82-letnią Józefę odnajduję w Wydrnej 19 marca, dokładnie 26 lat od dnia, w którym sąsiedzi po raz ostatni widzieli Zygmunta Korfantego. Kobieta pamięta zaginionego 51-latka i policyjne poszukiwania za nim.
Po tym, jak lokalna telewizja w marcu tego roku przypomniała historię jego zaginięcia, starsza pani przypomniała sobie rozmowę sprzed lat, z sąsiadką.
- Był z Dydni Stefan i sąsiadka stąd, oboje już nie żyją. Ona była w szpitalu i on też był. Przyszedł do niej na salę i opowiadał, że obszedł las, co go Dębina nazywają. Obszedł ten las tam i z powrotem i świeżej ziemi nigdzie nie było. I mówi tak: tam robili w stajni beton, muszę jeszcze raz tam iść i to zbadać. I mówił, że może czasem tam tego Zygmunta pochowali, zabetonowali - wspomina kobieta.
Ale Stefan do dębowego lasu już nie wrócił. Krótko po rozmowie z sąsiadką zmarł.
Pani Józefa o rozmowie z sąsiadką opowiedziała synowej najstarszej siostry zaginionego Zygmunta Korfantego. Rodzina 51-latka o sprawie powiadomiła naszą redakcję, a my informację przekazaliśmy policji w Brzozowie.
Policjanci nigdy wcześniej nie badali tego wątku.
- Tego typu informacje często pojawiają się w sprawach zaginięć. Wynika to z różnych czynników. W małych społecznościach lokalnych ludzie plotkują, rozważają różne wersje zdarzeń. Nie zawsze mówią o tym głośno, czy dzielą się z organami ścigania. Czasem właśnie duży upływ czasu od zdarzenia powoduje, że takie informacje zaczynają się pojawiać. Bywa również tak, że po śmierci domniemanego sprawcy mieszkańcy chętniej otwierają sią i mówią o swoich hipotezach - komentuje Justyna Poznańska, psycholożka śledcza i profilerka z wieloletnim doświadczeniem.