"Z tego powodu ten facet wciąż żyje". Imam uchronił napastnika przed linczem


Tuż po ataku w pobliżu meczetu w Finsbury Park w Londynie rozwścieczony tłum rzucił się na napastnika, odcinając mu drogę ucieczki. Niektórzy zaczęli bić i kopać mężczyznę, który wjechał samochodem dostawczym w grupę muzułmanów wracających z wieczornej modlitwy. Brytyjskie media zauważają, że do linczu nie doszło dzięki imamowi Mohamedowi Mahmudowi, który poprosił, by nie robić napastnikowi krzywdy do czasu przyjazdu policji.

Tuż po północy czasu lokalnego z niedzieli na poniedziałek w dzielnicy Finsbury Park samochód dostawczy wjechał w grupę muzułmanów wracających z wieczornej modlitwy w pobliskim meczecie. Zginęła jedna osoba. Śledczy nie ustalili na razie jednak, czy mężczyzna zmarł w wyniku ataku czy wcześniejszych problemów zdrowotnych - chwilę wcześniej doznał zapaści i otrzymywał pierwszą pomoc medyczną od zgromadzonych wokół członków społeczności. Dziesięć osób zostało rannych.

Jak podaje agencja Reutera, po ataku napastnik został wyciągnięty z szoferki przez rozwścieczony tłum, który uniemożliwił mu tym samym ucieczkę. Część zgromadzonych w pobliżu meczetu osób zaczęła napastnika bić i kopać. Sytuację uspokoił imam Mohamed Mahmud, który pojawił się niedługo po tym, jak sprawca został powalony na ziemię. - Dzięki Bogu udało nam się go okrążyć i uchronić przed krzywdą - relacjonował duchowny na zwołanej w poniedziałkowe popołudnie konferencji prasowej.

"Umarłby, bo biło go tyle osób"

Mahmud opowiadał, że wraz z "grupą braci" ochraniał mężczyznę do czasu, aż udało zatrzymać się przejeżdżający samochód policyjny. - Powiedzieliśmy im, jak wygląda sytuacja; że jest tam tłum usiłujący zrobić mu krzywdę. Dodaliśmy, że jeśli go nie zabiorą, może zostać poważnie ranny - mówił.

- Odepchnęliśmy od niego ludzi i został bezpiecznie zabrany przez policję. To wszystko, co zrobiliśmy. Nie byłem sam, byli ze mną bracia - zaznaczył.

Imam zaapelował do wiernych, by nie popełniali grzechu w czasie ramadanu. - Wyszedł z meczetu i powiedział: słuchajcie, pościmy, jest ramadan, nie możemy dopuszczać się tego typu czynu, więc, proszę, odsuńcie się - relacjonował 29-letni Mohamed, który był jednym z mężczyzn trzymających napastnika przy ziemi. - Z tego powodu ten facet wciąż żyje - stwierdził.

- Próbował uciec, ale powaliliśmy go na ziemię. Umarłby, bo biło go tyle osób - mówił w rozmowie z "Independentem" jeden ze świadków.

Toufik Kacimi, kierownik znajdującego się w pobliżu meczetu ośrodka kultury, z uznaniem wypowiadał się o reakcji imama. - Odwaga i męstwo imama pomogły uspokoić sytuację po ataku i zapobiegły dalszym obrażeniom, a nawet potencjalnej utracie życia - ocenił.

- To był po prostu chaos - opowiadał jeden ze świadków. - Na ziemi krzyczeli ludzie. Krwawili. Widziałem trzymanego przy ziemi mężczyznę. Imam dobrze postąpił. Musiał ich powstrzymać - podkreślił.

Zachowanie imama pochwalił także burmistrz Londynu.

Kiedyś siedlisko ekstremistów

Meczet w Finsbury Park był w przeszłości uznawany za przyczółek islamskich ekstremistów. Nauczał tam radykalny muzułmański kaznodzieja Abu Hamza, który w 2005 roku został skazany na siedem lat więzienia w Wielkiej Brytanii, a w 2015 roku został skazany w USA na dożywocie za wspieranie terroryzmu.

Od tego czasu zmieniło się jednak całkowicie przywództwo duchowe meczetu, które całkowicie odcięło się od przeszłości i rozpoczęło mozolną pracę, by wymazać mroczne "dziedzictwo" Abu Hamzy. Jak ocenia "Telegraph", misja ta się powiodła, a działalność meczetu jest chwalona.

Co piątek w modlitwach bierze udział około tysiąca wiernych.

Autor: kg\mtom / Źródło: Guardian, Reuters, PAP, Independent, Telegraph