Na granicy Strefy Gazy zbierają się masy izraelskiego wojska. Tysiące żołnierzy, setki czołgów i transporterów opancerzonych. Ataki na pozycje Hamasu prowadzi dotychczas jedynie lotnictwo. Jednak wiele wskazuje na to, że inwazja na Strefę Gazy jest bardzo prawdopodobna. Rozwój wydarzeń jest analogiczny do tych z przełomu roku 2008 i 2009, kiedy w ramach operacji "Płynny Ołów" izraelskie wojsko wkroczyło na terytorium palestyńskie.
Intensywna kampania nalotów na różne cele w Strefie Gazy trwa już trzeci dzień. Jak podaje izraelskie wojsko (z hebrajskiego Cahal), od środy przeprowadzono już ponad 450 ataków. W drugą stronę Hamas miał odpalić "ponad 300 rakiet". Rano w piątek tylko w ciągu dwóch godzin miało ich zostać wystrzelone 50. 130 nadlatujących rakiet, które zmierzały w kierunku terenów zabudowanych, przechwycił system Iron Dome. Równolegle prowadzona jest mobilizacja izraelskiego wojska. Władze wydały zgodę na zmobilizowane 30 tysięcy rezerwistów. Nad granicę ze Strefą Gazy jest transportowany dodatkowy ciężki sprzęt w postaci czołgów, transporterów opancerzonych i artylerii. Pierwsza próba inwazji
Wiele wskazuje na to, że Izrael powtórzy operację "Płynny Ołów" z przełomu 2008 i 2009 roku. Wówczas po tygodniowej intensywnej kampanii nalotów, która miała za zadanie "zmiękczyć" Hamas i jego instalacje obronne, rozpoczęła się inwazja lądowa Strefy Gazy. Trwała trzy tygodnie. Silnie uzbrojone kolumny izraelskich sił lądowych zajęły kluczowe pozycje na terytorium palestyńskim i przeważnie nocami przeprowadzały dalekie wypady, koncentrując się na metodycznym demolowaniu infrastruktury Hamasu. Prowadzono też rajdy mające na celu zabicie palestyńskich bojowników. Unikano jednocześnie wkraczania na tereny gęsto zabudowane, aby nie wdawać się w trudne walki, mogące przynieść liczne ofiary wśród ludności cywilnej. Pomimo znacznej krytyki międzynarodowej, izraelskie wojsko uznało operację "Płynny Ołów" za sukces. Potencjał Hamasu został drastycznie ograniczony, przez co na kolejne lata zapanował względny spokój na granicy. Powtórka cztery lata później? Obecne intensywne naloty również mają za zadanie głównie osłabić Hamas. Kluczowe jest zniszczenie maksymalnej liczby składowanych rakiet dalekiego zasięgu Fajr-5 i ich wyrzutni. Te szmuglowane z Iranu i produkowane z części w Strefie Gazy pociski, mogą pokonać nawet 75 kilometrów, czyli dolecieć do Tel Awiwu, najważniejszego miasta Izraela. Zapewnienie bezpieczeństwa metropolii ma kluczowe znaczenie dla Cahalu. Palestyńskie rakiety są bardzo niecelne, ale odpalane w kierunku rozległego Tel Awiwu mają dużą szansę trafić w gęsto zamieszkany teren i spowodować znaczne straty. Szykowana obecnie inwazja, o ile dojdzie do skutku, będzie jednak bardziej skomplikowana niż ta sprzed czterech lat z dwóch powodów.
Po pierwsze rakiety Fajr-5 mają znacznie większy zasięg niż te posiadane przez Hamas w 2008 roku. Oznacza to konieczność przeszukania przez Izraelczyków i "oczyszczenia" znacznie większego obszaru. Po drugie w 2008 roku Egipt ściśle współpracował z Izraelem i zablokował swoją granicę ze Strefą Gazy, przez którą jest masowo szmuglowane uzbrojenie i zaopatrzenie dla Hamasu. Po obaleniu Hosniego Mubaraka Kair zajmuje obecnie diametralnie odmienną pozycję i wspiera raczej Palestyńczyków.
Oznacza to, że Cahal będzie musiał samodzielnie zabezpieczyć granicę, aby odciąć zaopatrzenie Hamasu. Będzie to jednak trudne, bowiem znaczna część granicy palestyńsko-egipskiej przebiega przez gęsto zabudowane miasto Rafah, co oznacza trudne i krwawe walki w terenie zurbanizowanym. Na dodatek izraelskie wojsko będzie walczyć niebezpiecznie blisko Egipcjan, co rodzi potencjał do różnego rodzaju niepożądanych incydentów.
Autor: mk//kdj / Źródło: tvn24.pl, Stratfor