W niemieckich salach koncertowych Hitler pozwalał grać tylko Aryjczykom, ale sam często słuchał nagrań Żydów i Rosjan - pisze "The Guardian".
Około 100 płyt gramofonowych, które najprawdopodobniej należały do nazistowskiego przywódcy, znaleziono na strychu domu byłego oficera radzieckiego wywiadu w Moskwie. Wiele miejsca w kolekcji zajmują nagrania dzieł Wagnera, Beethovena i innych niemieckich kompozytorów. Nikt jednak się nie spodziewał, że znajdą się w niej dzieła autorów żydowskiego i rosyjskiego pochodzenia.
W kolekcji są między innymi nagrania: Piotra Czajkowskiego, Sergiusza Rachmaninowa i Aleksandra Borodina. Jest też nagranie występu żydowskiego skrzypka Bronislawa Hubermana. Publicznie nazwiska te trudno przechodziły "fuhrerowi" przez gardło; prywatnie, najpewniej bardzo lubił ich słuchać - twierdzą w "The Guardian" analizujący skład kolekcji historycy.
"W kolekcji tej znajdują się nagrania najlepszych orkiestr niemieckich i europejskich. Jestem naprawdę zdziwiony, że znajduje się w niej tyle nagrań rosyjskich muzyków" - pisał sam Bezymenski.
Dlaczego akurat teraz się o tym dowiadujemy? W zeszłym miesiącu zmarł właściciel domu, w którym dokonano odkrycia - były radziecki agent Lew Bezymenski. Po jego śmierci dostęp do znajdujących się w nim dokumentów uzyskali dziennikarze tygodnika "Der Spiegel".
Sam Lew Besymenski kolekcję płyt znalazł w kancelarii Hitlera w 1945 roku. Były spakowane w skrzynie i oznakowane pieczątkami biura Hitlera, najprawdopodobniej na wypadek jego ewakuacji.
Historycy mają twardy orzech do zgryzienia. Przypomnijmy, że w Mein Kampf Hitler pisze: "Nigdy nie było żydowskiej sztuki, nie ma jej też dzisiaj". Tak samo wyraża się o Rosjanach i innych "podrasach".
- Jestem zniesmaczona hipokryzją Hitlera, jeśli chodzi o muzykę - komentuje córka Lwa Bezymenskiego.
Źródło: "Guardian"