Prezydenci krajów Grupy Wyszehradzkiej i Niemiec świętowali w czwartek w Lipsku 25. rocznicę pokojowej rewolucji. - Warto pamiętać, że nie byliśmy sami. Inne narody w ramach tego samego procesu też odzyskiwały wolność - podkreślił prezydent Bronisław Komorowski.
Na zaproszenie niemieckiego prezydenta Joachima Gaucka do Lipska, poza Komorowskim, przybyli także prezydenci Czech, Słowacji i Węgier - Milosz Zeman, Andrej Kiska i Janos Ader.
W czwartek wieczorem Komorowski wrócił do kraju.
"Po złej stronie żelaznej kurtyny"
- Umówiliśmy się z prezydentem Gauckiem i prezydentami państw V4, że razem będziemy obchodzić rocznicę odzyskania wolności przez nasze kraje, które znalazły się po złej stronie żelaznej kurtyny - zaznaczył Komorowski w rozmowie z polskimi dziennikarzami w Lipsku.
Jak przypomniał, 4 czerwca, w rocznicę wyborów z 1989 roku, prezydenci gościli w Polsce. A teraz wspólnie jesteśmy w gościnie u prezydenta Niemiec - dodał. Według Komorowskiego trzeba zaznaczać, że "razem udało się nam odzyskać wolność". - Choć każdy kraj i każdy naród ma trochę inne doświadczenie - powiedział prezydent.
"Wolność zaczęła kroczyć od Polski"
- W Polsce to jest doświadczenie konspiry, podziemia, strajków, a w Niemczech doświadczenie uporczywego domagania się wolności, kiedy ważyły się losy żelaznej kurtyny i muru berlińskiego - zauważył Komorowski.
- Zależy nam na tym, by trwała pamięć o tym, że wolność zaczęła kroczyć przez Europę Wschodnią od Polski, od polskiej Solidarności, polskiego zwycięstwa w wyborach 4 czerwca 1989 roku. To jest nasza słuszna, narodowa duma i nasz kapitał polityczny, legitymacja w świecie wolnych narodów, współtworzących UE - powiedział prezydent.
Jak podkreślił, warto też pamiętać, że nie byliśmy wówczas sami i że "inne narody, trochę inną drogą, ale w ramach tego samego procesu odzyskiwały wolność".
Lipskie uroczystości
Komorowski uczestniczył w oficjalnych uroczystościach w lipskiej filharmonii Gewandhaus. Wziął też udział w śniadaniu wydanym przez prezydenta Niemiec w lipskim ratuszu, a następnie w nabożeństwie w intencji pokoju w kościele Św. Mikołaja. Prezydenci uczestniczyli również w Festiwalu Świateł w lipskiej operze.
W prezydenckiej delegacji byli też Polacy, którzy w 1989 roku byli studentami germanistyki i brali udział w demonstracjach w Lipsku. Jednym z nich był wiceszef TVP1 Andrzej Godlewski. - W całym mieście można było wyczuć napięcie - wspominał.
"Nie idźcie"
- Na uniwersytecie mówiono: "idźcie do domu, nie idźcie na demonstrację", ale jak Polakom mówi się "nie idźcie", to przekornie poszliśmy - podkreślił Godlewski. Jak pamięta, w bocznych ulicach Lipska pełno było ciężarówek z policją i wozów opancerzonych. Innym z uczestników tamtych wydarzeń był Artur Kuźmicz. - 1 września przyjechałem po wakacjach i wiedziałem, że w Lipsku dużo się dzieje. W każdy poniedziałek odbywały się demonstracje, które gromadziły coraz więcej ludzi - podkreślił. - Tych nastrojów nie udało się już powstrzymać - dodał.
Pod koniec lat 80. w lipskim kościele św. Mikołaja w poniedziałki zaczęto organizować modlitwy o pokój, które gromadziły środowiska krytyczne wobec reżimu komunistycznego w NRD, a w roku przełomu przerodziły się w obywatelski ruch protestu.
9 listopada 1989 r. upadł mur berliński
9 października 1989 r. modlitwa oraz manifestacja, która nastąpiła później, zgromadziła 70 tysięcy ludzi, najwięcej ze wszystkich dobrowolnych demonstracji we wschodnioniemieckim państwie od czasu stłumionego powstania robotników w 1953 r. Znaczenie dla pokojowego przebiegu protestu miała m.in. odezwa z apelem o zaniechanie przemocy, ogłoszona przez sześciu szanowanych obywateli Lipska, skupionych wokół dyrygenta orkiestry Gewandhaus Kurta Masura. Po tygodniu na manifestację przyszło 120 tysięcy, potem 320 tys. Już wówczas demonstrowano także w innych miejscach NRD, a 9 listopada 1989 r. upadł mur berliński.
Autor: jl/db//kka/kdj / Źródło: PAP