- W tego typu operacjach stosuje się tzw. działania mylące, czyli wprowadzające w błąd przeciwnika, odwracające uwagę - tzw. triki. - Dzięki temu prawdopodobnie Amerykanie płynnie przeniknęli przez strefę sieci ochrony powietrznej Pakistanu i dotarli bez problemu nad obiekt - mówił w TVN24 ppłk Adam Lizoń, były dowódca zespołu bojowego GROM.
Lizoń mówiąc o operacji amerykańskich sił specjalnych, które w nocy z niedzieli na poniedziałek zabiły terrorystę numer 1 na świecie, przywódcę Al-Kaidy Osamę bin Ladena, wyjaśniał także, że są trzy podstawowe zasady przy tego typu operacjach - zaskoczenie, agresja i szybkość. I ocenił, że to była akcja wyjątkowa, przeprowadzona wzorcowo.
"W formie działań rajdowych"
- Była to typowa akcja w formie działań rajdowych - tak nazywa się takie akcje w naszym języku. Natomiast w nomenklaturze angielskiej nazywa się ją "direct action", czyli akcja bezpośrednia - mówił Lizoń. I tłumaczył, że polega ona na tym, że siły wydzielone do takiego zadania, czyli grupa zadaniowa startuje z bazy, bezpośrednio wykonuje podejście, czyli fazę pierwszą operacji na obiekt. - Tam następnie rozpoczyna się faza druga, czyli opanowanie obiektu - powiedział były dowódca zespołu bojowego GROM.
Ppłk Adam Lizoń ujawniał także, że Amerykanie przy tej akcji użyli specjalistycznych śmigłowców, które są wyposażone w specjalne urządzenia elektryczne, pozwalające na zakłócanie systemu sieci radarowej przeciwnika. - Czyli w tym przypadku mówimy o sieci radarowej Pakistanu - precyzował.
Lizoń przypomniał, że ta operacja była planowana dużo wcześniej. - Na pewno były przygotowane plany zapasowe. To, co się wydarzyło, to był jeden z wariantów. I ta grupa, która wykonała to zadanie, to była jedna z grup, która była do tego przygotowana. Kiedy wszystko już jest przygotowane, takie grupy są trzymane w gotowości i czekają na sygnał - mówił Lizoń.
Koniec lidera Al-Kaidy
W niedzielę 1 maja po południu przeprowadzono w Pakistanie 40-minutową akcję, w trakcie której zabity został Osama bin Laden, jego dorosły syn, niezidentyfikowana kobieta i dwóch mężczyzn - jeden był posłańcem, dzięki któremu wywiad namierzył przywódcę Al-Kaidy, a drugi jego bratem. Jedna z żon bin Ladena, której śmierć obwieściły media, została jedynie ranna. Nie użyto jej też - jak pierwotnie donoszono - w charakterze żywej tarczy.
Władze USA twierdzą, że po ich stronie nie było żadnych ofiar. Przyznały jedynie, że amerykański helikopter "z powodów technicznych" rozbił się podczas ataku.
Rezydencja, w której zabito terrorystę, znajdowała się w Abbotabad, mieście położonym 60 km na północ od Islamabadu.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24