Sportowcy, artyści i dawni sojusznicy Saakaszwilego. Tak wygląda parlamentarna większość, która sformuje rząd w Gruzji. W większości to polityczni nuworysze, na dodatek o różnych poglądach. Koalicję Gruzińskie Marzenie czekają trudne rządy, zwłaszcza, że jeszcze przez rok będzie musiała się liczyć z dominującym w systemie władzy wrogim prezydentem.
Gruzini widzą w nim następcę słynnego Davida Kipianiego, który w 1977 r. został uznany najlepszym piłkarzem ZSRR. Były obrońca reprezentacji i AC Milan Kacha Kaładze był jedną z największych gwiazd kampanii wyborczej koalicji Gruzińskie Marzenie. Bez problemu zdobył mandat w Samtredii, a teraz Bidzina Iwaniszwili proponuje go na wicepremiera i ministra rozwoju regionalnego i infrastruktury Gruzji.
Kaładze to nie jedyny nie-polityk w szeregach zwycięzców ostatnich wyborów parlamentarnych.
Biznesmeni, sportowcy, dyplomaci
Równo tydzień po wyborczym zwycięstwie lider koalicji Bidzina Iwaniszwili przedstawił kandydatów na członków jego rządu. Oprócz wspomnianego Kaładzego, wicepremierem (i jednocześnie ministrem obrony) ma być Irakli Ałasania. Ma on za sobą dyplomatyczną przeszłość i to za rządów Saakaszwilego, podobnie jak kandydatka na szefową MSZ Maja Pandżikidze.
Innym ministrem, który jeszcze kilka lat temu współpracował z Saakaszwilim, jest Sozar Subari, były rzecznik praw obywatelskich.
Ministrem spraw wewnętrznych w rządzie Iwaniszwilego ma być z kolei Irakli Garibaszwili, jego zaufany współpracownik, m.in. prezes należącego miliardera Banku Kartu.
Z wotum zaufania dla nowego rządu kłopotów być nie powinno. W 150-osobowym parlamencie Gruzińskie Marzenie uzyskało 83 miejsca, a dotychczas rządzący Zjednoczony Ruch Narodowy 67 miejsc.
Trudna kohabitacja
„Gruzińskie Marzenie powoła nowy rząd, a ja jako prezydent zrobię wszystko, by to ułatwić” – obiecywał Saakaszwili w telewizyjnym przemówieniu dzień po wyborach, gdy uznał porażkę swojej partii.
Ale już po utworzeniu rządu Iwaniszwili na taryfę ulgową z pewnością liczyć nie może. Zwłaszcza, że sam zaognił sytuację, żądając ustąpienia prezydenta (choć temu kadencja kończy się dopiero za rok) i w zaowalowany sposób zapowiadając rozliczenia z ustępującą ekipą, także w sądach.
Jedyną możliwością pozbycia się prezydenta przed końcem kadencji jest zmiana konstytucji. Ale do tego koalicji brakuje 17 głosów. Co gorsza, Gruzińskie Marzenie nie ma też wystarczającej liczby mandatów (minimum 90), by blokować prezydenckie inicjatywy w parlamencie. A przecież zgodnie z wciąż obowiązującą (zostanie zmieniona wraz z końcem obecnej kadencji prezydenckiej) konstytucją, władza w państwie skoncentrowana jest właśnie w ręku prezydenta. To on desygnuje premiera i ministrów, ma decydujący głos w sprawach bezpieczeństwa, polityki zagranicznej i ekonomicznej, nominuje gubernatorów regionów. Jest to klasyczny system prezydencki z bardzo dużymi uprawnieniami głowy państwa.
Można więc oczekiwać bardzo trudnej kohabitacji, tym trudniejszej dla Iwaniszwilego, że jego koalicja jest bardzo podzielona, niejednorodna, a jedynym spoiwem są pieniądze miliardera i niechęć do Saakaszwilego.
Kolorowa koalicja
W koalicji Gruzińskie Marzenie największą partią, z największą liczbą wprowadzonych do parlamentu kandydatów, jest Gruzińskie Marzenie-Demokratyczna Gruzja. Na jej czele stoi żona Iwaniszwilego, bo on sam jak dotąd nie odzyskał obywatelstwa gruzińskiego. Rolę satelitów ugrupowania miliardera w koalicji pełni kilka niewielkich partii.
O dominacji głównej partii świadczy fakt, że podczas serii wieców, na których przedstawiano kandydatów koalicji w poszczególnych okręgach, nominacje ogłaszał osobiście sam Iwaniszwili, nawet gdy chodziło o kandydatów wystawionych przez koalicjantów. Liderzy tych partii nawet się tam nie pojawiali.
Polityków koalicji łączy sentyment do czasów sprzed “rewolucji róż” w 2003 r., nieznajomość Zachodu i (z wyjątkami) jęz. Angielskiego oraz negowanie procesu reform Saakaszwilego. Pod tym względem są więc zupełnym przeciwieństwem dotychczas rządzących kadr, w dużej mierze młodych i kształconych na Zachodzie (przykładem sam prezydent, absolwent prawa na Uniwersytecie Columbia).
Debiutanci w polityce
Wielu ze swoich kandydatów Iwaniszwili od lat płaci stypendia i de facto zapewnia utrzymanie. Wśród startujących w wyborach kandydatów partii Gruzińskie Marzenie-Demokratyczna Gruzja znalazło się m.in. 8 byłych sportowców (w tym Kaładze), 6 aktorów, 2 znanych pisarzy, piosenkarz o raz kilka innych postaci gruzińskiego świata kultury.
Ale na listach znaleźli się też najbardziej zaufani ludzie miliardera. Na przykład osobisty prawnik Arcził Kbilaszwili, prezes Banku Kartu Irakli Garibaszwili czy też szwagier tego ostatniego, Paata Kizaniszwili, były policjant, a obecnie szef krajowego stowarzyszenia zapaśników i karateków.
Jeśli w przypadku kandydatów z partii Iwaniszwilego można mówić przede wszystkim o pieniądzach, to inne partie poszły wspólnie do wyborów z kontrowersyjnym miliarderem przede wszystkim po to, by skończyć z dominacją partii prezydenckiej.
Byli sojusznicy Saakaszwilego
Sojusznicy Iwaniszwilego to w dużej mierze dawni sojusznicy Saakaszwilego, którzy na pewnym etapie jego rządów przechodzili do opozycji. Najbardziej znanym jest Irakli Ałasania, były doradca prezydenta ds. Abchazji, były ambasador w ONZ. W 2009 r. zerwał z Saakaszwilim i założył prozachodnią partię Wolni Demokraci. Bolesną musiała być dla niego porażka w okręgu jednomandatowym w Zugdidi z ojcem ministra, zdymisjonowanego tuż przed wyborami z powodu skandalu z przemocą w więzieniu.
Tedo Dżaparidze był ambasadorem Gruzji w USA, szefem Rady Bezpieczeństwa Narodowego i pierwszym szefem MSZ po przejęciu władzy przez Saakaszwilego.
Z kolei Partia Republikańska i Partia Konserwatywna programowo są tak naprawdę bliższe Saakaszwilemu, niż niektórym koalicjantom, choćby partii Przemysł Ocali Gruzję. Tzw. „przemysłowcy” to sieroty po erze Szewardnadzego. Opowiadają się za protekcjonizmem gospodarczym oraz ekonomicznej jak najbliższej współpracy z Rosją. Są przeciwni wejściu do NATO. Na ich czele stoi bogaty browarnik Giorgi Topadze.
Biorąc pod uwagę różnorodność zwycięskiej koalicji, brak doświadczenia wielu jej deputowanych i przyszłych ministrów oraz dominującą pozycję prezydenta, trudno liczyć na skuteczne i silne rządy premiera Iwaniszwilego. Może się okazać, że zamiast zwiększania szeregów koalicji w parlamencie poprzez przeciągania pojedynczych deputowanych partii prezydenckiej, zaplecze rządowe będzie wręcz topnieć.
Autor: Grzegorz Kuczyński / Źródło: tvn24.pl