Korespondent "Gazety Wyborczej" i działacz nieuznawanego przez władze w Mińsku Związku Polaków na Białorusi Andrzej Poczobut, któremu postawiono zarzuty o znieważenie Alaksandra Łukaszenki, pozostanie w areszcie. Białoruski śledczy odmówił mu zmiany środka zapobiegawczego, mimo że około 40 osób gotowych było za niego poręczyć.
Poinformowało o tym adwokat Poczobuta Alaksandr Biryłau, który widział się z nim w areszcie w Grodnie. Odmowę zmiany środka zapobiegawczego podjął śledczy Arseni Nikolski.
Jak przekazał obrońca, dziennikarz "GW" czuje się dobrze, dostaje listy od wspierających go osób. W jego sprawie nie toczą się obecnie działania śledcze.
Nawet 4 lata więzienia
Prokuratura obwodu grodzieńskiego postawiła Poczobutowi zarzuty o znieważenie prezydenta Białorusi, za co grozi do dwóch lat pozbawienia wolności. Działacz ZPB jest też podejrzany w sprawie o zniesławienie głowy państwa, za co najwyższa możliwa kara to cztery lata więzienia.
"Więzień sumienia"
Sprawa o znieważenie dotyczy ośmiu artykułów Poczobuta w "Gazecie Wyborczej", jednego na opozycyjnym portalu internetowym Biełorusskij Partizan i jednego na prywatnym blogu. Organizacja obrony praw człowieka Amnesty International uznała dziennikarza "GW" za więźnia sumienia.
Działacz ZPB był w minionych miesiącach trzykrotnie sądzony za udział w demonstracji opozycji 19 grudnia w Mińsku. Najpierw sąd nie wydał wyroku, potem orzekł karę grzywny, a po apelacji prokuratury - karę 15 dni aresztu. Poczobut argumentował, że na demonstracji był jako dziennikarz "GW". Po odbyciu kary wyszedł z aresztu 25 lutego.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24