W jaki sposób poszukującym zaginionego Boeinga 777 linii Malaysian Airlines udało się stwierdzić, że maszyna rozbiła się na południowym Oceanie Indyjskim? Pozwoliła na to nowa metoda analizy sygnałów satelitów systemu Inmarsat, który sam w sobie jest dość prosty.
W poniedziałek władze Malezji oświadczyły, że samolot rozbił się na Oceanie Indyjskim na południowy zachód od Australii. Uznano, że nikt nie mógł przeżyć katastrofy i ogłoszono śmierć wszystkich osób na pokładzie. Oświadczenie władz w Kuala Lumpur wywołało gwałtowne reakcje części bliskich ofiar, które nie uznały dowodów przemawiających za tragicznym losem maszyny.
Kosmiczny nasłuch
W jaki sposób ustalono najbardziej prawdopodobny scenariusz ostatnich godzin lotu B777? Wszystko dzięki systemowi Inmarsat, który powszechnie stosuje się na statkach, albo w formie telefonu satelitarnego. To rodzaj sieci łączności opartej o satelity i fale radiowe. W zależności od trybu można przez niego rozmawiać, przesyłać wiadomości tekstowe, albo samą pozycję GPS. Samolot linii Malaysian Airilnes co godzinę wysyłał do satelitów sieci Inmarsat jeden krótki sygnał, będący w praktyce tylko zgłoszeniem się do sieci. Bez dodatkowych treści. Ponieważ był to jedyny dowód na funkcjonowanie maszyny po zniknięciu z radarów, na tym skupiło się śledztwo. - Poproszono nas byśmy coś znaleźli na bazie prostego sygnału - powiedział Christopher McLaughlin z firmy Inmarsat. Sygnał od samolotu odbierał tylko jeden z jedenastu satelitów brytyjskiej firmy. Z tego powodu dokładne namierzenie miejsca jego wysłania było niemożliwe. Dzięki specjalnie opracowanej metodzie udało się w przybliżeniu wyznaczyć trasę lotu maszyny. Wszystko dzięki analizie częstotliwości sygnału, który docierał do satelity.
Autor: mk/jk / Źródło: TVN 24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24