W białoruskim Grodnie ruszył proces Andrzeja Poczobuta. Jego bliscy mieli możliwość zobaczyć go po raz pierwszy od blisko dwóch lat. W sądzie była między innymi żona Poczobuta - Oksana oraz jego rodzice. Na salę rozpraw nie wpuszczono polskiego charge d'affaires w Mińsku Marcina Wojciechowskiego. - Pomimo wielokrotnych zabiegów dyplomatycznych, niestety nie mamy w tej chwili dodatkowych narzędzi, które mogłyby pomóc w tym obszarze - powiedział rzecznik rządu Piotr Mueller, pytany na konferencji prasowej o sprawę polskiego dziennikarza.
W procesie, który rozpoczął się w Grodnie, Poczobut jest oskarżony z dwóch artykułów kodeksu karnego Białorusi o "wzniecanie nienawiści" oraz wzywanie do sankcji i działań na szkodę Białorusi. W obu przypadkach najwyższy wymiar kary to 12 lat pozbawienia wolności.
Bliscy i przyjaciele Andrzeja Poczobuta byli wzruszeni, Wanda Poczobut nie mogła powstrzymać łez. W rozmowie z PAP powiedziała, że była szczęśliwa mogąc zobaczyć syna.
Najbliższą rodzinę i jeszcze kilka osób, bliskich polskiego działacza, wpuszczono do sądu na rozpoczęcie procesu. Pozostali, w tym korespondentka PAP, mogli zajrzeć do sali sądowej, gdy otwierały się drzwi. Na krótko wpuszczono do środka dziennikarzy białoruskich mediów państwowych z kamerami.
- Dawaliśmy sobie znaki oczami i gestami. Ale to lepsze niż nic – powiedziała już po wyjściu z sali Oksana Poczobut. Trwało to zaledwie kilka minut, ponieważ sąd szybko przychylił się do wniosku oskarżyciela o utajnienie procesu. - Andrzej wyglądał raźnie. Przekonywał sędziego, że w aktach sprawy nie ma żadnych "tajnych" informacji, a wszystkie jego publikacje opierały się na materiałach dostępnych publicznie. Mimo to sędzia zdecydował o utajnieniu procesu – mówili bliscy.
Pomimo licznych próśb wysyłanych do odpowiednich instytucji, bliscy nie uzyskali dotąd zgody na widzenie.
Proces za zamkniętymi drzwiami
Na salę rozpraw nie wpuszczono polskiego charge d'affaires w Mińsku Marcina Wojciechowskiego, o czym poinformował na Twitterze rzecznik MSZ Łukasz Jasina.
Proces - według informacji podanych publicznie - prowadzi sędzia Dźmitry Bubienczyk. Na wniosek prokuratora zdecydował on o tym, że sprawa będzie się toczyła za zamkniętymi drzwiami.
Rzecznik rządu: nie mamy w tej chwili dodatkowych narzędzi
O to, co rząd polski zrobił w sprawie Poczobuta, był pytany na poniedziałkowej konferencji rzecznik rządu Piotr Mueller. Odpowiedział, że "to jest oczywiście bardzo trudna sytuacja, ponieważ rząd białoruski, prezydent Białorusi, konsekwentnie od lat prowadzą politykę kneblowania ust oraz więzienia tych, którzy walczą o prawa człowieka na terenie Białorusi".
- Wszystkie przejawy wolności politycznej są tam ograniczane. I my, pomimo wielokrotnych naszych zabiegów dyplomatycznych, niestety nie mamy w tej chwili dodatkowych narzędzi, które mogłyby pomóc w tym obszarze - powiedział Mueller. Oczywiście - dodał - "to jest skandaliczna sytuacja" i zaznaczył, że więźniów politycznych na terenie Białorusi jest wielu, "w tym niestety też powiązanych z Polską".
- Będziemy oczywiście wszelkimi możliwymi zabiegami dyplomatycznymi podejmować działania, aby tę sytuację poprawić. Ale, wiemy o tym doskonale, że w tej chwili władze Białorusi są bezpośrednio związane z Rosją, a one prowadzą konkretną politykę, która jest w kontrze do, nie tylko Polski, ale całego obszaru demokratycznego, całego obszaru, który prawa człowieka stawia sobie za najważniejsze zasady w funkcjonowaniu państwa - dodał rzecznik rządu.
Proces pokazowy?
- Niestety, nie ma podstaw do żadnych pozytywnych oczekiwań. Sprawa Andrzeja Poczobuta jest polityczna – mówił w rozmowie z PAP przed procesem Barys Harecki, wiceprzewodniczący zlikwidowanego przez władze w Mińsku BAŻ.
Jego zdaniem to, że proces będzie pokazowy i wykorzystywany propagandowo, nie musiało oznaczać, że będzie się toczyć publicznie. - Sąd może postanowić w czasie pierwszego posiedzenia, że proces będzie się toczyć za zamkniętymi drzwiami. Postępowania z artykułu 130 kodeksu karnego (wzniecanie nienawiści) najczęściej są utajniane – zaznaczył Harecki, uprzedzając taką właśnie informację z Grodna.
Aktywista przypomniał, że najwyższa kara przewidziana z tego artykułu to 12 lat pozbawienia wolności. Poczobutowi postawiono również zarzuty, dotyczące m.in. wzywania do nakładania sankcji i do działań na szkodę bezpieczeństwa Białorusi. Z tego artykułu (361) najwyższy wymiar kary to również 12 lat.
Aktywista i znany dziennikarz
Poczobut - członek zarządu zdelegalizowanego przez białoruskie władze Związku Polaków na Białorusi i znany dziennikarz, współpracujący m.in. z "Gazetą Wyborczą" i TVP Polonia - od 25 marca 2021 r. przebywa w białoruskim areszcie.
Początkowo został oskarżony o "podżeganie do nienawiści", w tym, "rehabilitację nazizmu", a potem także o wzywanie do sankcji. W październiku 2022 r. został przez władze wpisany na białoruską listę "osób zaangażowanych w działalność terrorystyczną".
Jak podaje centrum praw człowieka Wiasna, według prokuratury "przewiny" Poczobuta miały polegać na tym, że nazwał agresją napaść ZSRR na Polskę w 1939 roku, pisał artykuły o protestach na Białorusi i działaczach polskiego podziemia w czasie II wojny światowej i po jej zakończeniu, występował w obronie polskiej mniejszości w tym kraju.
Proces Poczobuta był dwukrotnie odraczany. Początkowo miał się rozpocząć 28 listopada, potem – 9 stycznia, a w końcu wyznaczono jego datę na 16 stycznia. - Nie mamy żadnej informacji, co było przyczyną tych zmian – mówi Harecki.
Element działań nastawionych na konfrontację z Polską
Rozmówca PAP ocenia, że proces polskiego działacza i dziennikarza jest elementem działań nastawionych na konfrontację z Polską, które nasiliły się po fali masowych protestów przeciwko sfałszowaniu wyborów w 2020 r. na Białorusi, a potem – po rozpoczęciu przez Rosję inwazji na Ukrainę w lutym 2022 roku. Polska była wówczas i jest nadal przedstawiana przez białoruskie władze jako jeden z głównych wrogów Białorusi, a także jako potencjalne źródło zagrożenia dla jej bezpieczeństwa.
- Nie wiem, kto w strukturach władz wpadł na pomysł, by rozpocząć te konfrontacyjne działania, ale wpisuje się w nie zarówno proces Andrzeja i szerzej Związku Polaków na Białorusi (ZPB), represje wobec innych organizacji związanych z Polską, niszczenie miejsc pamięci – mówi Harecki. Jest jednocześnie przekonany, że sprawa Poczobuta jest traktowana przez Mińsk jako "karta przetargowa".
Sprawa przeciwko aktywistom ZPB, zdelegalizowanego przez władze w Mińsku w 2005 roku, zaczęła się w marcu 2021 r. Kilka miesięcy później władze Białorusi przeprowadziły "czystkę" – dokładnie takich słów używał wówczas Łukaszenka – w organizacjach społecznych, stowarzyszeniach, niekontrolowanych przez państwo strukturach społeczeństwa obywatelskiego.
Aresztowanie Borys, Biernackiej i Tiszkowskiej
Wraz z Poczobutem aresztowane były w marcu 2021 r. także szefowa ZPB Andżelika Borys oraz Irena Biernacka i Maria Tiszkowska, również z ZPB, a także Anna Paniszewa, działaczka mniejszości z Brześcia. Borys w marcu ubiegłego roku została wypuszczona z aresztu, lecz wciąż jest objęta sprawą karną, a jej status nie jest jasny – według mediów niezależnych może być objęta aresztem domowym. Biernacka, Tiszkowska i Paniszewa zdołały w ubiegłym roku opuścić Białoruś dzięki staraniom polskich władz. Nie mają jednak możliwości powrotu do kraju, którego są obywatelkami.
Od chwili zatrzymania Poczobut przebywał w kilku aresztach – w Żodzinie, Mińsku i Grodnie, gdzie oczekuje na rozpoczęcie procesu przed sądem obwodowym. Działacz ZPB miał być namawiany o napisanie wniosku o ułaskawienie do Łukaszenki, jednak odmówił.
Wojciechowski: nie zaprzestaniemy wysiłków
- Andrzej Poczobut jest znanym działaczem mniejszości polskiej na Białorusi i obecność na jego procesie jest naszym obowiązkiem. Okazujemy w ten sposób solidarność z nim i z przedstawicielami polskiej mniejszości" – powiedział PAP Marcin Wojciechowski, który nie może jednak uczestniczyć w posiedzeniach sądu, ponieważ nie został dopuszczony na salę obrad.
Wojciechowski oznajmił, że "jest pod wrażeniem obecności rodziny i przyjaciół Andrzeja oraz przedstawicieli polskiej mniejszości, bo nie jest to dziś łatwe". - Nie zaprzestaniemy wysiłków na rzecz pozytywnego rozwiązania sprawy Poczobuta – podkreślił.
Wiceszef polskiego MSZ Piotr Wawrzyk powiedział w poniedziałek na antenie Programu Pierwszego Polskiego Radia, że Polska oczekuje zwolnienia Poczobuta. - Jest osobą, która nie zrobiła nic złego, nie popełniła żadnego przestępstwa, a zarzuty przeciwko niemu nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Gdyby proces miał być rzeczywiście uczciwy, to po prostu powinien być on od razu uwolniony - powiedział wiceminister.
Jak podkreślił, Poczobut przebywa w więzieniu dlatego, że jest osobą uznaną przez białoruski przez reżim za przeciwnika. Wiceszef MSZ dodał, że "białoruskie władze robią wszystko, by z Polski uczynić swojego głównego wroga".
"Andrzej bardzo schudł, jest zmęczony, ale trzyma się na duchu"
Marek Zaniewski, wiceprezes Związku Polaków na Białorusi, mówił w rozmowie z TVN24, że "niestety nie ma żadnego optymizmu, że ten proces będzie sprawiedliwy". - Wyroki na Białorusi padają bardzo surowe i skala represji wcale się nie zmniejsza. Andrzeja czeka długi proces, po czym może zapaść surowa kara - powiedział.
Odnosząc się do zarzutów stawianych Poczobutowi, gość TVN24 przyznał, że są "absurdalne". - Być może jedną z przyczyn, dlaczego proces został zamknięty, to dlatego, żeby sąd się po prostu nie ośmieszał - dodał.
Zaniewski powiedział też, że warunki w więzieniach na Białorusi są jak "w latach 40. czy 50. XX wieku". - Dlatego widzimy, że nie przeszły te dwa lata bez śladu na zdrowiu Andrzeja. Bardzo schudł, jest zmęczony, ale trzyma się na duchu i jest nastawiony na to, żeby się bronić w sądzie - przekazał.
Źródło: PAP, TVN24