Niemal milion spotów i miliony dolarów na nie wydane. Sztaby kandydatów na prezydenta USA biją rekordy zarówno w liczbie reklamówek, jak i pieniędzy jakie za nie płacą. Kosztuje nie tylko czas antenowy, ale również, a może przede wszystkim - pomysły.
6 miliardów dolarów - właśnie tyle kosztowały już reklamówki wyborcze Baracka Obamy i Mitta Romneya. To niewiele mniej niż produkt krajowy brutto np. Czarnogóry. Po raz pierwszy w tym stuleciu na kampanię można zebrać niemalże nieograniczone sumy pieniędzy. Wszystko za sprawą tak zwanych "superkomitetów akcji politycznej". Jest tylko jedno "ale" - owe superkomitety nie mogą wspierać otwarcie konkretnego kandydata. Ale mogą atakować jego rywala. Agresywne reklamy to takie, w których podkreśla się negatywne cechy przeciwnika. I one są najbardziej kontrowersyjne.
Gwiazdy. I po hiszpańsku
Innym rodzajem reklamówek są repliki. Autorzy filmów wykorzystują w nich wycinki tekstów prasowych dowodząc, że przeciwnik oczywiście haniebnie kłamie. Są także reklamy porównawcze. Czyli te, gdzie - omawiając programy i czyny - na tle przeciwnika wypada się zawsze lepiej. W tzw. spotach poparcia o swoich preferencjach mówią zwykli Amerykanie, choć równie często głos zabierają gwiazdy. W obu kampaniach nie zapomniano o spotach w języku hiszpańskim, którego znaczenie w Ameryce Północnej rośnie z roku na rok. Od początku kampanii w telewizji i radiu nadano już 915 tysięcy spotów. Pozytywnych, negatywnych, śmiesznych i całkiem poważnych. Na pytanie czy również przekonujących - odpowiedzą przy urnach sami Amerykanie.
Autor: kcz/tr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24