Rodziny zaginionych marynarzy z okrętu ARA San Juan od tygodnia oczekują na wieści w argentyńskim porcie Mar del Plata, do którego miała wpłynąć jednostka. Po tym, jak poinformowano w czwartek o możliwym wybuchu, wiele osób straciło nadzieję. Po ogłoszeniu nowych wieści w bazie rozległ się płacz. Niektórzy o los bliskich obwiniają władze.
Rodziny czekają na wiadomości o swoich najbliższych w bazie marynarki wojennej w Mar del Plata - porcie macierzystym okrętu ARA San Juan, który miał tam dotrzeć najpóźniej w poniedziałek 20 listopada. W tym właśnie mieście mieszkała większość załogi.
Bliscy marynarzy są pod opieką kilkunastu psychologów i psychiatrów.
Do dzisiaj większość rodzin była nastawiona optymistycznie. W czwartek poinformowano jednak o "zdarzeniu zgodnym z eksplozją", do którego doszło około trzy i pół godziny po nadaniu ostatniego komunikatu przez dowództwo okrętu. O nowych ustaleniach w pierwszej kolejności powiadomione zostały osoby oczekujące w porcie. Bliscy marynarzy zalali się łzami i zwrócili się przeciwko władzom, obwiniając ich o śmierć 44 członków załogi.
- Zabili mi brata, wy sukin***y. Zabili mi brata, bo kazali mu pływać na złomie - wykrzykiwał jeden z mężczyzn obecnych w bazie w Mar del Plata.
- Dowództwo kradnie pieniądze, o to chodzi. Są sukin*****i. Zabili mi brata, bo go tam wysłali. Byłem w marynarce. Oni są sukin*****i - krzyczał mężczyzna.
Nadzieja umarła
Nowe informacje przekazane w czwartek przez argentyńskie wojsko potwierdzają to, czego rodziny bały się najbardziej. - Trzymali nas tutaj od tygodnia. Dlaczego nam nie powiedzieli? - pytała Itati Leguizamon, żona marynarza Germana Oscara Suareza. - Nie mam już więcej nadziei, to koniec.
Wcześniej w czwartek powiedziała radiu Delta, że według jej męża okręt w 2014 roku uległ poważnej awarii. Mąż "mówił, że w 2014 roku mieli usterkę i że była ona poważna".
- Wywołało to pewne napięcie i strach na pokładzie. W związku z tym, że wszystko dobrze się skończyło, nie było to coś, o czym opowiadano prasie, lecz tylko rodzinie - wyjaśniła.
Leguizamon skarżyła się, że bliscy marynarzy nie wiedzą niczego więcej ponad to, co podają media.
- Naprawdę nie wiem, co myśleć: czy nie chcą mówić, czy naprawdę nic nie wiedzą - dodała. Jednocześnie przyznała, że w ostatnich godzinach bliscy otrzymują nowe informacje z większą częstotliwością niż wcześniej, co trzy godziny.
Pytana o port, stwierdziła, że "panuje tam straszna atmosfera, wszyscy źle to znoszą, płaczą".
Niektórzy członkowie rodzin obwiniają wojsko o to, że zgadzało się, by wojsko pływało starym okrętem z lat 80.
Władze odpierają te zarzuty, argumentując, że to nie wiek, a stan utrzymania jest ważny i utrzymują przy tym, iż okręt był w dobrym stanie. W 2009 roku przeszedł gruntowny remont.
Według "La Razon" przed wypłynięciem w ostatnią misję ARA San Juan przeszedł naprawę. Władze będą badać, dlaczego w zeszłą środę rano, czyli w ostatnim dniu, w którym był kontakt z jednostką, kapitan Pedro Martin Fernandez zasygnalizował awarię, ale po chwili poinformował bazę, że problem został rozwiązany.
"Woda zaczęła wlewać się do środka, ale udało im się zatkać otwór"
Dzienniki "Clarin" i "El Dia" na swoich stronach internetowych publikują zdjęcia i nazwiska marynarzy oraz krótkie informacje na ich temat. Materiały przygotowano, zanim wojsko podało informację o możliwym wybuchu na pokładzie okrętu.
Rodzice jednego z marynarzy o nazwisku Gutierrez powiedzieli gazecie "La Razon", że ich syn przed wypłynięciem w misję obawiał się "trudnych warunków" na okręcie.
- Mój syn dzień wcześniej brał udział w manewrach i powiedział nam, że podczas jednego z zanurzeń woda zaczęła wlewać się do środka, ale udało im się zatkać otwór - powiedział rodzic. - Potem naprawili akumulator, ale mój syn miał złe przeczucie - dodał.
- Jedyne, co ich pociesza to fakt, że mogą stwierdzić: mój syn robi to, co naprawdę kocha i to jest ważne, gdyż daje im poczucie przynależności - powiedział psycholog marynarki wojennej Victor Hugo Dugar, cytowany przez "La Razon".
"Czuję się tak, jakbym czekała na zwłoki"
Siostra jednego z członków załogi, Elena Alfaro, powiedziała portalowi TN: - Czuję się tak, jakbym czekała na zwłoki, (...) jakbym była na stypie. Czuję też, że czas mija, a czas jest tu kluczowy.
Sędzia z miasta Caleta Olivia, Marta Yanez, która bada zaginięcie ARA San Juan, w środę po raz pierwszy wypowiedziała się na ten temat.
- Mamy poufne informacje, które podlegają tajemnicy państwowej. Mówimy o okręcie wojennym - powiedziała Yanez w radiu FM Latina.
- Proszę pozwolić, że na razie pewne szczegóły zachowam dla siebie w związku z tym, jak newralgiczny jest to temat - dodała.
Sędzia zastrzegła, że "nie ma przestępstwa do zbadania" i dodała, że podjęto kroki, by ustalić, "w jakim stanie okręt podwodny wypłynął (z portu) i w jakich okolicznościach nastąpiło zanurzenie".
Na pokładzie Eliana Krawczyk
Łączność z okrętem utracono, gdy znajdował się w odległości około 432 kilometrów od wybrzeży Patagonii. W poniedziałek 13 listopada jednostka opuściła port Ushuaia w południowej Argentynie na Ziemi Ognistej.
Wśród członków załogi jest 35-letnia Eliana Krawczyk, pierwsza kobieta oficer pływająca na okrętach podwodnych w Argentynie. To jedyna kobieta na pokładzie.
Nazywana przez swego ojca "królową morza" Krawczyk pochodzi z miasta Obera na północy Argentyny.
Jej ojciec, Eduardo Krawczyk, mówił pod koniec ubiegłego tygodnia telewizji TN, że po raz ostatni rozmawiał z córką dzień przed wypłynięciem okrętu z Ushuaii. - Opowiadała, że dotarli do Ziemi Ognistej, że sama pani gubernator weszła na pokład i gratulowała jej, że kobieta zajmuje tak ważne stanowisko - relacjonował.
Okręt zniknął
ARA San Juan to jednostka produkcji niemieckiej, napędzana silnikiem Diesla, a w zanurzeniu elektrycznym. Okręt zwodowany został w 1983 roku i jest najnowszym z trzech okrętów podwodnych argentyńskiej marynarki wojennej. Według specjalistów z Jane's Sentinel w 2008 roku w Argentynie okręt przeszedł przebudowę, podczas której wymieniono cztery silniki Diesla i silnik elektryczny.
Autor: pk//kg / Źródło: Clarin, Reuters, PAP