplanowali to sobie inżynierowie. Maszyna lecąc nieco bokiem uderzyła w ziemię lewym skrzydłem około stu metrów przed stalowymi belkami. Kontakt z ziemią spowodował dalsze obracanie się boeinga, który ostatecznie uderzył w "przecinaki" pod kątem kilkunastu stopni. Jedna z belek trafiła prosto w silnik, przebijając go na wylot i wywołując potężny wyciek paliwa. W skrzydłach były go 33 tony.

Natychmiast pojawiły się płomienie. Wyciek był tak duży, że zmodyfikowane paliwo zdało się na niewiele, jedynie ograniczając na moment wybuch pożaru z pełną mocą. Samolot pokonał stalową przeszkodę i wykonując efektowny obrót rozpadł się na kawałki. Po chwili wszystko pochłonęło morze ognia.

Płomienie udało się opanować po ponad godzinie. Zostało tym samym dobitnie udowodnione, że nowe paliwo nie jest specjalnie przydatne, bo może zapobiec pożarowi jedynie w ściśle określonych warunkach. Natomiast jak wykazał to sam eksperyment, naturą katastrof jest nieprzewidywalność. Nawet jeśli są one wcześniej dokładnie zaplanowane.

Ponieważ nowe paliwo wymagałoby poważnych modyfikacji w samolotach i było droższe, uznano, że nie opłaca się wprowadzać go do użytku. Kontrolowana katastrofa dostarczyła jednak wielu cennych informacji na temat bezpieczeństwa. Nowe fotele i czarne skrzynki okazały się dobrymi rozwiązaniami. FAA oszacowała, że od 20 do 30 procent pasażerów miało szansę ujść z życiem.

Ognisty koniec samolotuNASA

Autor: Maciej Kucharczyk\mtom / Źródło: tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: NASA