Premier Węgier Viktor Orban oświadczył w niedzielę po oddaniu głosu w referendum ws. obowiązkowych kwot relokacji uchodźców, że najważniejsze, by padło w nim więcej głosów na „nie”. Jeśli tak się stanie, zapowiedział konsekwencje prawne.
Pytanie w niedzielnym referendum brzmi: "Czy chce Pan/Pani, by Unia Europejska mogła zarządzić, również bez zgody parlamentu, obowiązkowe osiedlanie na Węgrzech osób innych niż obywatele węgierscy?".
Aby było ono uznane, ważny głos musi oddać przynajmniej 50 proc. spośród ponad 8,27 mln osób uprawnionych do głosowania.
Orban: ważne, by było "nie"
Orban wyraził nadzieję, że głosów na "nie" będzie więcej niż na "tak". Ocenił, że to wystarczy, by upełnomocnić rząd i parlament.
- Zawsze lepsze ważne niż nieważne (referendum), ale skutki publiczno-prawne tak czy inaczej nastąpią, gdyż zobowiązaliśmy się, że zawartą w pytaniu regulację prawną, zgodnie z którą tylko parlament może zdecydować o tym, z kim Węgrzy chcą razem żyć, uczynimy częścią systemu prawnego. Zrobimy to niezależnie od tego, czy (referendum) będzie ważne, czy też nie. Warunek jest taki, by głosów na "nie" było więcej niż na "tak" – oznajmił.
Zapytany, czy ustąpi, jeśli głosów na "tak" będzie więcej, odpowiedział twierdząco i dodał, że on i jego rząd są "dumni, że Węgry jako pierwsze głosują w tej sprawie".
Najnowszy sondaż Instytutu Publicus wskazywał na przytłaczającą przewagę osób chcących udzielić odpowiedzi przeczącej na stawiane w referendum pytanie. Wśród respondentów zdecydowanych wziąć udział w referendum aż 74 proc. zamierzało zagłosować na "nie", tylko 5 proc. na "tak", 3 proc. chciało oddać głos nieważny – o co apelowała część opozycji – a 18 proc. jeszcze nie wiedziało, jak zagłosuje.
Z sondażu tego wynika też, że nie jest pewne, czy referendum będzie ważne. Tylko 46 proc. ankietowanych zadeklarowało, że na pewno weźmie w nim udział.
O godz. 9. frekwencja wyniosła 7,25 proc.
Autor: adso/tr / Źródło: PAP