Port lotniczy w Bengazi był przez dziesięć godzin zamknięty, po tym jak w okolicach miasta trwała kanonada artylerii przeciwlotniczej. Jak się okazało, to lokalni bojownicy próbowali zestrzelić amerykańskie drony zwiadowcze.
Jak podaje agencja Reutera, ostrzał przeciwlotniczy był momentami "ciężki" . Nic nie wskazuje jednak na to, aby bojówkarze w coś trafili. Liczne pociski z działek posyłane w niebo stanowiły jednak spore zagrożenie, bowiem do Bengazi latają cywilne samoloty rejsowe.
Nocni goście
Z tego powodu władze zamknęły przestrzeń powietrzną nad miastem i okolicami. Zakaz lotów ustanowiono po godzinie pierwszej w nocy w piątek i utrzymywano w mocy przez następne dziesięć godzin. Jak podały linie lotnicze Turkish Airlines, ich samolot ze 121 osobami na pokładzie musiał zawrócić z drogi do Bengazi i lądował w Stambule.
Powodem całego zamieszania były dwa amerykańskie drony zwiadowcze niesprecyzowanego typu. - Maszyny latały nad Bengazi w nocy za wiedzą i zgodą władz libijskich - poinformował zastępca ministra spraw wewnętrznych, Wanis al-Sharif. - Można je było zobaczyć gołym okiem, więc dostały się pod ostrzał przeciwlotniczy bojówek - dodał, nie precyzując jakim sposobem drony, które zazwyczaj z ziemi bardzo trudno dostrzec, zostały zauważone nocą.
Według Libijczyka, amerykańskie roboty robiły zdjęcia zniszczonego podczas ataku z wtorku na środę konsulatu USA w mieście. Miały też obserwować okolicę i szukać pozycji radykalnych bojówek, które mogły być zamieszane w szturm na placówkę dyplomatyczną, w wyniku którego zginęło czterech Amerykanów, w tym ambasador Christopher Stevens.
Rzecznik prasowy Sztabu Generalnego libijskiej armii dodał, że różne samoloty państw zachodnich od obalenia reżimu Muammara Kaddafiego nadal regularnie latają nad Libią. Mają gwarantować bezpieczeństwo przestrzeni powietrznej, bowiem libijskie lotnictwo wojskowe przestało istnieć. - W ostatnich dniach z powodu napiętej sytuacji liczba lotów znacząco się zwiększyła - powiedział Ali al-Shaikhi.
Atak pod przykrywką
Rozmawiający z agencja Reutera Libijczycy zaprzeczyli jednak stanowczo, aby wojsko USA miało przeprowadzić na terenie Libii jakąś operację zbrojną wymierzoną w bojówki, które były zamieszane w atak na konsulat. - Na obecnym etapie sami sobie z tym damy radę. Ci bojówkarze czują się częścią naszego społeczeństwa. Jeśli zaatakują ich Amerykanie, to zwrócą się przeciwko nam - stwierdził anonimowy członek libijskiego parlamentu.
- Na pewno przyda nam się pomoc logistyczna i techniczna od Amerykanów, ale poprosimy ich o to, kiedy nadejdzie stosowny czas. Na razie spróbujemy to załatwić sami - dodał polityk.
Jak podaje agencja Reutera, libijskie służby bezpieczeństwa są przekonane, iż w atak na konsulat były zamieszane radykalne islamistyczne bojówki Ansar al-Sharia, powiązane z Al-Kaidą Islamskiego Maghrebu. Demonstracja wywołana filmem obrażającym Mahometa miała być tylko przydatną przykrywką do ataku na placówkę.
Autor: mk\mtom / Źródło: Reuters
Źródło zdjęcia głównego: USAF