Czas Świąt Bożego Narodzenia jest też okresem zaręczyn. Na rynek w USA przebojem wchodzą sztuczne diamenty, praktycznie nie do odróżnienia dla zwykłego kupca od tych naturalnych. Czy zyskają przychylność klientów i klientek? Dilerzy w Nowym Jorku są podzieleni.
Globalny kryzys ekonomiczny spowodował poważnie zastoje na rynku niedrogich kamieni. Ale jubilerzy wcale nie odłożyli swoich narzędzi i nadal szlifują diamenty. Tyle, że coraz częściej nie z Botswany czy Sierra Leone, a z USA.
Fizycznie, optycznie i chemicznie są identyczne. Jednak syntetyczny diament wzrasta w laboratorium w kilka dni. Z tego powodu różni się strukturą wzrostu. Tom Moses, wiceszef Gemological Institute of America
Jest takie miejsce...
Gemesis Corporation znajduje się w Sarasocie na Florydzie i tworzy sztuczne diamenty od 2002 roku. Specjalizuje się w żółtych i pomarańczowych kamieniach, niezwykle rzadkich w naturze.
- Diament to węgiel. Matka natura tworzy go przez wielki nacisk głęboko pod ziemią. Trwa to setki milionów lat. W laboratorium Gemesis wzrastają w cztery do pięciu dni - mówi Ronnie vander Linden z Gemesis w Nowym Jorku.
Wykończony syntetyczny kamień sprzedawany jest za jedną trzecią ceny naturalnego. Zdaniem Lindena, sztuczne diamenty są identyczne jak te prawdziwe.
- Są zupełnie takie same, jak naturalne diamenty - mówi.
Uznania... brak
Ale stworzonych przez człowieka diamentów nie kupimy w centrum światowego handlu drogocennymi kamieniami - na Diamond District w Nowym Jorku.
- Dla mnie nie ma to głębszego sensu obdarowanie takim kamieniem narzeczonej. Dla mnie to nie jest to samo - mówi Anthony Ianelli, handlujący diamentami.
I na nic przekonywania wiceszefa Gemological Institute of America, że diamenty sztuczne i prawdziwe odróżnić można tylko pod mikroskopem, w świetle ultrafioletowym.
- Gdy diament pochodzi z laboratorium, czuję, że nie ma wartości prawdziwego kamienia - mówi jubiler Gail Auger. Jednak zapewne z czasem te sztuczne kamienie podbiją serca, przynajmniej tych oszczędnych romantyków.
Źródło: Reuters
Źródło zdjęcia głównego: Reuters