Pięć lat temu szkoła w Biesłanie była na ustach całego świata. W nieudanym krwawym szturmie na zajętą przez terrorystów szkołę zginęły co najmniej 334 osoby, w tym ponad 150 dzieci.
Do 1 września nikt nie słyszał o sennym 35 tys. mieście w Osetii Północnej. Pięć lat później nazwa Biesłan kojarzy się jednoznacznie tragicznie.
W dniu rozpoczęcia roku szkolnego na szkołę uderzyli czeczeńscy terroryści. Wzięli ponad tysiąc zakładników, zaminowali szkołę i ogłosili żądania - wycofać wojska rosyjskie z Czeczenii.
Rosjanie ani myśleli negocjować, chociaż domagały się tego rodziny, a obserwatorzy wskazywali rozmowy jako jedyne wyjście. Kreml wybrał rozwiązanie siłowe.
Nieprzygotowany szturm
3 września w nieprzemyślanej, chaotycznej akcji, pośród eksplozji podłożonych przez Czeczenów bomb i kanonadzie rosyjskich służb specjalnych zginęło ponad 300 osób, połowa to dzieci.
Do dziś nie wiadomo, czy w akcji zabito nawet wszystkich terrorystów. Podejrzewa się, że część z nich uciekła. Tylko jeden został złapany, osądzony i skazany na dożywocie.
Żadna kara nie spotkała odpowiedzialnych za fatalną akcję przedstawicieli służb. Zamiast trafić na ławę oskarżonych za sfuszerowaną akcję odbicia zakładników, niektórzy dostali awanse...
Biesłan pamięta
Pięć lat po tragicznym szturmie Biesłan wciąż płacze. U wejścia do sali gimnastycznej, gdzie terroryści trzy dni przetrzymywali zakładników, gromadzą się setki ludzi, którzy przyszli, by uczcić pamięć ofiar.
Na jednej ze ścian sali powieszono plakat z napisem "Pamiętamy". Na czarnym tle widnieją nazwiska wszystkich, którzy zginęli.
W całej sali wiszą ich fotografie, w tym funkcjonariuszy sił antyterrorystycznych, którzy zginęli podczas szturmu na szkołę.
Ofiarami nikt się nie opiekuje
Bliscy ofiar mają też wiele do zarzucenia władzom. Susanna Dudijewa, przewodnicząca komitetu społecznego Matki Biesłanu, skupiającego matki dzieci, które zginęły w szkole, mówi, że "Rosja powinna opracować specjalną ustawę w celu ochrony interesów ludzi poszkodowanych w aktach terrorystycznych i ich bliskich".
Dudijewa uważa, że władze nie troszczą się w stopniu wystarczającym o poszkodowanych w Biesłanie, a dzieci, które były zakładnikami, zapadają z powodu urazu psychicznego na ciężkie choroby
Niektóre z nich powinny być leczone za granicą, dodaje Dudijewa. Pieniędzy jednak nie ma.
Źródło: reuters, pap