Dzieci na froncie. "To obowiązek każdego, chwycić za broń i bronić ojczyzny"


Co trzeci walczący w jemeńskiej wojnie domowej jest dzieckiem - alarmuje Unicef, powołując się na najnowsze dane. O dramacie najmłodszych Jemeńczyków w Sanie pisze "Telegraph".

Organizacje międzynarodowe każdą osobę poniżej 18 roku życia traktują jako dziecko. Nastoletni chłopcy z bronią przewieszoną przez ramię twierdzą, że walczą dla kraju.

"Nie jestem tu dla pieniędzy"

Dziennikarze "Telegraph" rozmawiali m.in. z 15-letnim Raszadem, który - jak wielu chłopców w jego wieku - przyłączył się do sił oporu wobec bojówek Huti. - To obowiązek każdego chwycić za broń i bronić ojczyzny - powiedział.

Dziennikarze spotkali się także z nastolatkiem z drugiej strony frontu. Ok. 20 km od Sany na posterunku bojowników Huti rozmawiali z 16-letnim Ahmedem Salehem. - Nie jestem tu dla pieniędzy - zastrzegł. - Przyszedłem bronić kraju.

Wyjaśnił także, że jego rodzina wsparła finansowo ruch Huti, żeby on - tak jak inni chłopcy - mógł przyłączyć się do walki.

Dzieci na froncie

Bojownicy Huti oraz inne grupy rebelianckie - jak pisze "Telegraph" - mają długą historię w rekrutowaniu dziecięcych bojowników. Często w szeregi wstępują nawet 10-letni chłopcy. Zgodnie z jemeńską kulturą, chłopcy uczą się korzystać z broni w bardzo młodym wieku.

ONZ podaje, że Jemen jest jednym z ośmiu państw na świecie, gdzie milicje rekrutują dzieci. Organizacja Save the Children szacuje nawet, że połowa chłopców powyżej 12. roku życia walczy po którejś ze stron wojny domowej. Ok. 60 proc. społeczeństwa potrzebuje pomocy humanitarnej: jedzenia, wody pitnej, benzyny.

"Telegraph", powołując się na relacje rodziców, twierdzi, że duża część jemeńskich dzieci cierpi na stres pourazowy, potęgowany przez nieprzespane noce, w czasie których dzieci wsłuchują się w odgłosy artylerii i bomb.- Kiedy skończy się wojna, krysys psychologiczny uderzy w nasze dzieci - powiedział lekarz Moheeb Obad. - Chciałbym temu zapobiec, ale wojna jest wszędzie.Jak relacjonują mieszkańcy Adenu, dostawy wody i prądu do dzielnic są przerwane, na ulicach zalegają niewywiezione śmieci, a szpitale nie mogą sobie poradzić z nawałem rannych.Jemeński kryzys

Rebelianci Huti wciąż prowadzą ofensywę w Jemenie pomimo trwających od 26 marca ataków powietrznych arabskiej koalicji na ich pozycje w ramach operacji "Decydująca burza". Huti twierdzą, że od początku nalotów prowadzonych pod dowództwem Arabii Saudyjskiej zginęło około tysiąca osób, a liczba rannych wyniosła 15 tys. Głównym celem ataków rebeliantów jest natomiast nadal Aden położony na południu Jemenu.

Według przedstawicieli Czerwonego Krzyża i organizacji Lekarze bez Granic (MSF) sytuacja w Adenie jest obecnie "katastrofalna" i "krytyczna", a sytuacja humanitarna w całym kraju - bardzo zła. Huti kontrolują już stolicę Jemenu Sanę, a obecny konflikt, w którym według ONZ zginęło w ciągu ubiegłych dwóch tygodni ponad 500 ludzi, grozi 25-milionowemu Jemenowi humanitarną katastrofą.

Autor: pk/ja / Źródło: Telegraph

Raporty: