Konflikt na Bliskim Wschodzie wydaje się trwać od zawsze i wciąż jedynie nasilać. Dlatego nic dziwnego, że Donald Trump postanowił zająć się nim już w pierwszych dniach swojej prezydentury. Problem w tym, że jego plan jest całkowitym przeciwieństwem tego, co naprawdę mogłoby przynieść pokój. A realny pomysł, jak zaprowadzić pokój między Żydami i Palestyńczykami, istnieje już od niemal 80 lat.
"Szalona", "bezczelna", "niebezpieczna" - tak światowe media oceniły zapowiedź Donalda Trumpa dotyczącą przejęcia kontroli nad Strefą Gazy, wysiedlenia jej ludności i zamienienia w "riwierę Bliskiego Wschodu". Pomysł prezydenta USA miałby być rozwiązaniem konfliktu, który od dekad dzieli Żydów i Arabów, oraz końcem dramatu około dwóch milionów mieszkańców Strefy Gazy. Brzmi pięknie, jest tylko jedno "ale" - ten pomysł jest całkowicie niewykonalny.
Skąd się wzięła Strefa Gazy i jakie są prawdziwe źródła konfliktu w tym regionie? I czy istnieje lepszy pomysł na jego zakończenie, niż zrównanie strefy z ziemią i zamienienie w nadmorski kurort?
Dwa nacjonalizmy, jedno terytorium
Aby zrozumieć współczesne wydarzenia dzielące Żydów i Palestyńczyków, trzeba najpierw spojrzeć w przeszłość. I zauważyć istotny fakt, którego żadna ze stron jednak nie akceptuje - że przed 1948 rokiem nigdy nie istniały takie państwa jak Izrael i Palestyna.
- Przynajmniej w nowoczesnym rozumieniu tego słowa, jako państwa narodowe - uzupełnia dr hab. Łukasz Fyderek, dyrektor Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu Uniwersytetu Jagiellońskiego. - Państwa Izrael i Palestyna nigdy nie istniały, ponieważ nigdy wcześniej nie istniały narody izraelski i palestyński we współczesnym rozumieniu, bo współczesne pojęcie narodu stworzone zostało w XIX wieku wraz z pojawieniem się nacjonalizmów.
Co w takim razie ze słynnymi królami starożytnego Izraela: Dawidem, Salomonem? - Istniały w starożytności żydowskie królestwa Izraela i Judy, opisane w Biblii, istniały w średniowieczu muzułmańskie kalifaty, ale tych przednowoczesnych form organizacji politycznej nie da się utożsamiać ze współczesnym państwem narodowym - podkreśla ekspert.
Bo współczesna idea, że państwo powinno być narodowe, a więc homogeniczne pod względem ludnościowym, pojawiła się dopiero na skutek XIX-wiecznych nacjonalizmów. Wówczas również pojawiło się założenie, że każdy naród powinien mieć odrębne państwo. I to ta idea stała się praźródłem dzisiejszego konfliktu żydowsko-palestyńskiego, gdy dotarła do dwóch, mających tysiące lat historii, grup etnicznych: Arabów, mieszkających na terenie historycznego regionu o nazwie Palestyna, oraz Żydów, z których garstka też żyła w Palestynie, ale zdecydowana większość rozsiana była w diasporach na całym świecie.
Problemem stało się to, że o ile nowe idee i koncepcje można mnożyć, o tyle światowe terytorium pozostaje ograniczone. Tymczasem obie te grupy - Arabowie z Palestyny oraz Żydzi - pomysł utworzenia własnego państwa narodowego postanowiły realizować na tej samej ziemi. Jedynej ziemi, z którą czuli się silnie związani, czyli historycznej Palestyny, na terenie której już Biblia wymieniała zarówno Izraelitów, jak i utożsamianych z dzisiejszymi Palestyńczykami Filistynów i Kananejczyków.
- Pierwotnym źródłem dzisiejszego konfliktu jest dążenie dwóch nacjonalizmów do zbudowania swojego państwa narodowego na tym samym terytorium, które - według nich - im przynależy - potwierdza dr hab. Łukasz Fyderek. - Syjonizm, powstała w XIX wieku koncepcja, zgłasza roszczenia [Żydów - red.] do terytorium od Morza Śródziemnego do rzeki Jordan, a w reakcji na te dążenia zaczął się kształtować nacjonalizm palestyński, wysuwający takie same roszczenia.
Ziemie te od tysiącleci przechodziły z rąk jednego mocarstwa do drugiego. Wśród dziesiątek imperiów, które w swoim czasie miały kontrolę nad historyczną Palestyną, wymienić można Babilon, Egipt, Persję, Macedonię Aleksandra Wielkiego, Starożytny Rzym, Bizancjum, wreszcie szereg islamskich imperiów z Imperium Osmańskim na końcu oraz Brytyjczyków, którzy przejęli kontrolę nad nią jako swoją kolonią w ramach tzw. Mandatu Palestyny, obejmującego dwa obszary przedzielone rzeką Jordan: historyczną Palestynę oraz Transjordanię.
Ziemia Obiecana
Czasy i granice w historycznej Palestynie stale się zmieniały, jednak największą zmianą okazały się dopiero wspomniane ruchy nacjonalistyczne - syjonistyczny i palestyński, a także związany z tym pierwszym początek masowej migracji Żydów z różnych części świata na tereny historycznej Palestyny. Zwłaszcza z Europy, w której wściekły antysemityzm, narastający w pierwszych dekadach XX wieku, sprawił, że europejscy Żydzi poczuli się zmuszeni do szukania własnego miejsca na Ziemi. Kierunek był jeden - Palestyna, czyli biblijna Ziemia Obiecana, do której już Mojżesz prowadził Izraelitów ciemiężonych w Egipcie.
Dlatego od końca XIX wieku na teren Palestyny przybywały setki, tysiące, aż w końcu dziesiątki tysięcy Żydów chcących utworzyć tam własne państwo. Jak wielka była ta migracja? Jeszcze w połowie XIX wieku w Jerozolimie miało żyć tylko kilkuset Żydów, na dodatek utrzymujących się dzięki pomocy finansowej diaspor. Tymczasem ze spisów brytyjskich wynika, że w 1922 roku w całej Palestynie było ich już niespełna 84 tysiące, a w 1945 - grubo ponad pół miliona. Jednocześnie na ziemiach tych mieszkali już jednak Arabowie, którzy równie mocno uważali Palestynę za swój dom. Rozpoczęła się także migracja części Arabów z Afryki, tak samo marzących o niepodległej - tylko muzułmańskiej - Palestynie.
I w tym momencie pojawił się początek dzisiejszego konfliktu. Bo ani Arabowie, ani Żydzi nie chcieli rezygnować z własnych marzeń i się tym terytorium dzielić. I każda ze stron znalazła własne wytłumaczenie, dlaczego historyczna Palestyna należy się tylko im.
- Jedną z głównych tez syjonizmu było to, że Żydzi zajmują ziemię niczyją i że 100 lat temu [czyli na początku XX wieku - red.] na tych ziemiach nie było również Palestyńczyków, a jedynie Arabowie - tłumaczy dr hab. Fyderek. - Palestyńczycy natomiast wskazują, że ludzie, którzy przyjechali do współczesnego Izraela, to członkowie różnych narodów, głównie europejskich: Polacy, Niemcy, Francuzi, też Marokańczycy. Ale nie Izraelczycy, i w tym sensie są kolonistami.
W regionie zaczęło więc się coraz bardziej "gotować", a zarządzający Palestyną Brytyjczycy w końcu zdali sobie sprawę, z jak wybuchową sytuacją mają do czynienia. W związku z tym, gdy tylko stworzona została Organizacja Narodów Zjednoczonych, natychmiast przekazali jej do rozwiązania problem Palestyny. I ONZ po długich i niełatwych pracach z udziałem wielu państw na świecie wymyśliła rozwiązanie: Palestynę trzeba podzielić i utworzyć dwa suwerenne państwa, palestyńskich Arabów - czyli Palestyńczyków - oraz Żydów. To słynna Rezolucja Zgromadzenia Ogólnego ONZ nr 181 z 29 listopada 1947 roku, która dokonywała trudnego i nigdy niewprowadzonego podziału historycznej Palestyny.
Pomysł podziału tych ziem był bowiem dla obu stron konfliktu trudny do zaakceptowania. Żydzi początkowo nawet na niego przystali, jednak wobec jednoznacznego sprzeciwu Arabów przestrzeń do negocjacji wydawała się żadna. Zamiast argumentów słownych obie strony sięgnęły po argumenty siły. W Palestynie jeszcze w 1947 roku wybuchła wojna domowa, a rok później pierwsza wojna izraelsko-arabska, rozpoczęta zaledwie dzień po ogłoszeniu niepodległości przez współczesny Izrael. Tak rozpoczął się dramat, który trwa do dziś.
Skąd się wzięła Strefa Gazy
Gdy wybuchł otwarty konflikt o Palestynę, tamtejsi Arabowie pozornie mieli dużą przewagę. Nie tylko zamieszkiwali całość tych ziem od dawna, ale też cieszyli się jednoznacznym wsparciem sąsiednich państw arabskich dysponujących licznymi armiami. Po stronie żydowskiej ogromnym atutem okazała się jednak znacznie lepsza organizacja, wypracowana dzięki doświadczeniom wyniesionym z Europy. Siły zbrojne Izraela szybko też rosły w siłę i to one wygrały pierwszą wojnę o Palestynę, wywołując prawdziwy wstrząs w świecie arabskim.
W tym czasie w historycznej Palestynie zarysował się również podział, który istnieje do dzisiaj. Rezolucja ONZ zakładała, że obszary o najmniejszym zagęszczeniu ludności żydowskiej (na wschód od Jerozolimy oraz na północy i południu Palestyny) utworzą państwo arabskie, zaś na pozostałych ziemiach powstanie Izrael. Jednak Arabowie odrzucili takie rozwiązanie, uznając za zbyt korzystne dla Żydów, a Izrael w swojej proklamacji niepodległości celowo nie sprecyzował, jakie miałyby być jego granice.
Nowy kształt podziału ziem nadała więc wygrana przez Izrael wojna, za sprawą której zajął on w sumie 78 proc. całej Palestyny. Poza kontrolą Izraela pozostały jedynie dwa obszary: ziemie na wschód od Jerozolimy, które w trakcie walk zajęły wojska jordańskie, oraz pas ziemi na południowym wybrzeżu Morza Śródziemnego, którym przez całą wojnę nacierały wojska egipskie. Na tych dwóch obszarach nie powstało jednak państwo palestyńskie - oba zostały zajęte przez państwa arabskie, które je kontrolowały. I tak Zachodni Brzeg Jordanu stał się częścią Jordanii, zaś pas wybrzeża wokół miasta Gaza pozostał pod kontrolą Egiptu. Ponieważ jednak nie został on formalnie zaanektowany, teren ten zyskał nową, własną nazwę: Strefa Gazy.
Samo miasto Gaza zawsze było jednym z najważniejszych na terenie Palestyny, jednak pierwsza wojna z Izraelem stała się początkiem jego dramatu. Znajdując się pod kontrolą Egiptu, a nie Izraela, stało się celem ucieczki dziesiątek tysięcy Arabów z całej Palestyny. W rezultacie Strefa Gazy dramatycznie się przeludniła - choć stanowiła zaledwie 1 proc. terytorium Palestyny, znalazło się w niej aż 25 proc. jej arabskiej ludności. Ten dramat również trwa do dziś, a Strefa Gazy, choć jest już jedynie morzem gruzów, pozostaje domem dla około dwóch milionów ludzi.
Podzielona Palestyna
Również do dzisiaj utrzymują się powstałe wówczas granice, dzielące Palestynę na część żydowską i arabską. Mimo kolejnych wojen, negocjacji i prób znalezienia porozumienia ziemie te pozostały podzielone na zajmujący ich zdecydowaną większość Izrael oraz na dwa obszary palestyńskie - Zachodni Brzeg i Strefę Gazy, formalnie współtworzące Państwo Palestyna (wcześniej nazywane Autonomią Palestyńską), uznawane przez większość państw na świecie, w tym Polskę.
Jednocześnie stale zmieniał się obszar, który faktycznie kontrolowały obie strony. I prawie zawsze na korzyść Izraela. W toku kolejnych odsłon konfliktu żydowsko-arabskiego Jordania i Egipt wycofały się z Zachodniego Brzegu i Stefy Gazy, zaś Izrael zaczął powiększać swój stan posiadania, m.in. zajmując i okupując do dziś dużą część Zachodniego Brzegu i wschodnią część Jerozolimy.
- Najczęściej stan posiadania Izraela się zwiększał w toku konfliktu, ale były też sytuacje, gdy się zmniejszał - przyznaje dr hab. Łukasz Fyderek. - Na przykład po 1967 roku Izrael zdobył półwysep Synaj, a następnie musiał go zwrócić. Izrael wycofał się również z części Wzgórz Golan, a po 2000 roku wycofał się również z południowego Libanu do międzynarodowo uznanej granicy - przypomina. - Ale też Izrael rozszerza swoje terytoria, chociażby w ostatnich tygodniach, powiększając swój stan posiadania w Syrii, a w ubiegłym roku w Libanie - zauważa.
Granice, które widzimy więc na mapach, są mocno orientacyjne. Zwłaszcza że Izrael wkłada wiele wysiłku w dalsze powiększanie swojego stanu posiadania w sposób stały. Służy mu do tego osadnictwo - budowa nowych osiedli mieszkaniowych na okupowanych przez siebie terytoriach palestyńskich. - Taka sytuacja ma miejsce przede wszystkim na Zachodnim Brzegu i we Wschodniej Jerozolimie, gdzie pod faktyczną zwierzchnością Izraela postępuje powolne rugowanie stamtąd Palestyńczyków i budowanie izraelskich osiedli - wskazuje dr hab. Fyderek.
Izraelscy cywile, najczęściej pod osłoną własnych żołnierzy, zasiedlają w ten sposób kolejne tereny, polityką faktów dokonanych starając się je zawłaszczyć. Na skutek tych działań obszar kontrolowany przez Palestyńczyków na Zachodnim Brzegu zaczyna coraz bardziej przypominać skupisko palestyńskich enklaw otoczonych przez żydowskie osadnictwo.
Działanie to jest jawnym pogwałceniem prawa międzynarodowego, na czele z IV Konwencją Genewską, która wskazuje, że "mocarstwo okupacyjne nie może dokonywać deportacji lub przesiedlenia części własnej ludności cywilnej na terytorium przez nie okupowane". Nic dziwnego, że z tego powodu Izrael jest od lat krytykowany nie tylko przez państwa arabskie, ale też ONZ, Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości czy Unię Europejską. Dziwny jednak może wydawać się fakt, że mimo krytyki Izrael konsekwentnie kontynuuje budowę tych osiedli.
Trwające od dekad zwiększanie przez Izrael posiadanego terytorium stoi w sprzeczności z tym, że to ludności palestyńskiej przybywa szybciej. - Izrael, zamożne dziś społeczeństwo, ma relatywnie niższą dzietność w stosunku do wyższej dzietności ubogiego społeczeństwa palestyńskiego - wskazuje ekspert.
Inaczej mówiąc, zmniejszanie przez Izrael stanu posiadania coraz liczniejszych Palestyńczyków sprawia, że ci są coraz bardziej stłoczeni na kurczącym się obszarze. W takich warunkach wydaje się nieuniknionym, że "ciśnienie" w regionie będzie jedynie dalej rosło. Niczym ściskany w ręku balon lub pompowana bez końca opona, które w końcu muszą wybuchnąć. Takim wybuchem, kolejnym już, był terrorystyczny atak palestyńskiego Hamasu na Izrael w październiku 2023 roku, w którym zginęło tamże prawie 1200 osób. Tego zbrodniczego ataku nic nie może usprawiedliwiać, jednak dla bardzo wielu Palestyńczyków wydawał się on wyrazem bezsilności wobec siłowych działań Izraela. Przemoc rodzi przemoc, w której nie ma już tych "dobrych" i tych "złych".
"Riwiera Bliskiego Wschodu"
Szukanie rozwiązania brutalnego konfliktu żydowsko-palestyńskiego jest więc bez wątpienia jednym z najważniejszych wyzwań, stojących przed nowym prezydentem USA. I Donald Trump wydaje się to dostrzegać, już w pierwszych dniach swojej prezydentury proponując całkiem nowy plan: przejęcie Strefy Gazy przez Stany Zjednoczone. - Zrównamy teren z ziemią i pozbędziemy się zniszczonych budynków. Stworzymy rozwój gospodarczy, który zapewni nieograniczoną liczbę miejsc pracy i mieszkań dla mieszkańców tego obszaru - zapowiedział, nazywając ten obszar "riwierą Bliskiego Wschodu".
A co z dwoma milionami mieszkańców Strefy Gazy? Zdaniem prezydenta USA, Palestyńczycy nie powinni już mieszkać na tym terenie, bo ten wiąże się dla nich tylko ze "śmiercią i zniszczeniem". Powinni więc zostać przesiedleni do sąsiednich krajów arabskich, które na swój koszt miałyby wybudować dla nich domy.
Pomysł ten wydaje się więc całkowicie ignorować dążenia ludności palestyńskiej. Ludności, która choć mieszka na tych ziemiach od bardzo dawna, bardzo często jest zarazem już od pokoleń ludnością uchodźczą. Bo Palestyńczycy nierzadko rodzą się w obozach dla uchodźców, w których wcześniej rodzili się ich rodzice i dziadkowie. A Strefa Gazy jest jednym z ostatnich miejsc, które jeszcze jest "ich". Dlaczego mieliby więc chcieć się z niego wynosić?
Zadać można także inne pytanie: jakie "sąsiednie kraje arabskie" miałyby chcieć przyjąć dwa miliony palestyńskich uchodźców i na własny koszt zbudować im mieszkania? I bez tego państwa te często ledwo już radzą sobie z napływem palestyńskich uchodźców. Przykładowo w 11-milionowej Jordanii jest ich od 2 do 3 milionów, stanowiąc od lat ogromne wyzwanie polityczne, społeczne i gospodarcze.
Ekspert z Uniwersytetu Jagiellońskiego mówi wprost: ten plan nie jest wykonalny. - Bo nie ma kto tego zrobić, nikt się tego nie podejmie - mówi dr hab. Łukasz Fyderek. Stany Zjednoczone to jednak supermocarstwo, może więc są w stanie zaproponować pieniądze, uzbrojenie lub inne korzyści, które przekonałyby państwa arabskie do takiego rozwiązania? Łukasz Fyderek rozwiewa także takie przypuszczenia. - Przywódca arabski, który by się na to zgodził, zostanie zmieciony z powierzchni Ziemi przez protesty, które by wybuchły, lub szybko by zginął w zamachu - mówi. Tutaj, oprócz kwestii wojskowych czy finansowych, w grę wchodzi bowiem polityka i ludzkie emocje. Żaden arabski naród po dekadach walki o sprawę palestyńską nie zgodzi się na plan, który oznacza ich porażkę.
Jak rozwiązać problem Strefy Gazy?
Czy istnieje więc jakiekolwiek rozwiązanie konfliktu żydowsko-palestyńskiego? Czy jest jakikolwiek realny pomysł na przerwanie rozlewu krwi, który mógłby zostać zaakceptowany przez obie strony? Zdaniem Łukasza Fyderka jest takie rozwiązanie. - Rozwiązanie, które byłoby akceptowalne i zgodne z prawem międzynarodowym to rozwiązanie dwupaństwowe - wyjaśnia. A więc powrót do podziału historycznej Palestyny zaproponowanego przez ONZ.
- [Granice obu państw - red.] powinny wyglądać zgodnie z postanowieniami Rady Bezpieczeństwa ONZ, zmodyfikowanymi następnie w ramach procesu z Oslo. Powinny istnieć dwa państwa: państwo palestyńskie na Zachodnim Brzegu i w Strefie Gazy, a na pozostałej części terytorium państwo izraelskie, z wyłączeniem zaanektowanych obecnie przez Izrael Wzgórz Golan, które powinny należeć do Syrii - wskazuje.
Tylko że ten jedyny, jakkolwiek realny pomysł rozwiązania problemu jest całkowitym przeciwieństwem tego, co zaproponował prezydent USA. - Rzeczywiście jesteśmy od niego coraz bardziej odlegli, bo równowaga sił sprzyja coraz bardziej Izraelczykom. A od przejęcia przez Donalda Trumpa władzy w USA to rozwiązanie jeszcze bardziej się oddala - przyznaje ekspert.
Perspektywy dla pokoju na Bliskim Wschodzie nie wydają się zbyt dobre.
Autorka/Autor: Maciej Michałek / m
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: HAITHAM IMAD/EPA/PAP