Nie znałem wcześniej takiego bólu - mówi białoruskiemu portalowi TUT.by 20-letni Aleksiej. Mężczyzna został zatrzymany w trakcie protestów na Białorusi i dotkliwie pobity przez milicjantów. W sobotę w centrum Mińska zgromadził się tłum Białorusinów, trzymających zdjęcia ludzi takich jak on. Posiniaczonych, zakrwawionych i opuchniętych od uderzeń pałkami.
Po wyborach na Białorusi, które opozycja uznaje za sfałszowane, kraj ogarnęły masowe protesty. W ich trakcie milicjanci aresztowali tysiące ludzi. Setki demonstrantów zostało rannych w starciach z funkcjonariuszami, wyjątkowo brutalnymi wobec przeciwników Łukaszenki. Wielu z zatrzymanych było bitych podczas przesłuchań. Według relacji świadków pod więzieniami słychać było krzyki i płacz torturowanych.
W sobotę w Mińsku odbył się protest przeciwko brutalności OMON-owców. Manifestanci, ustawieni wzdłuż ulicy, trzymali zdjęcia pobitych. Na fotografiach widniały ciała fioletowe od sińców, zakrwawione i opuchnięte twarze. Na demonstracji pojawili się także sami poszkodowani, którzy zdejmowali koszulki i spodnie, pokazując obrażenia, jakich doznali.
"Nie znałem wcześniej takiego bólu"
20-letni Aleksiej Kuraczew jeszcze parę dni temu uczestniczył w protestach przeciwko Łukaszence, dziś leży na szpitalnym łóżku na oddziale intensywnej terapii.
Diagnoza: wstrząs mózgu, stłuczenie kości jarzmowej, tkanki miękkiej prawego i lewego uda oraz lewego pośladka, siniaki w lewej i prawej okolicy brwiowej, szok pourazowy II stopnia. - Nie znałem wcześniej takiego bólu - mówi mężczyzna w rozmowie z białoruskim portalem TUT.by.
Aleksiej został zatrzymany przez OMON w nocy 13 sierpnia podczas demonstracji w Mińsku. - Szedłem spokojnie z ludźmi, krzyczałem "Niech żyje Białoruś". Ktoś powiedział, że przyjechały wozy milicyjne. Pobiegłem na dziedziniec i tam zostałem zatrzymany - opowiada.
Związano mu ręce. Jeden z funkcjonariuszy uderzył go w twarz. Potem wsadzono go do furgonetki. - Nie masz pojęcia, co cię czeka - miał usłyszeć od jednego z milicjantów.
W pojeździe otrzymał kolejne ciosy. - Upadłem na podłogę, twarzą do ziemi. Krzyknęli: "ręce za głowę!" i zaczęli mnie bić. Bili wszędzie - relacjonuje. - Głównie w nogi i pośladki - precyzuje. Potem zaczęto szarpać go za włosy i uderzać kijem. Błagał, żeby przestali.
- Możesz się do nich modlić i tak będą cię bić. Mówiłem: panowie, nie bijcie. Ale oni uderzali w te same miejsca. Krzyczałem. Ból był po prostu nie do zniesienia. Ale ich to nie obchodziło. Nagle zdałem sobie sprawę, że nie mogę już krzyczeć - wspomina.
W końcu stracił przytomność. Dopiero wtedy wezwano pogotowie - relacjonuje portal TUT.by.
"Każdy, kto się ruszył, był bity pałkami"
BBC rozmawiało z 20-letnią Aliną Beresnewy. Kobieta w nocy z 9 na 10 sierpnia wracała z przyjaciółkami z centrum Mińska, gdy natknęły się na grupę OMON-owców. - Nie brałyśmy udziału w protestach, ale mimo to milicjanci rzucili nas na ziemię. Wciąż mam zadrapania na rękach - mówi 20-latka.
Funkcjonariusze wsadzili je do autobusu i zabrali do aresztu na ulicy Okrestina. - Przy wejściu stał mężczyzna, który krzyczał: "Szybciej, suki!". Odpowiedziałam: "Dlaczego tak do nas mówisz?". On złapał mnie wtedy za szyję i przycisnął do ściany - opowiada.
13 dziewczyn wsadzili razem do czteroosobowej celi. Spędziły tam całą noc. Koło południa pojawili się milicjanci, zaczęli je liczyć i spisywać ich nazwiska. - Byłyśmy głodne, nie jadłyśmy nic przez całą dobę. Zaczęłyśmy prosić o jedzenie, mówiąc, że zapłacimy. "Nie, suki, teraz dowiecie się, na kogo głosować" - usłyszałyśmy w odpowiedzi - relacjonuje Alina. Jak mówi, były zszokowane językiem, jakiego wobec nich używano.
Potem podsunięto jej oświadczenie i kazano podpisać. - "Proszę, pozwólcie mi przeczytać, co podpisuję" - zaprotestowałam. W odpowiedzi usłyszałam: "Suko, siadaj i podpisuj, albo zgwałcę cię i zostawię na kolejne 20 dni". Byłam w szoku, płakałam. Moje łzy skapnęły na kartkę, która leżała przede mną. Napisałam "zgadzam się", nie wiedząc, co podpisuję - wspomina kobieta.
11 sierpnia po nią i jej koleżanki przyjechały policyjne furgonetki. - Przez okna widziałyśmy, jak traktowali mężczyzn. Kazali im klęczeć półnagim, z rękami na głowach. Każdy, kto się ruszył, był bity pałkami - relacjonuje Białorusinka w rozmowie z BBC.
Historii takich jak Aliny i Aleksieja jest znacznie więcej. W czasie masowych protestów, które trwają na Białorusi od 9 sierpnia, zatrzymano, w tym w wielu przypadkach brutalnie, około 7 tysięcy osób. Wiele z nich było bitych i torturowanych.
Źródło: Reuters, BBC, TUT.by