Dla jednych tyran, dla innych bohater. Mawiał: historia mnie rozgrzeszy


„Lider o tysiącu twarzach”, "przede wszystkim legenda", "romantyczny bohater, wróg Ameryki" - tak zmarłego przywódcę Kuby Fidela Castro określają najważniejsze dzienniki europejskie. W prasie przypominane są najważniejsze spotkania "El Comendante" ze światowymi przywódcami, zwraca się też uwagę, że od kilku lat jego udział w życiu politycznym był symboliczny.

Watykański dziennik „L’Osservatore Romano” przypomina osobiste relacje przywódcy Kuby Fidelu Castro z trzema papieżami: Janem Pawłem II, Benedyktem XVI i Franciszkiem. Zainaugurowała je, przypomina, wizyta Castro w Watykanie w 1996 roku. Dwa lata później, dodaje, doszło do pierwszej historycznej wizyty polskiego papieża w Hawanie, który apelował tam o to, aby Kuba otworzyła się na świat, a świat na Kubę.

„Przez wielu uważany był za dyktatora bez skrupułów, gwałtownego tyrana i wroga praw człowieka. Dla innych zaś był człowiekiem, który dążył do wyzwolenia swego narodu, przywódcą legendarnym i pełnym charyzmy” - pisze dziennik „L’Osservatore Romano” w sobotnio-niedzielnym wydaniu. Wyraża przekonanie, że niezależnie od historycznej oceny, która obecnie byłaby "przedwczesna", pozostaje złożoność osobowości kubańskiego lidera. Watykański dziennik podkreśla na zakończenie, że "fundamentalne znaczenie" miało zaangażowanie papieża Franciszka, które w ostatnich latach doprowadziło do wznowienia relacji między Kubą a Stanami Zjednoczonymi.

"Przede wszystkim legenda"

Hiszpańska prasa zastanawia się w sobotę nad przyszłością Kuby po śmierci Fidela Castro, zauważając, że jego odejście nie musi znacząco wpłynąć na sytuację wyspy. "Bohater czy satrapa, być może jeden i drugi, ale przede wszystkim (...) legenda" - pisze o zmarłym w piątek wieczorem kubańskim przywódcy "La Vanguardia". "Ameryka Łacińska traci fundament swojej historii, lewica z całego świata żegna jedną ze swoich największych ikon od lat 50. ubiegłego wieku, a świat - jednego z najbardziej energicznych i kontrowersyjnych przywódców ostatnich lat" - czytamy w tym barcelońskim dzienniku. W ocenie "La Vanguardii", "Kuba bez Fidela Castro nie będzie na razie znacząco odmienna od tej, jaką jest od momentu jego wycofania się (z polityki) 10 lat temu". Ta śmierć powoduje "ogólne poruszenie (...) niektórych z 10 milionów mieszkańców wyspy (...) smuci, podczas gdy innych pozostawia obojętnymi" - czytamy w gazecie.

Przekazać władzę

"Możliwe, że teraz rozbudzą się wszelkiego rodzaju oczekiwania wobec ewentualnego przyspieszenia zmian gospodarczych, które od 2008 roku promuje Raul Castro, a przede wszystkim wobec hipotetycznego otwarcia politycznego w stronę demokracji wielopartyjnej. Spokojnie. Reformy gospodarcze w żadnej mierze nie zależą od tej śmierci" - podkreśla "La Vanguardia". Zdaniem gazety "wiążą się one ze zdecydowanymi finansowymi potrzebami wyspy, jak również z korzyściami, jakie mogą otrzymać amerykańskie oraz europejskie firmy w zamian za inwestycje na Kubie" mimo "jak na razie drakońskich, często niejasnych i ogólnie niepewnych" zasad wprowadzanych przez kubańskie władze. "Nie zapominajmy o jednym: (nowy prezydent USA) Donald Trump może być radykalnym politykiem, ale przede wszystkim jest biznesmenem" - podkreśla "La Vanguardia". W ocenie dziennika, "jeśli chodzi o możliwą i pożądaną transformację polityczną, teren ten jest jeszcze zbyt śliski, by coś prognozować". "Przede wszystkim Raul Castro obiecał przekazać w 2018 roku władzę młodszemu pokoleniu (...). Na najlepszej pozycji jest pierwszy wiceprzewodniczący Rady Państwa Miguel Diaz-Canel. Nie można jednak wykluczyć walki o władzę, w której zarówno wojskowi, jak i stara gwardia partyjna, mogą zaproponować inne nazwiska, bliższe ich własnym interesom" - pisze "La Vanguardia".

Śmierć tylko biologiczna

Z kolei w "El Pais" kubański historyk Rafael Rojas ocenia, że gdyby Fidel Castro zmarł 10 czy 15 lat temu, byłby zupełnie inną postacią historyczną, niż ta, która dziś pożegnała się ze światem. Rojas wskazuje, że "gdy poważna choroba jelit zmusiła go latem 2006 roku do oddania władzy, ten kubański polityk stał się kimś zupełnie innym niż osoba, którą był od czasu zorganizowania ataku na koszary Moncada w 1953 roku", co rozpoczęło jego drogę do władzy. "Ten, który dziś zmarł, to cień lub widmo tamtego" człowieka - ocenia historyk. "Dzisiejsza żałoba to karykatura innej, głębszej, obecnej w duszach Kubańczyków od połowy ubiegłej dekady" - zauważa Rojas. "Biologiczna śmierć Fidela nastąpiła kilka lat po jego śmierci politycznej" - podkreśla Rojas. "Nie powinna mieć większego wpływu na rzeczywistość na wyspie".

Natomiast w komentarzu "El Mundo" czytamy, że z odejściem Castro "najbardziej radykalna lewica Ameryki Łacińskiej traci swój mózg".

Ulga dla uchodźcy

W innym artykule w tym dzienniku kubański artysta, który uciekł z wyspy w 1980 roku, Juan Abreu, pisze o swojej radości i uldze na wieść o śmierci przywódcy rewolucji kubańskiej. "Fidel Castro był (...) człowiekiem z legionem zmarłych za plecami" - tłumaczy autor, wspominając jednocześnie o swoim "smutku z powodu naszej klęski, bo człowiek ten zmarł spokojnie w łóżku, otoczony swoimi bliskimi, w odróżnieniu od milionów jego ofiar rozsianych po całym świecie (...). W odróżnieniu od dziesiątków tysięcy Kubańczyków, którzy utopili się w Cieśninie Florydzkiej, usiłując zbiec przed jego dyktaturą, jego więzieniami i jego kretynizmami". Według tego kubańskiego dysydenta "śmierć Fidela Castro jest przede wszystkim wydarzeniem oczyszczającym". "Świat jest dziś czystszy i lepszy, odkąd nie ma na nim tego mordercy" - pisze Abreu, kubański artysta, który uciekł z wyspy w 1980 roku.

Władca absolutny

Francuska prasa nazywa Fidela Castro "ostatnim rewolucjonistą", człowiekiem bezkompromisowym i "o wielu twarzach", wypomina mu też okrucieństwo i oderwanie od rzeczywistych problemów Kubańczyków. Zmarły przywódca Kuby był "romantycznym bohaterem, przywódcą totalitarnym, wrogiem Ameryki", a wreszcie, w ostatnich latach, oderwanym od rzeczywistości starcem - pisze "L'Obs". "Le Figaro" przypomina z kolei, że przez wiele ostatnich lat, które Castro spędził, po odsunięciu się od polityki, na pisaniu komentarzy do najróżniejszych wydarzeń i trendów na świecie, młodzi ludzie na Kubie nie nazywali go inaczej jak "el loco" - szaleniec. "Le Monde" zwraca uwagę, że był on przez pięć dekad władcą absolutnym i było to "najdłuższe panowanie na świecie". Był inteligentny i odważny, pracowity i obdarzony talentem mówcy, ale był również tyranem "cholerycznym, konfliktowym, chaotycznym, podstępnym i przebiegłym".

"Historia mnie rozgrzeszy"

Był skryty, tajemniczy i "w głębi duszy był spiskowcem", który prowadził kampanie wojskowe i politykę w oparciu o założenie, że wszystko należy robić w tajemnicy, do ostatniej chwili zwodząc otoczenie - zauważa "Le Figaro", powołując się na wspomnienia Tada Szulca, dziennikarza "New York Timesa", który został przyjęty na Kubie przez "Commandante". Dziennik zwraca uwagę, że mimo charyzmy wpływ i prestiż ideologii Castro dawno już się załamał, wyjątek długo stanowiły środowiska skrajnie lewicowe w Ameryce Łacińskiej, które "nie były w stanie przeanalizować przyczyn i konsekwencji zapaści reżimów komunistycznych w Europie Wschodniej". "Historia mnie rozgrzeszy" - mawiał Castro, co przypomina "Le Figaro". Zdaniem dziennika wyrok historii może być surowy. "Historia osądzi jego rewolucję splamioną straszliwym deptaniem praw człowieka i rewelacjami na temat wszelakiego handlu, poczynając od handlu narkotykami, którym zarządził sam Fidel, by napełnić państwową kasę opróżnioną przez swój reżim".

Autor: PMB/ja / Źródło: PAP