Od soboty strajkuje personel teatrów na nowojorskim Broadwayu. W związku z protestem trzeba było odwołać ponad 20 przedstawień, w tym tak popularne jak "Król lew" czy "Mamma mia".
Decyzję o przystąpieniu do strajku przyjęły organizacje Local One i International Alliance of Theatrical Stage Employees, zrzeszające między innymi pracowników odpowiedzialnych za zmianę scenografii i rekwizytów.
Na akcję zdecydowano się po trzech miesiącach bezowocnych negocjacji z producentami. Dotyczyły one między innymi podwyżek i warunków pracy. Jak na razie nie ustalono daty wznowienia rozmów, w związku z tym trudno przewidywać, jak długo teatry na Browadwayu będą nieczynne. Najczarniejsze scenariusze przewidują, że strajk zakończy się dopiero po kilku tygodniach.
Czas wybrany na protest również jest niefortunny, bo tradycyjnie pod koniec roku teatry są najbardziej oblegane. Sytuacja okazała się na tyle poważna, że głos zabrał burmistrz Nowego Jorku Michael Bloomberg. Bloomberg powiedział, że choć jest to sprawa sektora prywatnego, to następstwa ekonomiczne wykraczają dalece poza zamknięte teatry.
Ostatni raz na Broadwayu strajkowali zatrudnieni tam muzycy. W 2003 przerwali pracę na cztery dni. Jak obliczono, każdy dzień strajku przyniósł wtedy straty w wysokości 7 milionów dolarów.
Źródło: BBC, AP, Reuters, CNN