Po krwawych starciach w Xnijiangu, w których zginęło blisko 200 osób, premier Turcji Recep Tayyip Erdogan nazwał wypadki w zamieszkałym przez muzułmanów regionie Chin "ludobójstwem". Teraz Pekin za pośrednictwem oficjalnej prasy, żąda od Turka wycofania się ze swojego stwierdzenia.
- Wypadki w Chinach są, mówiąc prosto, ludobójstwem. Nie ma sensu interpretować tego inaczej - mówił Erdogan tureckiej telewizji w ubiegły piątek i wezwał chińskie władze do zapobieżenia spirali przemocy.
Turcy są szczególnie zainteresowani losem muzułmańskich Ujgurów zamieszkujących Xinjiang, którzy są ludem tureckim. Ponadto tysiące ujgurskich imigrantów uciekło do Turcji przed polityką Pekinu.
Erdogan zmienia zdanie
Do tej pory nie było wśród nich Rebiji Kadeer, przywódczyni ujgurskiej emigracji politycznej, której Turcja - w trosce o dobre stosunki z Chinami (tylko w ubiegłym miesiącu podpisano warte 1,5 mld USD kontrakty handlowe) - odmawiała wizy. Teraz Erdogan publicznie zapewnił, że Kadeer wizę otrzyma.
Potępiając rozlew krwi w Urumczi, stolicy Xinjiangu, turecki minister przemysłu zaapelował nawet do rodaków do bojkotowania chińskich produktów, aż rzecznik jego resortu musiał później tłumaczyć, że to jedynie prywatne zdanie ministra.
"Nie przekręcać faktów"
Chińczycy długo milczeli i nie komentowali krytyki z Turcji. W końcu jednak wtorkowy oficjalny anglojęzyczny organ prasowy "China Daily" wezwał Erdogana do cofnięcia swych słów o ludobójstwie.
W artykule pod znamiennym tytule "Nie przekręcać faktów" gazeta pisze, że 137 ze 184 ofiar etnicznych starć Ujgurów z Chińczykami narodowości Han to przedstawiciele tej ostatniej grupy.
W związku z tym "China Daily" domaga się od tureckiego premiera "cofnięcia swoich uwag (...) które uzasadniają mieszanie się w sprawy wewnętrzne Chin".
Władze Chin oficjalnie jednak głosu jeszcze nie zabrały.
Źródło: Reuters