Do incydentu doszło podczas szwedzkich ćwiczeń Aurora’17, największych zorganizowanych przez szwedzkie wojsko od końca zimnej wojny. Po raz pierwszy zaproszono do udziału w nim znaczną grupę wojsk państw NATO, łącznie około 1,5 tysiąca żołnierzy. Wśród nich znaleźli się czołgiści ze 194. Regimentu Pancernego Gwardii Narodowej wraz z czołgami M1 Abrams i transporterami opancerzonymi M2 Bradley.
Zarył się po samą wieżę
Szwecja nie jest terenem wymarzonym dla wojsk pancernych. Porośnięta lasami, poprzecinana strumieniami i pełna pułapek w postaci torfowisk czy bagien nie ułatwia przemieszczania się ważącym ponad 60 ton maszynom. W wielu miejscach jest tak grząsko, że nie ratują nawet szerokie gąsienice rozkładające masę czołgu na dużej powierzchni czy potężne silniki o mocy rzędu tysiąca koni mechanicznych.
Przekonali się o tym Amerykanie. Podczas ćwiczeń jeden z ich czołgów wjechał na niepozorną polanę i ugrzązł w podmokłym terenie. Ważący ponad 60 ton M1 Abrams zarył się tak głęboko, że mógł prawie cały schować się w wygrzebanej przez siebie dziurze. Próby wydostania się z matni o własnych siłach zawiodły.
Czołg jak kupa błota
Zakopanego Abramsa uratowały dopiero dwa wozy inżynieryjne M88A2 Hercules, specjalnie przeznaczone do takich zadań. Przypominają czołgi, ale nie mają wieży. W zamian za to dysponują dźwigiem i silnymi wyciągarkami, nieocenionymi w takich sytuacjach. Dwie takie maszyny ustawiły się na bezpiecznym, stabilnym gruncie kilkadziesiąt metrów od zakopanego M1 i wyciągnęły go przy pomocy grubych stalowych lin.
Cała operacja uratowania czołgu z błota a później wymycia go i doprowadzenia do sprawności zajęła 36 godzin. Później wrócił do symulowanej walki.
Amerykańskie czołgi M1 Abrams na polskim poligonie
Autor: mk//now / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: National Guard