Czego szukają Szwedzi? Opcji jest kilka, wszystkie zagadkowe


Akcja poszukiwawcza trwa już kilka dni. Czego wypatrują Szwedzi? Na pewno nie atomowego okrętu podwodnego i raczej też nie mniejszej jednostki o zwykłym napędzie. Ewentualnie może to być mały dywersyjny pojazd podwodny, ale co do tego również jest wiele wątpliwości. Po co Rosjanie mieliby wysyłać go akurat w ten rejon?

Wielkie poruszenie związane z "podejrzaną obcą aktywnością podwodną" w Archipelagu Sztokholmskim trwa już drugi dzień. Oficjalnych i jednoznacznych informacji na ten temat jest niewiele.

Szwedzkie wojsko pokazało jedno zdjęcie mające przedstawiać podwodnego intruza chwilę przed zanurzeniem. Widać na nim bardzo mało, ale wystarczająco dużo, aby wyciągnąć kilka wniosków.

Dodatkowo Szwedzi przedstawili mapę z trzema punktami, w których świadkowie mieli zaobserwować intruza na przestrzeni ostatnich czterech dni.

Atomowa sensacja

W rosyjskim internecie szybko pojawiła się zgoła fantastyczna informacja, że u szwedzkich brzegów tonie okręt atomowy Dymitr Doński. Rozpropagował ją Pavel Shehtman, znany rosyjski niezależny bloger i działacz społeczny.

Te i inne twierdzenia o tym, że to atomowy okręt podwodny prześladuje Szwedów, są nieprawdopodobne.

Po pierwsze,Dymitr Doński jest obecnie największym okrętem podwodnym świata. To prawdziwy kolos, liczący 175 m długości i wypierający w zanurzeniu ponad 40 tys. ton wody. Wpłynięcie taką jednostką na bardzo ciasne i zdradliwe wody Archipelagu Sztokholmskiego byłoby szaleństwem, o ile w ogóle byłoby fizycznie wykonalne. Na dodatek Szwedzi na pewno nie mieliby problemu ze znalezieniem takiego kolosa w ciasnych i płytkich wodach.

Samo wysłanie takiego okrętu ku wybrzeżom Szwecji nie miałoby najmniejszego sensu. Dymitr Doński to ostatnia aktywna jednostka typu Akuła (NATO: Typhoon), którą specjalnie zmodernizowano, aby służyła do testów nowych rakiet balistycznych Buława. Okręt odpala je czasem z wód Morza Barentsa, ale głównie stoi w bazie Zapadnaja Lica i czeka na nieuchronne złomowanie.

Okręt typu Akula (NATO: Typhoon). To wielkie jednostki, które nie są w stanie niezauważone wpłynąć na BałtykDTRA | Wikipedia

Czysto teoretycznie Rosjanie mogliby wysłać ku Szwecji jeden ze swoich mniejszych "atomochodów", na przykład wielozadaniową jednostkę typu Szczuka (NATO: Akula). Ponownie wydaje się to jednak nie mieć sensu. To jednostki przeznaczone do działań na oceanach i zdecydowanie za duże do operowania na Bałtyku. Samo ich przejście przez płytkie Cieśniny Bałtyckie najpewniej nie uszłoby uwagi NATO. Idący w minimalnym zanurzeniu okręt tej wielkości ma dno na głębokości około 30 m. Szlak wodny wiodący przez Cieśniny Bałtyckie ma natomiast w najpłytszym miejscu około 17 m.

Okręt typu Szczuka (NATO: Akula). Te również są zdecydowanie za duże na Bałtyk.Ilya Kurganov | Wikipedia (CC BY-SA 3.0)

Klasyczne ryzyko

Zdecydowanie bardziej adekwatne do skradania się po szwedzkich wodach byłyby okręty podwodne z klasycznym napędem należące do Floty Bałtyckiej. Formalnie Rosjanie mają na tym akwenie dwie jednostki projektu 877 Paltus (znacznie lepiej znane pod oznaczeniem NATO Kilo) - to B-227 Wyborg i B-806 Dmitrow. Według rosyjskiego wojska pierwszy z tych okrętów stoi w bazie w Kaliningradzie, drugi przechodzi remont w Kronsztadzie.

Często mylnie podawane jest, że do Floty Bałtyckiej należy również nowa jednostka projektu 677 Lada o nazwie B-585 Sankt Petersburg. Okręt ten został jednak już w 2012 roku przekazany Flocie Północnej. Od początku swojego istnienia Sankt Petersburg sprawia liczne problemy techniczne, przez wiele lat wojsko w ogóle nie chciało przyjąć go do służby. Obecnie okręt ma służyć wyłącznie jako jednostka eksperymentalna do prób nowych rozwiązań i nie pełni normalnej służby bojowej.

Sankt Petersburg oficjalnie należy obecnie do Floty PółnocnejVitaly V. Kuzmin | Wikipedia (CC BY-SA 3.0)

Teoretycznie Sankt Petersburg mógłby przybyć na Bałtyk na specjalne zadanie, jednak nawet taki okręt jest za duży, aby bezpiecznie w zanurzeniu przebyć Cieśniny Bałtyckie. Musiałby płynąć środkiem szlaku żeglownego, ocierając się o dno, pozbawiony możliwości manewru i narażony na spotkanie z pływającymi tamtędy często statkami. Karkołomne zadanie i obarczone dużym ryzykiem. Na dodatek byłoby to złamanie zasady, według której okręty podwodne powinny przepływać przez Cieśniny Bałtyckie w wynurzeniu.

Czysto teoretycznie jeden z bałtyckich okrętów typu Kilo (zakładając, że Rosjanie kłamią co do ich lokalizacji) mógłby zawitać na szwedzkie wody w celu przyjrzenia się z bliska wspólnym ćwiczeniom flot Holandii i Szwecji, które skończyły się w minionym tygodniu. Wpływanie nawet takimi, relatywnie małymi, jednostkami na ciasne i zdradliwe wody Archipelagu Sztokholmskiego byłoby bardzo ryzykownym przedsięwzięciem. Zwłaszcza w pobliżu nowoczesnych okrętów ćwiczących akurat zwalczanie okrętów podwodnych.

Według Rosjan ich bałtyckie okręty typu Kilo stoją obecnie w stoczniach lub bazach.defenseimagery.mil

Biały dywersant?

Pozostaje możliwość, że chodzi o jakiś miniaturowy okręt podwodny lub mały pojazd dywersyjny. Wskazuje na to zdjęcie opublikowane przez szwedzkie wojsko, które ma przedstawiać poszukiwany obiekt. Niestety ze względu na odległość, w jakiej znajduje się domniemany pojazd, i jakość ujęcia, nie można z niego wyczytać nic konkretnego. Widać na nim tylko podłużną jasną plamę i wystający nad nią mniejszy czarny kształt. Teoretycznie mógłby to być mały okręt podwodny o jasnym kadłubie i ciemnym kiosku. Wielką zagadką jest jednak to, po co malować jednostkę dywersyjną, przeznaczoną do skrytych działań, na widoczny z dużej odległości biały kolor.

Zdjęcie opublikowane przez szwedzkie wojsko, mające przedstawiać poszukiwanego intruza.forsvarsmakten.se

Autor zdjęcia twierdzi, że chwilę po jego wykonaniu obiekt się zanurzył. Może to tłumaczyć widoczną białą plamę. W celu szybkiego zanurzenia się okręty podwodne wypuszczają powietrze ze zbiorników balastowych i nabierają wody. W ten sposób stają się cięższe i "toną". Wydostające się pod dużym ciśnieniem powietrze wzburza wodę na prawie całej długości kadłuba. Być może ono jest tą białą plamą widoczną na zdjęciu, nad którą wystaje pomalowany na normalny ciemny kolor kiosk.

Ze względu na jakość zdjęcia i brak punktów odniesienia trudno wywnioskować, jakich rozmiarów jest zaobserwowany obiekt. Akwen, na którym szwedzkie wojsko szuka intruza, jest jednak niewielki. Największe odstępy pomiędzy wyspami mają tam około 4 km. Wyspy widoczne na zdjęciu są natomiast bliżej, prawdopodobnie w odległości około 2 km. Wynika z tego, że widoczny na zdjęciu obiekt nie może być duży, co wskazywałoby rzeczywiście na niewielką jednostkę dywersyjną.

Świat pełen tajemnic

Według oficjalnych danych rosyjska flota takich jednostek nie posiada. Rosjanie nie mają tradycji budowy miniaturowych okrętów podwodnych. Jedyne jednostki tego rodzaju zbudowano pod koniec lat 80. - były to dwa okręty Projektu 865 Pirania, które miały niecałe 30 m długości. Obie odstawiono jednak do rezerwy tuż po rozpadzie ZSRR i wycofano ze służby po kilku latach. Od tego czasu nie ma informacji na ich temat. Prawdopodobnie zostały złomowane.

Rosyjski miniaturowy okręt podwodny projektu 865 Pirania. Najpewniej już nie istniejefas.org

Teoretycznie mogłaby to być jeszcze mniejsza jednostka dywersyjna, która jest przeznaczona do przewozu kilku komandosów. Nie są to normalne okręty podwodne. Podczas pływania ich wnętrze wypełnia woda. Poruszają się powoli i na małe dystanse, maksymalnie kilkudziesięciu kilometrów. Znane jednostki tego rodzaju nie mają jednak kiosków, a taki element jest wyraźnie widoczny na zdjęciu przedstawianym przez Szwedów na dowód "podejrzanej aktywności".

Na dodatek domniemany intruz musiałby zostać podwieziony blisko brzegu. Raczej nie mógłby tego zrobić śledzony z wielkim napięciem rosyjski tankowiec NS Concord krążący od ponad tygodnia po środku Bałtyku, bowiem ten nigdy nie zbliżył się na mniej niż około 80 km od szwedzkiego wybrzeża. Pokonanie takiego dystansu po otwartym morzu to zadanie ponad możliwości znanych pojazdów dywersyjnych.

"Dostarczycielem" mógłby być inny okręt podwodny, który pozostał niezauważony. To standardowa praktyka. W tym wypadku powstaje pytanie, jakim sposobem miniaturowa jednostka dywersyjna mogła pływać u szwedzkich wybrzeży przez co najmniej trzy dni (pierwszy raz "coś" zauważono w piątek), podczas gdy wytrzymałość takich pojazdów liczy się w godzinach, a nie dniach.

Miejsca, w których miał zostać dostrzeżony intruz. To bardzo trudne do nawigacji wody. Wąskie i pełne skalistych pułapek.

Historia bez logiki

W szwedzkich mediach pojawiły się twierdzenia, jakoby intruzem mógł być rosyjski pojazd dywersyjny Tryton-NN. To ciekawa hybryda pomiędzy jednostką zdolną do pływania w zanurzeniu i szybką motorówką. Jedyne informacje na jej temat pochodzą z przed kilku lat, kiedy zaprezentowano kilka zdjęć i grafik prototypu. Nie wiadomo jednak nic na temat jego przyjęcia do służby i ewentualnej produkcji.

Cała sfera podwodnych pojazdów dywersyjnych jest bardzo tajemnicza. Ponieważ jest to domena sił specjalnych i służb wywiadowczych, żadne państwo nie ujawnia wielu informacji na ten temat. Na przykład dyskusja na temat Trytona-NN to w znacznej mierze spekulacje. Wobec tego czysto teoretycznie Rosjanie mogliby zbudować w tajemnicy różne miniaturowe okręty podwodne i pojazdy dywersyjne, z których jeden właśnie się objawił u szwedzkich brzegów w wyniku jakiejś awarii lub błędu.

Pytaniem jest jednak, po co Rosjanie mieliby wysyłać komandosów ku Szwecji. Przy pomocy miniaturowych okrętów podwodnych czy łodzi dywersyjnych nie da się śledzić ćwiczeń morskich, bowiem nie mają one odpowiedniego sprzętu elektronicznego. Teoretycznie mogliby chcieć dostarczyć w tajemnicy agentów wywiadu, jednak byłoby to zadanie obarczone znacznym ryzykiem. Ewentualna wpadka oznaczałaby wielką aferę dyplomatyczną, zwłaszcza w okresie takich napięć pomiędzy Rosją a Zachodem. Na dodatek dlaczego Rosjanie mieliby wybrać jako punkt lądowania najgęściej zaludniony obszar Szwecji i to w czasie, gdy obok odbywają się ćwiczenia wojskowe?

Autor: Maciej Kucharczyk//gak / Źródło: tvn24.pl

Raporty: